Naga Ewa Braun przechadza się po murach twierdzy do której lada moment ma zawitać Hitler. Jej ciało przez pryzmat ówczesnych kanonów piękna jest doskonałe, a ściany fortecy potężne. Wygląda na to iż III Rzesza faktycznie wzniosła się ku niebu, bezwzględnie spoglądając na zwykłych śmiertelników. Sen o mocarstwie szybko pryska wraz z pojawieniem się Führera. Mianujący się nadczłowiekiem wódz, wraz ze swoim sztabem to istoty obsesyjnie pragnące być bogami, a jednak żałośnie kruche. Adolf jest hipochondrykiem wstydzącym się własnych czynności fizjologicznych, zaś jego słudzy albo śmierdzą, albo mają problemy z umysłem. Tak właśnie w obiektywie Sokurowa jawi się faszystowska władza: jako błazny które udają kogoś kim nie są.
Portret małżeński Hitlera jest równie ironiczny. Swym panowaniem nad państwem odbija sobie jego brak w związku. Zdominowany i wyśmiewany przez żonę, stara się być patriarchą w rządzie, bo w rodzinie być nim nie potrafi.
"Moloch" to kino monumentalne, nieśpieszne i niezwykle absurdalne. Można wręcz powiedzieć iż Sokurow stworzył własną wersję "Dyktatora" Chaplina. Wielbiciele reżysera winni być zachwyceni, ale reszta może zauważyć pewną tendencyjność w portretowaniu zakompleksionego, słabego Führera. Mimo to, zobaczyć warto.