Przesympatyczny film o życiu rodzinnym - na zewnątrz bez skazy,a wewnątrz pełnym uraz i pretensji. Jak to bywa z rodzinami, w komplecie spotykają się tylko przy okazji ślubów czy pogrzebów. W tym filmie wypadło na pogrzeb, który z racji rozruchów (jest rok 1968) i strajku grabarzy nie może się odbyć. Stąd przy łożu zmarłej toczą się przetargi o spadek, rozmowy poważne i wesołe, flirty i wymówki. Nawet dzieciaki ze swymi poważnymi pytaniami: "Mamusiu, co to jest pigułka?", "a co to jest sperma?" wpisują się w ten rodzinny pejzaż. Michel Piccoli jako Milou jest świetny w każdym calu, a film jak to gorzka komedia bawi przywarami i różnicami osobowości.
Uważam podobnie, jednak np scena z rozbierającą się kuzynką i spojrzenie wujków na jej nagie piersi? coś tu było dziwnego. Podobnie jak Milou, który zasnął podczas czuwania i patrzy na nogi wnuczki, która akurat domykała szczękę prababci. Może wyolbrzymiam, ale jakiś dziwny był ten Milou.
Całość faktycznie słodko - gorzka. Każdy coś chce zabrać, dostać a od siebie nic. Nawet ich nie interesuje co się stanie z Milou.