Cóż można napisać. Meteor uderza w muzeum, ożywiając tym samym zamrożonego mamuta. I tu zaczyna się zabawa, gdyż owego zwierza na ekranie częśniej nie ma niż jest, a to za sprawą iście mistrzowskich efektów specjalnych. Zresztą nawet to rozumiem: też nie chciałbym ich nikomu pokazywać. Całość ociera się o camp.