Trylogia Mad Maxa to dla mnie film kultowy lat 80-tych obok Gwiezdnych Wojen, Alien czy Jaws. Długo się wzbraniałem przed obejrzeniem tej części po prostu bojąc się kompletnego rozczarowania podobnie jak w przypadku Gwiezdnych Wojen. W końcu obejrzałem i na szczęście nie było tak źle jak myślałem. Film jest całkiem niezły, akcja, tempo (może za szybkie), efekty (może zbyt komputerowe) ale jako film akcji jest całkiem nieźle. Natomiast inna sprawa to to, że ten film nie wiele ma wspólnego z Mad Maxem '80s film powinien nosić tytuł "Mad Empress" bo to co zagrał niejaki Tom Hardy ma tyle wspólnego z Mad Maxem co Franek Dolas z Anatolem co zgubił parasol.
Nowa wersja jest o dwie klasy lepsza niż te stare Mad Maksy. Dopiero teraz ten film wygląda tak jak powinien wyglądać. Nigdy nie byłem fanem Maksa i nie miałem specjalnych oczekiwań względem tego filmu ale byłem bardzo zaskoczony, oczywiście na plus. Dla mnie ten film to kwintesencja kina akcji, brak zbędnej gadaniny, psychologizowania postaci i tym podobnych, przecież wcale niepotrzebnych w tym gatunku elementów. Fenomenalne sceny walk i pościgów, genialna scenografia, dobra muzyka, poprawne aktorstwo, nieco groteski rodem z Jodorowskiego, świetne projekty pojazdów i jeszcze lepsze sceny ich rozwałki. Czego więcej można chcieć od kina akcji?