z cyklu: pills and booze, woow, just take some more..
fabularnie na poziomie Pamiętników z Wakacji mniej więcej, i tak przynajmniej do siedemdziesiątej pierwszej minuty (z zegarkiem w ręku liczone). to co rozpoczyna się romansem ri i i i i i i i i i i li rozgroovionego nauczyciela thompsona z młodym licealnym blond hipisiątkiem, wieńczą dwa brudne wieśniaki na motorach stanowiące coś w rodzaju nieoficjalnej łączki pomiędzy Easy Riderem hoppera a Deliverancem boormana.
wszystko kończy się - a, spoilne se! - dobrze, bo radosnym przekazaniem pałeczki kolejnego nauczyciela w ręce wspomnianego już blond hipisiątka - aczkolwiek, w niedalekiej przyszłości rozterapeutyzowanych lat osiemdziesiątych, hipiski sandy und mandy będą miały na kozetkach wiele do opowiadania..
(w jakimś tam The Big Chill lawrence'a kasdana na przykład)