Lars von Trier opowiada o apokalipsie. Tyle, że tej bardzo prywatnej. Koniec świata służy za wdzięczną metaforę. Justine umiera sama w sobie, obserwujemy jej powolny rozkład, coraz bardziej bierną postawę. Naprzeciwko niej Claire - nie tyle szczęśliwa, co nieświadoma. I dlatego tak kurczowo trzymająca się życia. Wizualnie przepięknie, ale najbardziej poruszające właśnie w wymowie: pochwała rezygnacji jako jedynego właściwego wyboru, ciche piekło, które nie ma nic wspólnego z histerią. Depresja jest tu wręcz miękka i wygodna, to rodzaj bólu, który pozwala pogodzić się z rzeczywistością. No i aktorstwo. Von Trier zebrał prawdziwie gwiazdorską obsadę, ale najważniejszą rolę powierzył aktorce, która do tej pory budziła we mnie - delikatnie powiedziawszy - niechęć. I przyznaję - Kirsten Dunst nie tylko podołała, ona stworzyła świetną kreację, bezsprzecznie najlepszą w swojej karierze (o co akurat nietrudno, ale i tak brawa się należą). Poetyckie, porywające kino. Jeszcze raz przepraszam pana von Triera, że niegdyś w niego nie wierzyłem.
jedno co bezsprzecznie trzeba przyznać von Trier'owi to to, że potrafi "wykrzesać" wszystkie emocje o jakie dokładnie mu chodzi. NApewno nie jest łatwo i przyjemnie z nim pracować...jego filmy są ciężkie jak syzyfowy kamień ale von Trier potrafi nam pokazać jego fakturę kolor a nawet dla tych co wnikliwie patrzą jego wnętrze. Film dla mnie jest piękny jeżeli chodzi o stronę wizualną...zdecydowanie nowatorski jezeli idzie o przesłanie i symbolikę ale bardzo ciężki i dlatego cieszę się że jestem już po seansie z moimi przemyśleniami ale bardzo ostrożnie będę go polecać znajomym. Pozdrawiam!
Co do efektów wizualnych i postawy głównych bohaterek absolutnie się zgadzam. Natomiast jeżeli chodzi o Kirsten Dunst, to według mnie najlepszą kreacją w jej karierze była zdecydowanie Nicole w "Piękna i szalona". Tutaj oprócz biustu jednak zbyt wiele nie pokazała. Niestety mimo jej licznych starań ta aktorka chyba już do końca życia kojarzyć mi się będzie z tymi wszystkimi Spajdermenami, czy filmami typu "Dziewczyny z drużyny"... :/
A co do von Triera to uważam, że jest jednym z najlepszych, najoryginalniejszych i najciekawszych reżyserów jakich matka Ziemia nosiła.
"Melancholia" złym filmem nie jest, ale produkcjom Larsa sprzed 2000 roku nie dorasta do pięt. Moim skromnym zdaniem "Idioci" i "Tańcząc w ciemnościach" są niemalże fenomenalnymi obrazami (oczywiście jeżeli ktoś lubi niekonwencjonalne i szokujące kino). Podobnie jest z "Przełamując fale", albo starszym i nieco odmiennym dziełem "Medea"...takie filmy zostają w pamięci na lata, a to już w pewnym sensie czyni je co najmniej dobrymi.
Ehh, i tu jest właśnie pies pogrzebany - ani "Idioci", ani tym bardziej "Przełamując fale" mnie nie przekonało, "Tańcząc w ciemnościach" uznałem za zwykły szantaż emocjonalny. Z tychże powodów byłem przez wiele lat anty-Trierowy. Zmieniło się to dopiero za sprawą "Dogville" i - w szczególności - "Antychrysta", który wprost mnie zachwycił. Moim zdaniem to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, film 2009 roku. Kapitalna jest także, ze starszych rzeczy, "Europa". To właśnie najgłośniejsze dokonania Duńczyka z lat 90-ych mnie odrzucały.
"Antychryst" jak na razie jeszcze nie wpadł w moje ręce, więc nie mam porównania.