A zaczęło się jak na Asylum pięknie... Przez pierwszą połowę filmu czułem się, jakbym oglądał może i tani, ale jednak regularny serial sf. Jednak dwie zupełnie wyrwane z kontekstu sceny (ta mająca niby oznaczać upływ pół roku i bójka na przyjęciu) popsuły całkiem zabawne i pozytywne wrażenie i sprowadziły film do tradycyjnego poziomu wytwórni z Burbank. Już na końcu pozostaje podziwiać tylko wyjątkowo obfity biust Tiffany i czekać, aż to się wreszcie skończy. Cóż, sama nazwa nazwa amerykańskiej stacji ryzykującej wykupowanie kolejnych filmów (swoją drogą to już bodajże trzeci lub czwarty kolejny film Asylum o przerośniętych zwierzakach) opisuje ich poziom, że to zwyczajne 'syfy' ;) A naprawdę, jakby film do końca był jak pierwsza połowa nawet może i do czterech bym wyciągnął ocenę... Bo zła nie była, w stylu tanich seriali sf przełomu lat '70 i '80, a to swój urok ma...