absolutnie pod żadnym kątem ten film nie wzbudził we mnie żadnych emocji. BA! nawet nie skłonił mnie do przemyśleń nad sensem życia, czy też "egzystencją". nie wkręciłem się.
We mnie wzbudził poczucie irytacji. Film reprezentuje ten rodzaj sztuki, który mnie osobiście po prostu denerwuje. Albo jest to kino do tego stopnia artystyczne, że nie potrafię tegoż artyzmu ogarnąć, albo jest to powiedzmy sobie przerost formy nad treścią. I ja obstawiam tą drugą ewentualność. Nuda, wiele scen, które nie wnoszą niczego, akcja rozwijająca się jak wrzody na żołądku. Właściwie to można godzinę filmu przespać w dowolnym wybranym momencie i obudzić się bez uczucia jakiejkolwiek straty.
We mnie też nic nie wzbudził a lubie tego rodzaju kino , niestety poz piękną scenografią nic nie dojrzałem czy odczułem
No bo "geniusz" tego filmu polega własnie na tym, że w zupełności abstrahuje od jałowych pytań egzystencjalnych. Pokazuje marność i nikczemność wszystkich naszych pojęć i wierzeń odnośnie "sensu" życia. Czym są Twoje pytania o "sens", jeśli za sekundę umrzesz? Czym są wszystkie Twoje problemy, jeśli jutro bedzie "piękny koniec świata"?
Twórczość Triera jest poza tymi wszystkim durnymi pytaniami. Jest medytacją nad "bezsensem" wszystkiego. Dlatego się pewnie nie "wkręciłeś" - ciągle szukasz za odpowiedziami, któych nie ma. "Sens życia" to iluzja, od której Trier się wyzwolił.
Tak mi się przynajmniej wydaje i dlatego dałem 10/10.
Większość filmów, które można ogólnie określić mianem "dołujących", opiera się na scenariuszu opowiadającym pewną historię jednego człowieka lub grupy ludzi. Historia ta jest nam przedstawiona chronologicznie lub w sposób bardziej skomplikowany (z zastosowaniem retrospekcji, luźnego "potasowania" scen i.t.p. zabiegów), ale przeważnie twórcy tego typu filmów robią wszystko, żeby na konkretnym przykładzie UDOWODNIĆ widzowi, że ich pesymistyczna wizja świata nie wzięła się z niczego, lecz jest wynikiem uważnej obserwacji rzeczywistości. Reżyserzy tacy starają się opowiedzieć historię, która zmusi widza do maksymalnego zaangażowania emocjonalnego, by ostatecznie oddziałać na jego intelekt i zachęcić do rozważań natury filozoficznej bądź moralnej.
Przykładem tego typu filmu jest "Chinatown" Polańskiego lub "Tańcząc w ciemnościach" von Triera. Jednak "Melancholia" jest filmem bardzo specyficznym. Tym razem celem Triera nie było zmanipulowanie tzw. "przeciętnego widza" i sprawienie, by w pewnym momencie przestał obżerać się popcornem i z przejęciem czekał na zakończenie opowiadanej historii. W "Melancholii" mamy od samego początku filmu do czynienia z bardzo subiektywną wizją wewnętrznego świata osoby chorej na depresję. Już w punkcie wyjścia widz musi zaakceptować pogląd, że życie jest marnością pozbawioną sensu i że Ziemia jest zła, a jej zagłada jest najlepszą rzeczą, jaka może przytrafić się jej mieszkańcom. I na tym właśnie polega problem, jaki wiele osób ma z tym filmem. Jest to po prostu dzieło elitarne, dla wybranych widzów, dla tych którzy (podobnie jak Lars) sami zmagają się z depresją lub zostali obdarzeni naturą melancholika, a także dla osób, których intelekt wykazuje silną skłonność w kierunku skrajnego pesymizmu. Pozostałe osoby pozostaną jakby "na zewnątrz" tego filmu i będą mogły jedynie czerpać z ekranu przyjemność estetyczną, wynikającą z obserwacji świetnej gry Kirsten Dunst, doskonałych zdjęć i efektów specjalnych. Przy czym odbiór tego filmu nie ma nic wspólnego z poziomem intelektualnym, a nawet z wrażliwością widza. Osoba bardzo inteligentna i wrażliwa, będąca przy tym doświadczonym kinomanem, może tego filmu nie zrozumieć. A z drugiej strony ktoś niezbyt bystry, rzadko oglądający filmy i mało interesujący się sztuką, może bez trudu odczytać kod tego filmu i wejść w sposób płynny i naturalny w przedstawiony w nim świat, pod warunkiem jednak, że należy do gatunku melancholików. Podobno wszystko sprowadza się do chemii w naszych mózgach. Jeśli ktoś ma wysoki poziom serotoniny, to ten film jest po prostu nie dla niego :)
Witam , muszę przyznać że to najlepszy komentarz o tym filmie jaki czytałem , dlatego że taki trafiony . Pozdrawiam.
zgadzam sie z toba film nie trafiony ...spodziewalem sie czegos lepszego po Larsie..
no szkoda ..tylko 5/10
Po co kręcić filmy o 'bezsensie życia'? Film ma właśnie prowadzić do głębszych przeżyć i emocjonalnych doznań, a tu poza bardzo dobrymi zdjęciami ciężko znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Zawiodłem się na Larsie...Antychryst był o wiele lepszy, a "Tańcząc w ciemnościach' nawet nie ma porównania ;p