Scorsese w "Milczeniu" udało się, coś, co w sztuce zdarza się niezmiernie rzadko, nakręcił, choć być może za wcześnie na wydawanie takich sądów, film, który najprawdopodobniej można uznać za arcydzieło.
I jak to w przypadku większości arcydzieł bywa, wszelkie gremia przyznające nagrody za mijający rok, pominęły "Milczenie" w swoich zestawieniach. Sztuka jak ta wymyka się jednak doraźności i dopiero z czasem zauważa się jej uniwersalność.
Aż dziw bierze, że dwa lata temu obsypano nagrodami "Birdmana", chociaż film ten okazał się znacznie bliższy tematycznie dla Akademii, niż kino o prześladowaniu chrześcijan w Japonii w XVII wieku.
W przypadku "Milczenia" należy jednak patrzeć daleko poza fasadę fabuły. Scorsese nakręcił film o indywidualnym percypowaniu Absolutu i o tym, że nie należy wprzęgać indywidualnych doznań w uniwersalistyczne doktryny, bądź dogmaty.
Całe szczęście, że wśród nominowanych do Oscara znalazł się Rodriego Prieto, operator filmu. Niestety, na liście nazwisk docenionych za montaż, zabrakło Thelmy Schoonmaker. A to właśnie zdjęcia i montaż sugerują od początku "Milczenia" sensy, które w sferze narracyjnej, w sferze dialogów, ujawniają się z całą mocą, dopiero w trzecim akcie.
Mam nadzieję, że za kilka lat "Milczenie" zostanie uznane za wielkie kino i będziemy się mu przyglądać z należytą uwagą i ciekawością.
Więcej moich przemyśleń na temat "Milczenia" zamieściłem tutaj: http://wizualnia.blogspot.com/2017/01/wizualne-swiezosci-jeden-absolut-wiele.htm l
Bardzo ciekawa analiza wizualizacji filmu. Jak będę oglądał film zwrócę na to uwagę.
Dzięki, mam nadzieję, że podczas oglądania filmu moje spostrzeżenia okażą się przydatne:)
Filmu jeszcze nie miałem okazji obejrzeć, wyglądam premiery od dawna ale Twoje słowa dodatkowo podgrzały atmosferę wyczekiwania :)
Mogę tylko powiedzieć, że jest niezliczona ilość powodów, żeby zobaczyć "Milczenie". Chociażby taki, że w filmie można oglądać aktora, który powinien w tym roku otrzymać Oscara za najlepszą rolę drugoplanową, czyli Isseia Ogatę. Dla mnie to było odkrycie na miarę Christopha Waltza w "Bękartach wojny".
Świeżo po seansie kinowym i może dopaść Ciebie odczucie, że po 1h filmu masz ochotę wyjść z kina, po 2 godzinie zastanawiasz się co jest w tym filmie że jeszcze nie wyszedłeś z kina, a po zakończeniu z bananem na twarzy stwierdzasz WARTO BYŁO ! :) Film naprawdę godny polecenia. W mojej opinii bardzo obiektywny i szala nie przechyla się na żadną ze stron chrześcijaństwa czy buddyzmu pomimo dedykacji na samym końcu.
Niemal od początku podszedłem do tego filmu ze spokojem, jakby rzeczywiście o medytację tutaj miało chodzi i było w nim coś więcej niż opowieść, którą mamy podaną na talerzu.
Ale rzeczywiście, to nie jest klasyczne kino i w jakiś tajemniczy sposób trzyma człowieka przy ekranie kinowym. Myślę, że to siła obrazu oddziałująca na nas w naprawdę niezwykły sposób. Bo zdjęcia nie są zwyczajnie piękne, są kontemplacyjne, a montaż bywa niemal nielogiczny w myśl "kina stylu zerowego", no i ta muzyka zbudowana z ciszy i uporczywych dźwięków wydawanych przez cykady oraz buddyjskie instrumenty sakralne. Wszystko to odwołuje się przez pięć zmysłów do zmysłu szóstego. Tak przynajmniej ja to odczułem.
Racja. Ten film nauczył mnie jednego, że po filmie Scorsese można się spodziewać absolutnie wszystkiego. Ten człowiek jest wszechstronnym geniuszem reżyserowania i za każdym razem w inny sposób zaskakuje widza. Trzymam kciuki żeby żył 200 lat i zdążył wydać filmy z zapowiedzi Sinatra i Irishman :)
Podobno projekt o Sinatrze zarzucił, bo rodzina Sinatry nie chciała, żeby opisywał w filmie pewne wątki, a bez nich nie da się rzetelnie opowiedzieć historii. To jednak świadczy tylko o tym, że Scorsese jest wierny kinu i nie idzie na kompromisy.
Czyli reżyser dochodzi,że katolicyzm nie powinien się mieszać do Japonii- inny sposób myślenia buddystów?
Jeśli oczekujesz jasnej i klarownej odpowiedzi, to zdecydowanie nie ma takowej w "Milczeniu". Z pewnością Scorsese mówi, że każda wiara ma swoją specyfikę, co podkreślone jest poprzez metaforę błota, w którym nic nie wyrośnie.
Ma swoją specyfikę- fajnie,ale co to ma do tego,czy dobrze ,cz zle- dla Japończyków,że katolicyzm wybrał się do Japonii?