Wszystko jest w tym filmie fatalne. Od pomysłu, by fabułę Londona rozegrać we włoskich dekoracjach po męczące, usztywnione i irytujące przerywniki obrazowo-dźwiękowe. Tu każda scena kuleje, każda jest niepotrzebnie pompatyczna i męcząco dydaktyczna. Nawet ujęcia bliskości robią wrażenie, jakby grali aktorzy pozbawieni swoich twarzy i prawdziwych uczuć. Tendencyjna historia o twórczości, polityce, nierównościach społecznych – trochę tromtadracka, miejscami boleśnie nużąca. Marinelli – tak chwalony – też mnie nie przekonuje. Ani wtedy gdy stara się usunąć brud spod paznokci ani wówczas, gdy jako wielki i spełniony pisarz pokazuje wszem wobec zepsutą jedynkę w szczęce. Bohater z oburzeniem ocenia wtórność filmu, na który wybiera się z ukochaną. Całość tego właśnie filmu jest wtórna, przewidywalna i robi się z tego kino wykładu. Bez pazura, bez charakteru. Zmęczone dwie godziny.