W filmie nie zabrakło charyzmatycznych aktorów czy ładnych ujęć, ale na tym kończy urok. Główny bohater celowo, w celu zniszczenia związku swojej najlepszej przyjaciółki, przyjmuje posadę głównej druhny. Twórcy przez cały czas pokazywali, że pan młody jest w zasadzie świetnym facetem, do tego podnieśli stawkę (pewnie drogie wesele, wymagające wiele trudów) żeby wkroczyć z typowym "odbijanie panny młodej spod ołtarza". Czemu nie wyznał swoich uczuć w mniej dramatycznym momencie? Bo nie. Czemu w zasadzie mamy kibicować Tomowi? Bo tak. Zdecydowanie lepiej by się to oglądało, gdyby główni bohaterowie mieli jakiś kręgosłup moralny.