Przestrzegam miłośników dobrego kina wojennego. To szkolny, bardzo schematyczny filmik, trochę udający amerykańską produkcję. Wszystko jest tu gładkie, przewidywalne i nudne. Dialogi straszliwie drewniane, ckliwe o bohaterstwie i poswięceniu dla narodu i króla. Gniot z dobrym budżetem, który powzwolił wygenerowac w kompie parę scen zatapiania statku i zrobić profesjnalne zdjęcia (operatorka jest niezła). Na IMDB widze że Norwedzy się podniecają tym filmem ale naprawdę udowadnia on że w Norwegii II wojna światowa była w sumie niegroźna i bardzo przygodowa, a gestapowcy szarmanccy i bardzo męscy i warto im podac dłoń mimo ze torturowali i podrywali blond norweżki. Główny bohater w przerwach między wysadzaniem staków pije dobre wino, lub odbiera medale z rąk kóla, martwiąc się o towarzyszy. Poziom popularnego serialu wojennego z polskiej TV. Już Wołoszański jest ciekawszy.
Co poradzić, Szwaby uważali Norwegów za członków rasy nadludzi i z racji tego traktowano ich o niebo lepiej, niż Słowian. Do partyzantki nikt nie musiał iść, chyba, że mu się mocno chciało. A że temperament oni mają, jaki mają, to akcji partyzanckich starczyło na jeden, średnio interesujący film.