Solidne kino w wykonaniu znanego reżysera starszego pokolenia – Janusza Morgensterna, zasłużonego dla polskiej telewizji („Polskie drogi”, „Kolumbowie”, „Stawka większa niż życie”). W filmie występuje wielu znanych aktorów: Gajos, Romantowska, Pszoniak, Żurek, Cielecka, Szyc, Arciuch, Lubaszenko, Olszówka, Kowalski, Orzechowski, Zbrojewski. U dobrego reżysera nie gardzi się nawet epizodami (Dykiel, świetny Kowalewski, Kolberger), prawie jak u Barei. Żurek sympatyczny, choć może nie wybitny. Gra na jednej nucie. Prawdziwe aktorstwo pokazali Gajos, Romantowska, Pszoniak, Olszówka. Arciuch pokazała za to ciało. Ten film to odzew reżysera na nawoływania krytyków, którzy od dłuższego czasu ubolewają, że tak ciekawe w wydarzenia lata 80-te nie cieszą się powodzeniem wśród polskich filmowców. Morgenstern je pokazuje. Pokazuje Polaków umoczonych w system, stojących w rozkroku, jak o postawie swego konformistycznego męża mówi Romantowska. Lata 80-te reżyser zarysowuje pamiętnymi z tamtych czasów kadrami: saturator, napisy na murach – antykomunistyczne i prosolidarnościowe, radio „Zodiak” i morówka Żurka, zakupy w „Pewexie”, papierosy „Radomskie” i „Carmeny”, „Czas Apokalipsy” w „Moskwie”. Nie wiem, czy ówcześni studenci wiedli tak rozwiązłe i niehigieniczne życie, jak to zostało pokazane w filmie. Widać parę niedoróbek: pożółkły egzemplarz „Trybuny Ludu” w rękach Bożeny Dykiel (30 lat wstecz nie miał prawa już być zżółknięty). Podobnie naznaczone zębem czasu są kartki, na których Żurek spisuje ukradzioną nieżyjącemu Pszoniakowi powieść, a które później skwapliwie sczytuje Cielecka. Inne „podejrzane” jak na ówczesne czasy gadżety to bateria łazienkowa u Kowalskiego, przy pomocy której zagłuszał podsłuchy oraz słowa „szajs” i „palant” w języku bohaterów. Te kolokwializmy z pewnością pojawiły się znacznie później. Ale to wszystko drobiazgi, nie mające wpływu na ogólny odbiór tego udanego filmu.