Czytam coraz bardziej pokrętne i wyrafinowane interpretacje i mam wrażenie, że zapomina się o tej najprostszej. Chorobliwa melancholia panny młodej, która paraliżuje i prowadzi do szaleństwa. Planeta Melancholia, która paraliżuje jej siostrę, rozpaczliwie wdziera się w jej umysł. W obu przypadkach siostry są przy sobie. Claire organizuje ślub, nadzoruje go punkt po punkcie. Justine buduje pokraczny szałas, do którego zaciąga swoją siostrę.
Melancholia panny młodej jest wyjęta z kontekstu zła i dobra. Jest to stan niezwyciężony, niepodlegający ocenie, choć pewnie weselni goście mieliby na ten temat inne zdanie. W drugiej części występuje to samo. Melancholia jest po prostu planetą, która uderza w Ziemię, na której żyją ludzie. Nie wydaje się to złe ani dobre, nie podlega to żadnej ocenie. Po prostu tak jest i nic tego nie zmieni, choć ludzie stający w obliczu końca świata z pewnością mieliby na ten temat inne zdanie. ;]
Ślub nie udaje się. Dla Justinie to tak naprawdę żadna różnica. Chciałaby, by to robiło różnicę, ale nie robi. Ziemia zostaje zniszczona, ale czy ma to jakieś znaczenie? Justinie bardzo chciałaby, by miało to jakieś znaczenie.