6,9 83 tys. ocen
6,9 10 1 82755
7,6 51 krytyków
Melancholia
powrót do forum filmu Melancholia

Nie chodzi tu o planetę, ani o koniec świata, który, zdaje się, nastąpił już o wiele wcześniej. Nie jest to nawet do końca film o melancholii, choć wszystko mogłoby na to wskazywać. Z dziełem tego formatu, które, balansując niebezpiecznie na granicy kiczu, pragnie zagarnąć dla siebie wszystkie rodzaje sztuki oraz zawrzeć jakieś wielkie idee i zjednoczyć je w jednym, wszechogarniającym myślowym systemie, należy obchodzić się wyjątkowo ostrożnie. Tylko wytyczając klarowny szlak przypuszczeń i wyraziście kreśląc jego mapę można dokądś dojść. Choć i to nie jest pewne.

Nie byłoby może nawet szczególnie trudne prześledzenie wszystkich inspiracji, odnalezienie źródeł i wskazanie sposobu ich przepracowania. Zapuszczenie się w ten labirynt niesie ze sobą jednak wielkie ryzyko – ryzyko bezcelowości. Nikt z nas nie szuka przecież Prawdy, każdy natomiast chciałby odnaleźć swoją Ariadnę.
Trzeba więc dokonać wyboru. Spośród gąszczu możliwych rozwiązań i rozwidlających się ścieżek pójść jedną. Moja będzie nieskomplikowana.

Choć Robert Burton utrzymuje w Anatomii melancholii, powołując się na szereg uczonych, że nie należy „przykładać do sfer, słońca czy księżyca wagi większej niż do szyldów sklepowych”, tajemnicza planeta-wędrowiec zmierzająca w kierunku Ziemi nie tylko jest ostateczną przyczyną zagłady ludzkości, ale i symbolem samotności. Bo Melancholia to film o samotności. To film o braku. Czechowowskiego braku odpowiedzialności za następne pokolenie (Bez ojcowizny, Mewa), braku komunikacji, braku zrozumienia i w końcu braku...miłości. Iście przewrotny zabieg – uczynić uwerturę z opery opowiadającej o tragedii jednego z najbardziej archetypicznych miłosnych związków znanych ludzkości (Tristan i Izolda) przewodnim motywem filmu o wyobcowaniu... W tristanowski akord wpleść fałszywe dźwięki, zniweczyć największe osiągnięcie tonalnego systemu dur-moll, zburzyć porządek i harmonię...

Dzieło sztuki, wbrew obowiązującym modom, przestaje być ciekawe jedynie same w sobie. Najbardziej interesujący jest nie tyle końcowy efekt, piękne kadry czy intertekstualne związki. Istotne jest to, co kryje się pod powierzchnią, szereg myśli i uczuć, które pojawiły się przy jego tworzeniu. Nie sam reżyser nawet; raczej wirtualny rejestr jego osobowości, który, w sposób czulszy niż najdoskonalsza celuloidowa taśma, oddaje problemy i bolączki (rzadziej radości) epoki czy bardziej uniwersalnie – życia.

ocenił(a) film na 10
ladino

brawo. język tak wysublimowany, że żołądek sam rwie się na zewnątrz. ale za interpretację - celujący ;p

ocenił(a) film na 5
ladino

Matko boska... Krytyk przerósł artystę w formie wyrazu.
Film oceniany na podstawie reżysera. Gdyby ten film nakręcił ktoś bez "nazwiska", zapewne nawet nie zostałby dostrzeżony przez widzów.

ladino

Jeżeli tak ma wyglądać dzieło sztuki to chyba naprawde koniec świata sie zbliża, ktoś kiedyś ładnie na tym forum to określił, daj ludziom gówno a zobaczą w tym sens, co najlepsze bedą w niego wierzyć i go bronić, sorry ale nazwisko nic tu nie zdziała, nie od dziś wiadomo że reżyser tego filmu ma coś z głową, w filmie o nic nie chodzi , chodzi o gościa który ma depreche, wyraża siebie poprzez swoje filmy, krytycy są tym podnieceni i dla poceszenia wręczają sobie błyszczące nagrody - teatrzyk pajacyków ale prawda w oczy kole co nie
i darujcie sobie te pseudointelektualne interpretacje

ocenił(a) film na 7
temteges

Chodziło mi raczej o podjęcie polemiki z postmodernistycznymi teoriami, dekonstrukcją, "śmiercią autora" (Barthes). Nie twierdzę, że ten film jest arcydziełem, widziałem wiele lepszych. Ale jako obraz, jako gra z wieloma gatunkami ( w tym operą, malarstwem, literaturą) jest ciekawy, po pierwsze sam w sobie, a po drugie, w zderzeniu z jego twórcą. I tu wciąż musi pojawić się odgraniczenie: nie interesuje mnie sam Lars von Trier, czy to jako osoba prywatna, czy jako posiadacz znanego nazwiska. Interesuje mnie wirtualny Lars von Trier, taki, jakim go sobie wyobrażam na podstawie tego, co o nim przeczytałem i co sam sobie powiedział. Interesuje mnie właśnie ten teatrzyk pajacyków, w którym gra on jedną z głównych ról, błyszczące nagrody, a nawet Twój wpis na tym forum. I interesuje mnie ten film, w którym w jakiś sposób następuje projekcja jego życia, lęków i rozterek. Całość dopiero składa się na wyjątkowe zjawisko, jakim jest współczesna kultura (sztuka) masowa.

ladino

jedna wrzutka, ateizm, śmierć ateistki, apoteoza ateizmu, ale co ja o takich banałach....

ocenił(a) film na 10
ladino

Ja pier...olę, jaki tekst!
Normalnie oczami wyobraźni widzę siedzącego w fotelu, łysiejącego gościa w okularach, ubranego w golf, z dłońmi złożonymi w piramidkę który spokojnym, monotonnym głosem wygłasza swoje mądrości.

Tragedia! Rzadko trafia się na aż tak pretensjonalne wypowiedzi.
Zawsze jak czytam coś takiego, to mam wrażenie że te wszystkie wydumane zwroty służą jedynie zamaskowaniu pustki.
Totalne lanie wody.

ocenił(a) film na 10
Stilnes

coś bredzisz

ocenił(a) film na 10
afekt

ktoś tu bez wątpienia bredzi.

ocenił(a) film na 8
Stilnes

bardzo typowe dla naszych czasów jest to, że krytykuje się ludzi za ich wiedzę, horyzonty, poetyckość. To prawda, często zasłużenie bo ta poetyka jest albo nieodpowiednia albo nieudolna albo nieprawdziwa. Ale przecież ladino bardzo pięknie interpretuje tekst sztuki, szuka intertekstualności, przedstawia swoje myśli nt filmu. i właśnie chyba niepretensjonalnie wręcz prezentuje sie jako człowiek, który potrafi poruszać się w świecie kultury współczesnej i dawnej. I za to go krytykujesz? Taki ma styl pisania. Nie może to chyba byc 'lanie wody', skoro ja wyniosłam z jego tekstu pewne informacje i powiązania.