PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=760272}

mother!

Mother!
6,2 72 154
oceny
6,2 10 1 72154
5,6 39
ocen krytyków
mother
powrót do forum filmu mother!

Myślę, że największy problem w ocenie tego filmu polega na niezrozumieniu zawartych w nich alegorii. Pomijam już fakt nieodnalezienia w ogóle metafory scen biblijnych, obecny w niektórych (oficjalnych!) recenzjach, który prowadzi ich autorów do wniosku, że film jest absurdalny i bez sensu. To tylko pokazuje upadek dziennikarstwa. Uważam jednak, że zabawa przy tym filmie w żadnym razie nie polega na odnajdywaniu odniesień do Biblii i szukaniu odpowiedzi, która scena stanowi odniesienie, do którego wydarzenia. Żeby zrozumieć ten film, trzeba wniknąć jednak nieco głębiej. Sportretowanie Boga i tajemniczej matki w ten a nie inny sposób skłania do naprawdę wielu refleksji dotyczących religii, człowieka, Boga i relacji z nim.

Dominująca interpretacja jakoby film przedstawiał Matkę Ziemię, która została zniszczona przez inwazję złych ludzi, jest płytka i – moim zdaniem – błędna. Znacznie ciekawsze jest postrzeganie matki jako jednego z elementów boskiej natury, albo też elementu Wszechświata. Moim zdaniem obie te interpretacje są uprawnione, a wybór jednej z nich zależy od przyjętej koncepcji boga – osobowej, panteistycznej, dualistycznej czy jeszcze innej. Ponieważ jednak autor zdaje się odnosić do koncepcji Boga osobowego, lepiej przyjąć, że Bóg i matka stanowią tak naprawdę jedną osobę boską, w której występują dwa pierwiastki, ścierające się ze sobą. Męski pierwiastek to element twórczy, kreacyjny, nieco szalony. Element żeński to element miłości, dążenia do ładu i harmonii. Dualizm popularny dość w kulturze, żeby chociaż wspomnieć o postawie apollińskiej i dionizyjskiej u Nietzschego, ale nie tylko. Niewątpliwie postać grana przez Bardema posiada pewne cechy Boga Starego Testamentu, megalomana, któremu w gruncie rzeczy los ludzi jest obojętny, pragnie za to adoracji i uwielbienia, co widać w wielu scenach. Dlatego stworzył ludzi – co jest zgodne zresztą z teologią chrześcijańską, ale Aronofsky dotyka tu jednego z absurdów tej teologii – z jednej strony Bóg stworzył człowieka, żeby go kochać, a z drugiej strony po to, żeby być kochanym. Czy ta miłość jest wzajemna? Czy w ogóle może być wzajemna? Nie wiadomo.

Prześledzenie losów małżeństwa jako ścierających się dwóch sił w jednej osobie boskiej jest naprawdę fascynujące i sprawia, że film staje się genialnym głosem o potężnej sile filozoficznej refleksji. Jest to oczywiście wizja autora i nie stawia żadnych odpowiedzi, raczej tylko pytania. Nie jest to wizja chrześcijańska, choć mocno na niej oparta, ale dostrzec można też wpływy manicheizmu czy panteizmu. W końcówce natomiast jest odniesienie do koncepcji odradzania się świata ze zniszczenia.

Moim zdaniem najlepszymi scenami filmu są te surrealistyczne wizje i poruszające sceny, które dzieją się w drugiej części, kiedy akcja przyspiesza. Ktoś uznał niektóre z nich za zbyt brutalne, oczywiste i kiczowate, jak np. sceny jedzenia ciała dziecka. Jak jednak inaczej przedstawić, czy choćby zmusić się do zastanowienia nad koncepcją chrystianizmu, czyli spożywania ludzkiego ciała, które – jak wierzą katolicy – jest w istocie naprawdę ludzkim ciałem, a nie tylko symbolem? Jak inaczej pokazać szaleństwo religii niż właśnie poprzez widok otumanionych fanatyków, którzy czekają na spełnienie krwawej ofiary? Oczywiście, ktoś może się z tym nie zgadzać, albo uznać kryjącą się za tym obrazem refleksję za prostacką wizję ateisty, ale niewątpliwie jest to obraz przekonujący, skłaniający do refleksji.

Podsumowując, sądzę, że trzeba być jednak trochę zanurzonym w refleksji filozoficznej i teologicznej, żeby czerpać przyjemność, przede wszystkim intelektualną, z oglądania tego filmu. Jak wiadomo, obecnie większości ludzi rozmyślania nad wizją boga i człowieka, relacji między nimi są zupełnie obce. Nic dziwnego, że dla tych osób film jest zupełnie niepłodny intelektualnie, pretensjonalny i głupi.

Czym jest tytułowa matka? Czy jest wołaniem o dostrzeżenie kobiecych elementów w Bogu Stwórcy, we Wszechświecie? Nie byłoby to głupie. Erich Fromm w jednym ze swoich esejów uzasadniał powołanie do życia kultu Maryi, nieobecnego przecież w początkach chrześcijaństwa, brakiem w osobie Boga chrześcijańskiego elementów ciepła, opiekuńczości i innych przypisywanym kobietom. Ta potrzeba w ludziach jest. Myślę, że film wpisuje się w tego rodzaju rozważania.

