von Trier po prostu zrobił film o końcu europy (unii europejskiej), o czym świadczy czytelna aluzja do "ody do radości" Beethovena. Ale zarazem jest tu nawiązanie do klasycznego Viscontiego wieszczącego upadek europejskiej arystokracji, a może i do genialnego Orsona Wellesa przepowiadającego koniec współczesnych (pozornie) wielkich tego świata, a faktycznie czcicieli i niewolników niegodziwej mamony...