Ilość gwiazd i wyfotoszopowany plakat są odwrotnie proporcjonalne do jakości tego obrazu, po który sięgnąłem po obejrzeniu o niebo lepszego "Generała Nila" i spotkał mnie ciężki zawód.

W przypadku "Mniejszego zła" Pszoniak z Gajosem (obaj znakomici!) obnażyli mizerię całej reszty, a brakowało tam tylko Zakościelnego, braci Mroczków, Elżbiety Zapendowskiej i Kory z pudelkiem - jeden Lesław Żurek już tam był.

Brak dobrej fabuły (która, jestem niemal pewien, że skądś jest zerżnięta), brak muzyki (jedynie przy scenach przed seksem pojawia pierdzielenie w stylu "Psy 2" a'la płaczący Franz z Waldkiem Morawcem nad obciętym kciukiem) i dłużyzny, dłużyzny, dłużyzny.

Wydawało mi się, że takie nagromadzenie w sumie dobrych (co poniektórych) aktorów, będzie zapewne jakimś manifestem, rozliczeniem z tym sku*wiałym systemem - a tu co? Bajeczka o Jasiu co naposuwał sobie naiwnych kobit, trypla połapał, pobawił się w plagiaty wybierając tytułowe "mniejsze zło".

No może jeszcze Lubaszenko błysnął ze swoim: "Sp*erdalaj psycholu, tu się pracuje!". I tyle. Mizeria.