Kumpel włączył, od niechcenie zarzuciłem okiem... A potem wpadł typ z gitarą plującą ogniem i musiałem trzymać kocyk oraz zwieracze. Sądziłem, że ten film można tylko zje.ać. Bo i jak tu pobić mit Gibsona, apokaliptycznego świata pełnego przemocy i beznadziei. Jak? Zrobić rozpierduchę, oblać to przerysowanym stylem i zatrudnić Charlize Theron. Fenomenalne kino drogi, które nie zwalnia od pierwszej minuty. Tylko wrzuca kolejne biegi, aż gumę pali. Tylko Hardy'ego żal, bo chu#owizna straszna.
Ja tam lubię tłumaczyć. Ok. no too wiadomo że trudno zastąpić Mela Gibsona - to każdy fan wie. Wiedział o tym Hardy o urodzie pluszowego misia, zdolnego do przejawów nerwicy. Powiedział (w wywiadzie) że to Charlize była jak MadMax. Z bardzo ciekawą misją do wykonania. Jej film po prostu,no. I za to mamy przecie Furiosę no i wybija się bardziej niż ten Max i w ogóle ona całościowo jest kozacka i każdy ją kocha (no ja też) mimo tego oszpecenia. kocica w cholere. Dodajmy do tego, że Max Toma jest zupełnie inaczej prowadzony w filmie(grzech porównywać do Mela) a to oznacza, że był dla niej tłem, taki obserwator-pomagier który nawet w ostatniej scenie po prostu od niej spier*olił, no ale jeszcze wcześniej do niej pomruczał, bo lubował się w kotach Mruczkach, a ona sama była jak kocica. No-romantic bicz hehehe. no i jaka teraz puenta kuźwa, ja mam tylko żal w tyłku do Toma, że w końcu to żelastwo z mordy musiał zdjąć, bo dla mnie w tym wymiatał skurczybyk jeb*ny, takiej schizy żem nie widział w kinie dawno...