Spotkałem się też z zarzutem, że film jest kiepski, bo dobra alegoria powinna być prawdziwa i sensowna na poziomie dosłownym, a jak wiadomo, niektóre ze scen są absurdalne i pozbawione logiki. Zarzut ten jest tylko częściowo uzasadniony, bo co jeśli historia ukazana w Biblii jest właśnie na tyle absurdalna i nierealistyczna, że nie ma prawa realistycznego funkcjonowania na poziomie dosłownym?

Refleksje dzień po obejrzeniu filmu. Nie upieram się przy tej interpretacji. Film nie jest jednowymiarowy. Jest to film do myślenia i każdy będzie miał inne refleksje, tylko potrzebuje mieć do tego jakąś bazę wcześniejszych filozoficznych przemyśleń.

ocenił(a) film na 6
zambrotta

Ciekawa analiza. Oglądając "mother!" wykluczyłem interpretacje inne niż bezpośrednia adaptacja Biblii ze względu na zbyt dużą ilość jednoznacznych symboli. Jednak przy kolejnym seansie spojrzę na matkę i jej męża jak na jedna osobę.

malysz369

Też myślę, że warto obejrzeć film jeszcze raz, jak już wiadomo mniej więcej czego szukać. Ja na przykład przyjrzę się wtedy dokładniej dialogom oraz zachowaniu Bartema. Być może reżyser także w ten sposób chciał coś powiedzieć o swojej wizji boga.

zambrotta

Film ma wiele cech gnozy: pogardy dla stworzenia i stwórcy. Tylko czy dla całego stworzenia - materii? Sam reżyser podpowiada podobno, że chodzi o dzień 6 stworzenia - czyli człowieka. Wg tego mielibyśmy opozycję człowiek - przyroda - stąd zgodna z duchem czasu interpretacja ekologiczna większości. Tylko wtedy jedyną sensowną interpretacją byłby prymitywny nihilizm w duchu znanego greckiego filozofa Sedesa z Bakelitu. Film można próbować ratować (mam z tym kłopoty) idąc tropem duch - pierwiastek żeński - miłość.

reick

Do tego, co tam mówił reżyser, jeśli chodzi o ten 6. dzień, bym się nie przywiązywał. On to powiedział trochę tajemniczo w jednym z pierwszych wywiadów przed wyjściem filmu. To była raczej zagrywka marketingowa.

ocenił(a) film na 8
zambrotta

Przyszło mi do głowy coś, czego nie zauważyłem u nikogo piszącego o filmie - a mianowicie znaczenie wykrzyknika w tytule.
Ten wykrzyknik (zwróćcie uwagę na moment, w którym pojawia się tytuł obrazu) jest w mojej opinii bardzo ważny lecz czemuś ciągle pomijany, a przecież po coś tam jest! Coraz bardziej zwracając się ku interpretacji "kobiecego aspektu Boga" uosabianego przez postać Lawrence, tytuł przetłumaczyłbym raczej jako "Matki!" - w sensie wołania o nią, wykrzyczenia konieczności powołania jej do życia. Albo co najmniej "Matko!" jako wołania do Niej - aby była... Bo sam "męski" stwórca to dla świata za mało...

macbdotcom

Też myślę, że taka jest rola tego wykrzyknika! :)

ocenił(a) film na 8
macbdotcom

Twoja analiza jest genialna

ocenił(a) film na 7
zambrotta

Chciałem napisać coś od siebie na temat tego filmu. Z ciekawości przejrzałem większość komentarzy, by nie powtarzać pewnych spostrzeżeń. Czytając twój doznałem szoku. To jest dokładnie, zdanie po zdaniu, to, co sam bym napisał.
Tym co wyróżnia ten obraz jest wręcz zmuszenie widza do myślenia. Mnoży pytania (co jest podstawą filozofii) na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi, a raczej rodzą się kolejne. Jeśli ktoś to lubi, doceni to dzieło. Ci, których myślenie "boli" będą sypać jedynki.
10 to też jednak ocena przesadzona. By ocenić go wyżej, zabrakło mi przede wszystkim pogłębionej refleksji antropologicznej. Ludzie są tu tylko elementem scenografii, niszczycielską, bezmyślną masą burzącą harmonię i katalizatorem upadku. Być może to świadomy zabieg autora, który wciąż zmaga się z Bogiem (mimo deklarowanego ateizmu) i ten wątek był dla niego kluczowy. Dla mnie jako ateisty, to rozważania cokolwiek jałowe, chociaż mechanizm powstawania i rozwoju religii pokazany świetnie.

Do twojej analizy dorzuciłbym jeszcze trop egzystencjalistyczny : Matka (matka) jako połączenie Syzyfa i Chrystusa. Ofiara nieuchronnego losu i jednocześnie odkupicielka. Stąd hołd dla każdej matki jako fundamentu życia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones