Mustang z Dzikiej Doliny/film/Mustang+z+Dzikiej+Doliny-2002-323632002
pressbook
Inne
O filmie
Przedstawiany Państwu film "Mustang z Dzikiej Doliny" prowadzi widza ścieżką przygód dzikiego mustanga - Spirita, których szlak wiedzie poprzez nieoswojone, dziewicze przestrzenie Starej Ameryki. Napotykając na swojej drodze po raz pierwszy człowieka, Spirit buntuje się przeciwko zniewoleniu, co nie staje jednak na drodze jego przyjaźni z młodym Indianinem o mężnym sercu i imieniu Mały Strumyk z plemienia Lakota. Niezłomny rumak znajduje również szczęście w postaci pani swego serca - pięknej krwi klaczy Rain. Tak snuje się legenda jednego z nieopiewanych bohaterów Starego Dzikiego Zachodu. Wyróżniony Nagrodą Akademii® Matt Damon ("Buntownik z wyboru" /Good Will Hunting/) wystąpił w filmie w roli pierwszoosobowego narratora tytułowej postaci mustanga. Swoich głosów użyczyli również James Cromwell, nominowany do Oscara za "Babe, świnka z klasą" /Babe/, tutaj jako Pułkownik Kawalerii, siłą starający się podporządkować sobie Spirita; jak również rdzenny Amerykanin Daniel Studi, którego usłyszymy jako Mały Strumyk. Film fabularny "Mustang z Dzikiej Doliny" nakręcony tradycyjną techniką animacyjną, wyreżyserowany został przez tandem Kelly Asbury i Lorna Cook. Producentami są Mireille Soria i Jeffrey Katzenberg. Film powstał na podstawie scenariusza Johna Fusco. Tłem tej przepięknej opowieści jest muzyka mistrza Hollywood, wielokrotnie nagradzanego za swoje kompozycje Hansa Zimmera (Oscar za "Króla Lwa" /The Lion King/), jak również utwory laureata Grammy, trzykrotnie nominowanego do Nagrody Akademii® Bryana Adamsa ("The Mirror Has Two Faces", "Don Juan DeMarco", "Robin Hood: Książę złodziei" /Robin Hood:Prince of Thieves/).
Przełamując tradycję
Najnowsza produkcja wytwórni DreamWorks Pictures - "Mustang z Dzikiej Doliny" udowadnia, że to co zwykliśmy nazywać animacją tradycyjną nie ma nic wspólnego z potocznym rozumieniem tradycyjności. Pojawienie się komputerów w animacji zrewolucjonizowało ten gatunek, czego najbardziej charakterystycznym przykładem może być inauguracja filmów tworzonych całkowicie z pomocą technik animacyjnych, jak niedawny laureat Akademii Filmowej® - "Shrek". Niewątpliwie komputery miały również niebagatelny, coraz większy zresztą, wpływ na animację dwuwymiarową (2D), określaną mianem animacji tradycyjnej. Dowodem tego jest zadziwiający fakt, iż biorąc pod uwagę wszelkie cechy obrazu i jego tworzenia "Mustang z Dzikiej Doliny" jest najbardziej złożonym i skomplikowanym technologicznie filmem animowanym, jaki kiedykolwiek został nakręcony w wytwórni DreamWorks. Pomimo tego, że w obecnych czasach komputerowa myszka stała się najlepszym przyjacielem i niezastąpionym narzędziem animatorów, producent Jeffrey Katzenberg zauważa, iż żaden, najdoskonalszy nawet komputer nie może i nie powinien zastąpić ręcznej pracy artystycznej, która wyróżnia i tworzy klimat animacji tradycyjnej. Jak twierdzi Katzenberg: "Rzeczą, która nadaje tradycyjnym formom animacji unikalny charakter jest tchnięcie życia przez artystę, animatora w postaci, które wychodzą w sensie dosłownym spod jego ręki. W świecie animacji nie ma nic doskonalszego niż ten rodzaj tworzenia. Można to porównać mniej więcej do różnicy pomiędzy otrzymaniem e-maila i wiadomości napisanej odręcznie; to właśnie ta druga niesie ze sobą ładunek emocjonalności i prywatności. Jest to bezpośrednie tworzenie, tchnięcie życia za pomocą ołówka i kawałka papieru. Komputery tego po prostu nie potrafią, przynajmniej możemy powiedzieć...jeszcze nie potrafią." Po tym wstępie Katzenberg dodaje: "Komputer nie jest wyrocznią tradycyjnej animacji. Przy tworzeniu tego filmu chciałem połączyć tworzoną odręcznie animację z najwyższej klasy technologią, w celu stworzenia filmu, który korzystałby z dobrodziejstw obu tych światów. Szukałem słowa, które w odpowiedni sposób opisywałoby ten amalgamat. Ja sam uważam to za coś na kształt ponownego stworzenia animacji tradycyjnej, dlatego też określiłem to mianem "tradigital" (z połączenia słów tradycyjny i digital- cyfrowy). "Mustang z Dzikiej Doliny" nie jest z pewnością pierwszym filmem, w którym animacja tradycyjna korzysta z dobrodziejstw elementów trójwymiarowych 3D, bądź też generowanych komputerowo. Jest on jednak tak całościowym połączeniem obu tych technik, że niektórzy członkowie ekipy pracującej nad obrazem określali go mianem hybrydowej formy animacji. Szczególnie biorąc pod uwagę animację postaci w filmie dwuwymiarowym, efekty komputerowe relegowane były zasadniczo do dodatkowych elementów tła. Tutaj nawet postaci pierwszoplanowe, w tym główny bohater Spirit, są czasem animowane komputerowo w zależności od potrzeb ujęcia. Prawdę mówiąc, na ekranie widzimy całkowicie bezśladowe przejście od animacji komputerowej do tradycyjnej, uwzględniając nawet ujęcia jednej postaci w tej samej scenie. Wskazanie miejsc gdzie zachodzi takie przejście byłoby zadaniem niełatwym nawet dla wytrawnego animatora, a i on nie byłby do końca przekonany o swojej racji. Pierwszy przykład tego, o czym mowa mamy już na samym początku filmu, kiedy widzimy dorosłego Spirita, galopującego ze swoim stadem. W miarę jak obserwujemy pęd koni, jesteśmy świadkami animacji trójwymiarowej nie tylko całej grupy wierzchowców, ale również samego Spirita. Kiedy jednak nasz główny bohater odłącza się od reszty stada i wspina na wierzchołek wzgórza, kamera rejestruje ujęcie w zbliżeniu - jesteśmy świadkami, chociaż nie bylibyśmy w stanie stwierdzić, w którym dokładnie momencie, całkowicie płynnego przejścia do dwuwymiarowej rejestracji tego ujęcia. Z kolei, kiedy kamera cofa się, następuje kolejne przejście, tym razem od 2D do 3D, w sposób absolutnie bezśladowy. Jest to jeden z wielu przykładów artystycznej synergii artyzmu pracy komputerowej i tradycyjnej animacji w filmie "Mustang z Dzikiej Doliny". Niezależnie od tego czy weźmiemy pod uwagę technikę dwu-, czy też trójwymiarową postaci koni są niezwykle trudne do przeniesienia na ekran - zarówno, jeśli chodzi o ich rysunek, jak i dalszą animację. Tłumaczyć to może dlaczego "Mustang z Dzikiej Doliny" jest pierwszym animowanym filmem fabularnym, w którym centralną postacią jest właśnie to imponujące przecież zwierzę. Dodatkowym wyzwaniem był dla filmowców fakt, iż w zwierzęta nie mówią w filmie. Jak zauważa Katzenberg: "Chcieliśmy na swój sposób przełamać wiele reguł filmowych, zaczynając już od tego, że cała historia pokazana jest oczami konia, a koń ten nie mówi. Zresztą żadne ze zwierząt w filmie nie mówi. Decyzja o 'ubezgłośnieniu' bohaterów zwierzęcych podjęta została już na dość wczesnym etapie produkcji. Jak wspomina reżyser Kelly Asbury: "Prowadząc wstępne rozmowy i przymiarki do filmu zdaliśmy sobie sprawę, że jeżeli damy naszym zwierzętom głos, to nieuchronnie wpadniemy w pułapkę komediowego charakteru tego obrazu. Po prostu nikt nie będzie traktował serio konia, który mówi - to byłoby komiczne bez względu na to, jak bardzo poważnie staralibyśmy się pokazać tę postać na ekranie. Wybór padł zatem na pozostawienie zwierzętom swobody naturalnego poruszania się i wyrażania swoich odczuć poprzez animację." Pomimo tego, iż w filmie rzeczywiście nie ma kwestii wypowiadanych przez zwierzęta, a jeśli chodzi o postaci ludzi to dialogów też jest niewiele, do napisania scenariusza zaangażowany został John Fusco. Producent Mireille Soria mówi: "John był idealnym kandydatem do tego projektu, ponieważ nie tylko był zaangażowany przy kilku filmach opowiadających historie Starego Zachodu, ale również sam posiada kilka wierzchowców, a na dodatek jest honorowym członkiem indiańskiego szczepu Oglala-Lakota." Soria tłumaczy dalej, że ze swoim talentem i wiedzą na interesujący filmowców temat, Fusco przyjął wyjątkowe podejście do realizowanego przedsięwzięcia. "Na początku dokonał naszkicowania tematu, co nikogo zresztą nie zdziwiło, ale następnie zamiast komponować scenariusz przystąpił do pisania noweli osnutej na temacie wolności i osadzonej w majestatycznej scenerii Starego Dzikiego Zachodu. Tekst ten miał w sobie niewątpliwie o wiele więcej ładunku emocjonalnego i poetyckiego odczuwania niż miałby suchy scenariusz, a barwne opisy dawały artystom o wiele więcej informacji. Tak też, nie pisząc wiele dialogów jako takich, John stał się integralną częścią procesu kręcenia filmu." John Fusco przyznaje, że do czasu otrzymania informacji z wytwórni DreamWorks o możliwości pracy nad "Mustangiem", nigdy praktycznie nie wykazywał zainteresowania tworzeniem tekstów na potrzeby filmu animowanego. Jak wspomina: "Moi zleceniodawcy dali mi za punkt wyjścia to jedno zdanie: 'Spirit': 'Historia o Amerykańskim Zachodzie, opowiedziana z punktu widzenia mustanga'.Zapytałem wtedy tylko: 'Kiedy zaczynam pracę?" To jedno proste zdanie zaiskrzyło w wyobraźni pisarza, inspirując pomysł całej historii rumaka. "Wielokrotnie słyszeliśmy historie, o tym jak to zachodnie tereny były pozyskiwane lub tracone z punktu widzenia dominującego tam człowieka. Niewątpliwie jednak, jedną z najbardziej centralnych postaci w tym rozgrywającym się przez stulecia dramacie Amerykańskiego Zachodu był dziki koń, a nigdy nie pokazano tego właśnie jego oczami. Była to dla mnie inspiracja i twórcze wyzwanie." Fusco, dla którego dodatkowym bodźcem twórczym było zamiłowanie do zwierząt i hodowane na jego farmie w Nowej Anglii 22 mustangi dodaje: "Bazując na tym prostym opisie, zabrałem Spirita w podróż mającą swój początek na otwartych przestrzeniach prerii, a prowadzącą poprzez niewolę w kawalerii, aż do świata rodowitych Amerykanów - Indian. Ten rumak jest naszym przewodnikiem po dokonujących się w pewien nieuchronny sposób zmianach w świecie Starego Zachodu, których zwieńczeniem jest poprowadzenie linii kolejowej znaczącej swoisty koniec dzikiego świata wolności. Są w tym filmie tematy, które brzmią aktualnie także i w naszych czasach - szczególnie w tym momencie naszej historii - mam na myśli przesłanie nie załamywania się w obliczu przeciwności i niezłomności ducha w każdych okolicznościach." Reżyser Lorna Cook przytakuje stwierdzając: "Zawsze miałam wrażenie, że film ten porusza tematy, które wydają się być poruszające i znaczące, bez względu na miejsce i czas. Ale teraz, bardziej niż kiedykolwiek, akcentuje on wartość wolności naszych związków z domem i tymi, których kochamy... Cóż mogłoby być w życiu bardziej istotnego?"
Świat oczami mustanga
Pierwszym poważnym zadaniem w trakcie kręcenia filmu była kwestia tytułu - "Mustang z Dzikiej Doliny", gdzie mustang oznacza, naturalnie, z racji swojej definicji konia. "Konie są jednymi z najbardziej podziwianych, kochanych i pięknych stworzeń na naszej planecie", twierdzi Katzenberg. "Myślę, że stąd też bierze się swoista łączność między przedstawicielami tego gatunku a człowiekiem, którą datuje się na tysiące lat przed naszą erą. Z tych właśnie powodów uznałem, że pomysł nakręcenia opowieści animowanej o koniach jest sprawą fascynującą, chociaż z drugiej strony dochodzą do tego wszystkie trudności związane z przełożeniem elemetów zwierzęcych na animację. Nie ma przecież zwierzęcia, które byłoby równie trudne do uchwycenia w tej formie twórczości." Wyróżnia się kilka elementów, które 'trzymają' konie z dala od deski rysunkowej twórców filmów animowanych. Po pierwsze jest to długi i mało elastyczny grzbiet, po drugie bardzo wyraźnie określona muskulatura, widoczna w każdym, najmniejszym nawet ruchu, jak również różne rodzaje chodu konia. Ich głowy to jeszcze jedno z wyzwań - podłużny pysk, oczy osadzone wysoko i szeroko rozstawione, pysk osadzony w stosunku do reszty nisko. Katzenberg zdawał sobie sprawę, że kiedy wypowiedział tylko przed ekipą animatorów jedno słowo - konie, miało to wymowę rzucenia przed nimi rękawicy. Wytrawny producent wiedział jednak, kto pierwszy zechce ją podnieść. "Gdybyśmy mieli wymienić największych animatorów naszych czasów, to niewątpliwie na liście tej znalazłoby się nazwisko Jamesa Baxtera", stwierdza z przekonaniem Katzenberg. "Zwróciłem się do niego z tymi słowy: 'James, mam dla ciebie ambitne zadanie'. I to już wystarczyło. Od samego początku James bardzo entuzjastycznie odniósł się do naszego przedsięwzięcia. To on w pewnym sensie stał się orędownikiem sprawy "Spirita" wśród innych animatorów. Razem, i pod przywództwem Baxtera, grupa ta stała się idealnym zespołem, na którym mogliby wzorować się inni, podejmując się takich ambitnych zadań." Starszym animatorem sprawującym nadzór nad postacią Spirita został właśnie Baxter. Przyznaje on, że jego początkowy entuzjazm został nieco przytłumiony, do czego przyczyniły się wspomniane wcześniej realia kręcenia filmu animowanego, w którym poprzeczka trudności podniesiona została bardzo wysoko. "To było naprawdę najtrudniejsze zadanie, jakiego podjąłem się w swojej profesjonalnej karierze filmowej. Nie przesadzam, kiedy mówię, że pierwszych kilka tygodni spędziłem od rana do nocy za zamkniętymi drzwiami mojego studia powtarzając za każdym razem, gdy ktoś próbował mi przerwać: 'Proszę nie przeszkadzać! Muszę się skoncentrować'. Było to dość deprymujące, ponieważ gdy zabrałem się do wykonywania pierwszych szkiców zdałem sobie nagle sprawę jak mało wiem na ten temat." Kiedy okazywało się, że ktoś z grupy animatorów czegoś nie wie, trzeba było się tego po prostu uczyć od początku. Cały zespół przeszedł przyspieszony, super intensywny kurs z anatomii koni, hippiki, sposobu poruszania się zwierzęcia, jego lokomocji i szerokiego spektrum zachowań. Na szczęście Centrum Jeździeckie w Los Angeles ma dogodną lokalizację około 1,5 kilometra od kampusu animacyjnego DreamWorks. Tam właśnie animatorzy spędzali długie godziny podpatrując zwierzęta, prowadząc studia nad nimi i wykonując pierwsze szkice. Wiele czasu poświęcono obserwacji, czy też można powiedzieć podziwianiu imponującego ogiera o pięknej maści, który stał się pierwowzorem Spirita. Animatorzy ogromnie skorzystali również z porad i wiedzy fachowej dwóch uznanych na całym świecie autorytetów w dziedzinie jeździectwa i hodowli koni - Dr. Deb Bennett i Dr. Stuarta Sumida. Obie te osoby zatrudnione zostały przy filmie jako konsultanci ds. koni. Konsultanci przygotowali dla animatorów wielozadaniowy program szkoleniowy, mówiąc im niemalże o każdym bez wyjątku aspekcie życia koni. Wykłady sprawiały czasem, że 'studenci' zaczynali się zastanawiać, czy to co określali mianem zadania ambitnego nie graniczy raczej z cudem. Poza faktem, iż konie mają długi i dość nieruchomy grzbiet, inne części ich anatomii prawie zawsze znajdują się w ruchu - długa szyja pochyla się i kołysze, ogon faluje i śwista, uszy nastraszają się żeby uchwycić dźwięki. Wprowadzenie wszystkich tych elementów w ruch pozwala rozróżnić różne chody konia - od powolnego stępu, przez kłus, aż po krótki i pełen galop. Oprócz istotnego z punktu widzenia animatorów sposobów i tempa poruszania się, należało rozpoznać poszczególne komponenty każdego chodu, nie mówiąc już o towarzyszących im emocjach. Dla przykładu galop 'baraszkującego', bawiącego się konia jest zupełnie innych niż galop, którego podłożem jest strach zwierzęcia. Aby należycie i starannie oddać ruch, animatorzy często posługują się techniką określaną mianem "zgniatani i rozciągania". Jak tłumaczy Baxter: "W kategoriach filmu kreskówkowego mamy do czynienia z takim zjawiskiem kiedy musimy zdeformować pewien obiekt przygniatając go najpierw, a następnie rozciągając, w zależności od tego jak się porusza. Im bardziej kreskówkowy jest projekt tym więcej w nim elementów doprowadzonych do ekstremum 'elastyczności'. Należy jednak pamiętać, że im bardziej realistycznie ma być oddana rzeczywistość, tym subtelniejsze muszą być wszystkie ruchy. W przypadku koni również skorzystaliśmy z techniki 'zgniatania i rozciągania', jest ona jednak rozsądnie dawkowana i tylko przy ściśle określonych partiach ciała zwierząt - łopatkach i stawach pęcinowych...to właśnie tam mogliśmy się tym posłużyć, są to jednak działania bardzo subtelne i właściwie zamaskowane." Z punktu widzenia doktor Bennett i doktora Sumida istotne wydawało się przekazanie ekipie animatorów uczucia należnego szacunku dla inteligencji i złożonych emocji koni. "Konie są tak naprawdę bardzo inteligentne i bardzo ciekawe. Mają w swoim repertuarze szeroki wachlarz emocji i uczuć, które jak często zakładamy są przymiotem zwierząt inteligentnych", mówi Sumida. Bennett dodaje: "Konie są również bardzo uczciwe. Chodzi mi o to, że wykształciły w sobie sposoby przekazywania tego, co dzieje się w ich wnętrzu i jaka towarzyszy temu odczuwaniu reakcja zewnętrzna. Zależało nam zatem, aby animatorzy nauczyli się 'odczytywać' konie i mieć tym sposobem podstawy do przenoszenia tej informacji na ekran." Ta umiejętność wydawała się kwestią zasadniczą z punktu widzenia Jamesa Baxtera, jak również zespołu pracującego nad postacią Spirita, który pojawia się w prawie każdej scenie filmu, i którego szeroki wachlarz emocji obejmuje i radość cieszenia się wolnością i desperację pojmania, jak również bunt przeciwko próbie podporządkowania. Baxter stwierdza, że jego pierwszą inspiracją było już samo imię głównego bohatera - Spirit (w angielskim oznaczające duszę i jednocześnie odwagę). Za punkt wyjścia przyjęliśmy próbę stworzenia postaci konia niezwykle dumnego i bardzo odważnego, dla którego pragnienie wolności jest uczuciem dominującym. W głębi duszy jest to postać o wielkości ducha, który nie może być złamany." Chociaż pozostałym członkom 'końskiej' obsady filmu poświęca się na ekranie dużo mniej czasu niż samemu Spiritowi, to jednak przełożenie na język animacji ich myśli i emocji było równie trudnym zadaniem dla pozostałych osób sprawujących nadzór nad takimi postaciami jak Rain, klacz będąca obiektem zainteresowań głównego bohatera (nadzór Williama Salazara), czy też matka Spirita - Esperanza (nadzór Sylvaina DeBoissy). Każdy odcień emocji Rain, Esperanzy i innych członków stada musiał być odpowiednio skomunikowany za pomocą mowy ciała i wyrażenia pyska. Kristof Serrand, sprawujący nadzór artystyczny nad wszystkimi postaciami animacji mówi: "Kiedy mamy już głos aktora, który ma być podłożony, jest to jakiś punkt zaczepienia dla naszej postaci. Ale kiedy postać na ekranie właściwie nic nie mówi, wszystko trzeba wykonywać jakby w pantomimie, co niewątpliwie jest sporym utrudnieniem i wyzwaniem. Do tego dochodzi fakt, iż nie możemy użyć również wyrazistych w swojej ekspresji rąk. Konie nie mają rąk, mają kopyta, tak więc nawet gestykulacja była w tym przypadku poważnie ograniczona." W przypadku każdej postaci, szczególnie jednak tej, która nie mówi, animator musi polegać w dużej mierze na takich narzędziach wyrażania emocji jak oczy i brwi. I tutaj jednak konie nie posiadają klasycznych w naszym rozumieniu brwi, a ich oczy są umieszczone po bokach łba, zatem niemożliwe jest raczej patrzenie zwierzęciu prosto w oczy. Na potrzeby filmu trzeba było nieco 'poprawić' spojrzenie konia - przesuwając oczy nieco do przodu, podkreślając źrenice szerszą, białą obwódką i dodając bardziej zdecydowane brwi. Subtelne próby ze strony animatorów nadania bardziej ekranowego wyrazu zwierzętom spotkały się z aprobatą specjalistów jeździeckich, którzy pomimo ingerencji w anatomię koni i lekkich przeróbek z zadowoleniem stwierdzili, że 'Tak właśnie powinno to wyglądać'. Z równą atencją i starannością, co szczegóły anatomii zwierząt potraktowane zostały w filmie elementy, które słychać, a których jednak nie widać. Odgłosy koni, które słyszymy w filmie "Mustang z Dzikiej Doliny" są autentyczne. Nadzorujący pracę montażowe Nick Fletcher i reżyser dźwięku Tim Chau odbyli serię wizyt w stadninach w celu zarejestrowania wszelkiego rodzaju rżenia i innych odgłosów zwierzęcych, które pozwoliłyby nadać czołowym bohaterom głosy ich właśnie wyróżniające. Kolejnym etapem pracy było przedstawienie zarejestrowanego materiału dźwiękowego reżyser Lornie Cook, z pomocą której poszczególne dźwięki i tonacje zostały przyporządkowane poszczególnym postaciom w najbardziej dopasowanych ujęciach. "Lorna Cook ma wieloletnie doświadczenie w obcowaniu z tymi pięknymi zwierzętami, czasami wydawało się nam, że ma ona jakieś wewnętrzne rozumienie tego,co konie mówią", stwierdza Fletcher i dodaje: "To właśnie Lorna z największą precyzją wskazywała nam, w którym miejscu i jakim dźwiękiem powinniśmy się posłużyć, my z kolei przekazywaliśmy te informacje animatorom, aby mogli przełożyć to na język animacji." Sama Cook stwierdza: "Decydując się na kręcenie filmu bez dialogów, musieliśmy poszukać jakiegoś narzędzia, które zastąpiłoby tradycyjną mowę. Musieliśmy stworzyć język zwierząt i znaleźć odpowiednią tonację do artykulacji tego, co konie 'mówią', nie wypowiadając tego jednak."
Słowa i muzyka
Wyłączając dźwięki i odgłosy zwierząt, film "Mustang z Dzikiej Doliny" zaprojektowany i nakręcony został jako film niemy, z narracją, muzyką i piosenkami nagranymi dopiero po zakończeniu wszystkich prac animacyjnych. Asbury mówi: "Naszym założeniem było opowiedzenie całej tej historii obrazami. Niewielka liczba wstawek narracyjnych i dialogów była naszym świadomym zamierzeniem od samego początku, a z mowy korzystaliśmy właściwie dla podkreślenia kluczowych momentów historii, w taki miej więcej sposób, jak informacje pisemne pojawiały się na czarno-białych tabliczkach w starych filmach niemych." Soria dodaje: "Praktycznie rzecz biorąc narracja miała być w zamierzeniu elementem naświetlającym zasadnicze punkty fabuły. Z punktu widzenia kreacji postaci pomogła nam pokazać osobowość Spirita, jego poczucie humoru i mądrość." Aktor Matt Damon jest narratorem snującym opowieść w pierwszej osobie, głosem mającym imitować głos Spirita w najbardziej znaczących momentach filmu. Dla Damona obejrzenie zakończonego już materiału animacyjnego odegrało decydującą rolę w przekonaniu go do tego projektu, w momencie kiedy Jeffery Katzenberg po raz pierwszy zwrócił się do aktora z propozycja angażu. Jak wspomina: "Jeffrey zadzwonił do mnie i powiedział, że zakończył właśnie wstępne prace nad filmem animowanym, do którego chciałby mnie zaangażować. Kiedy przyszedłem na umówione spotkanie, usiadłem i to co zobaczyłem całkowicie mnie porwało. Właściwie sam obraz niósł już ogromną siłę ekspresji. Nie zastanawiałem się zbyt długo. Odpowiedziałem Jeffery'owi, że z ogromną przyjemnością wezmę udział w tym przedsięwzięciu." Katzenberg stwierdza natomiast: "mieliśmy dużo szczęścia i tak też czuliśmy, kiedy aktor kalibru Matta Damona zdecydował się zrealizować z nami projekt "Mustanga". Nie mogę wprost wypowiedzieć słowami jak wielki i niebagatelny wkład wniósł ten chłopak do kilku momentów, w których mamy sposobność usłyszeć myśli Spirita wypowiadane przez Matta. Aktor wniósł do filmu coś, co wydaje się wręcz bezcenne." Ze zdaniem Katzenberga całkowicie zgadza się Asbury twierdząc, że: "Matt wniósł ze sobą energię i witalność młodego człowieka, tak istotną z punktu widzenia przedstawianej przez nas postaci. Zanim trafiliśmy właśnie na niego długo prowadziliśmy zakrojone na szeroką skalę poszukiwania odpowiedniego głosu. Ale w momencie, gdy usłyszeliśmy Matta nie mieliśmy już żadnych wątpliwości - mieliśmy przed sobą Matta Damona, który po prostu był Spiritem. Jego głos jest stworzony do tej roli. Potem, kiedy rozpoczęliśmy zasadniczą część nagrań nie mogliśmy się nadziwić jak bardzo profesjonalnie, a jednocześnie zabawnie aktor traktuje powierzone mu zadanie. Jest bardzo otwarty na sugestie i współpracę i ma mnóstwo zabawnych pomysłów - nasze sesje nagraniowe były dzięki niemu tak pełne humoru, że nawet po kilku godzinach pracy nikt nie patrzył na zegarek i nie miał ochoty skończyć." Aktor z kolei bardzo cenił sobie wszystkie uwagi ze strony reżyserów i producentów. Jak twierdzi: "Osoby, z którymi przyszło mi współpracować znakomicie rozumiały co chcą osiągnąć i czego oczekują ode mnie.To bardzo ułatwiło naszą współpracę. Do tego każdy obraz i każda scena niosły ze sobą tak ogromny ładunek emocjonalny, że praca z mojej strony była o tyle ułatwiona, że miałem jasny obraz tego jak powinienem operować głosem. Otoczony byłem ludźmi, którzy spędzili nad filmem wiele godzin i podchodzili do niego bardzo emocjonalnie, z wielką pasją - ich pomocy i wyrozumiałości nie sposób nie docenić. Muszę również powiedzieć, że tekst, z którym przyszło mi pracować był przepięknie napisany - miał w sobie coś bardzo wzniosłego i poetyckiego. Podobało mi się, że nie jest to film przegadany. Słowa pojawiają się tylko wtedy, kiedy są absolutnie niezbędne... większość ujęć mówi same za siebie." Chociaż aktor miał już wcześniej możliwość pracy przy filmie animowanym, sam stwierdził, że narracja animacyjna stanowi całkowicie odmienną dyscyplinę, ponieważ: "zawsze pozostaje kwestia tego do kogo tak naprawdę narrator kieruje swoje słowa - nad tym właśnie zagadnieniem spędziliśmy sporo czasu. Ostatecznie, wszyscy doszliśmy do wniosku, że ma być to opowieść snuta w stylu starych historii opowiadanych sobie przy ognisku. Ja sam próbowałem sobie wyobrazić, że opowiadam losy Spirita swojemu małemu siostrzeńcowi i naszła mnie w tym momencie refleksja, że przesłanie filmu pozwala na podzielenie się nim z dziećmi nie popadając przy tym w snucie bajek. Na nieco innym poziomie odbiorą pewnie ten obraz dorośli - jako pochwałę życia, wolności i prostoty czasów, kiedy to jeszcze większość terenów Ameryki Północnej nie była tknięta stopą białego człowieka - czasów, kiedy tę przepiękną krainę zasiedlały tylko dzikie, wolne konie. Obraz ten niesamowicie trafia do wyobraźni dorosłej widowni i na długo w niej pozostaje." O ile twórcy filmu w ograniczonym zakresie skorzystali z narracji w celu zakomunikowania widzom myśli i emocji Spirita, o tyle pogłębionej informacji na ten temat dostarczają oglądającym-słuchającym piosenki Bryana Adamsa i kompozycje muzyczne Hansa Zimmera, nieodłącznie towarzyszące głównemu bohaterowi. Jak utrzymuje Asbury: "Piosenki są emocjonalnym głosem Spirita. Bryan Adams ma taki właśnie trafiający do serca styl wykonywania swoich utworów, co w przypadku tego projektu jest wyjątkowo trafne. Piosenki płyną jakby z głębi serca Spirita. Z tego punktu widzenia Bryan jest 'sercem' filmu." Bryan Adams mówi: "Zasadniczo staraliśmy się stworzyć coś na kształt musicalu, gdzie piosenki miałyby wyrażać myśli i emocje głównego bohatera - rumaka. Historia Spirita została opowiedziana na ekranie zanim powstały utwory, dlatego też musiały być one już tak precyzyjne, co z mojego punktu widzenia, jako autora tekstów i muzyki, stanowiło nie lada wyzwanie. Jako wykonawca wchodziłem w rolę snującego opowieść - starając się oddać za pomocą mojego głosu emocje Spirita." Katzenberg o współpracy z Adamsem: "Bryan jest wyjątkowo utalentowanym piosenkarzem i autorem utworów muzycznych. Jest muzykiem, który stworzył jedne z najbardziej niezapomnianych, chwytających za serce utworów...pamiętajmy jednak, że w głębi duszy jest rock-and-rollowcem i jest w nim coś z ducha niepokornego chłopaka. Tego właśnie szukaliśmy u naszego bohatera Spirita - swoistej twardości i surowości, tak charakterystycznej dla głosu artysty. Ten tembr i nasz bohater pasują do siebie idealnie." Film o perypetiach Spirita dał również okazję do kolejnej już wspólnej realizacji Katzenberga i kompozytora muzyki filmowej Hansa Zimmera. Producent określa swojego przyjaciela mianem: "niezaprzeczalnie jednego z największych współpracowników i twórców, z którymi miałem okazję pracować przy filmach animowanych." Talent Zimmera uhonorowany został Oscarem za kompozycje do jednej z wcześniejszych produkcji Katzenberga - "Król Lew" /The Lion King/. Później obaj panowie mieli jeszcze okazję współpracować przy "Księciu Egiptu" /The Prince of Egypt/ i "Drodze do El Dorado" /The Road to El Dorado/. Pomimo wspaniałych osiągnięć przy wcześniejszych produkcjach, muzyka w "Mustangu z Dzikiej Doliny" chyba w największym stopniu stanowi integralną część tej produkcji. Sam Zimmer stwierdza: "Jest to całkiem odmienny projekt od powiedzmy "Króla Lwa", gdzie wszystkie postaci wypowiadają swoje kwestie same, a muzyka została napisana na długo zanim twórcy filmu przystąpili do jego produkcji. Pamiętam, jak Jeffrey (Katzenberg) zadzwonił do mnie i oznajmił: 'Chcę nakręcić film o historii mustanga na dzikim Zachodzie...oh, byłbym zapomniał, ten rumak w filmie nic nie mówi'. Był to dla mnie szalony pomysł, ale to właśnie cenię w Jeffrey'u - jest on osobą, która ciągle zaskakuje nowymi pomysłami, a praca z nim przypomina szaloną przygodę. A czy nie warto budzić się rano z poczuciem, że dziś właśnie czeka nas coś nowego? W pewien zabawny sposób, po raz pierwszy pracując przy filmie animowanym jestem głosem zwierzęcia, jest to dla mnie sprawa fascynująca." Soria stwierdza: "To, co Hans wniósł do naszego projektu, to emocje, które pobrzmiewają tak uroczo i niepokojąco zarazem w tle obrazu. Mamy tu tematy ziemi rodzinnej, więzi z matką, miłości... Hans pomógł nam opowiedzieć tę historię pięknymi muzycznymi frazami." Zarówno kompozycje muzyczne, jak i piosenki stanowią łączną całość w obrazie "Mustang z Dzikiej Doliny", ponieważ muzyka jednej staje się podstawą skomponowania drugiej. Zimmer i Adams musieli ściśle ze sobą współpracować, a jednocześnie często rozdzieleni byli strefami czasowymi i odległością. Zimmer na stałe mieszka i pracuje w Los Angeles, Adams w tym samym czasie odbywał swoje tourne - w rezultacie ich metoda prowadzenia współpracy była raczej niekonwencjonalna. "Można powiedzieć, że większość kompozycji stworzyliśmy razem przez telefon, korzystając z automatycznych sekretarek jako środka przekazu materiału nagraniowego", śmiejąc się wspomina Zimmer. "Jeśli Bryan wpadł na jakiś pomysł odnośnie słów piosenki, zostawiał wiadomość na mojej sekretarce, a ja z kolei dzwoniłem do niego później z propozycjami materiału muzycznego. Teraz patrzę na to jak na kompletne szaleństwo, ale mieliśmy przy tym sporo dobrej zabawy." Pierwszym utworem, który pojawił się w rezultacie tej unikalnej współpracy był "I Will Always Return", który zamyka film i jest jednocześnie motywem przewodnim "Mustanga". Dla Lorny Cook: "Jest to piosenka, która trafia do każdego. Jest w niej wiele emocji i myślę, że każdy, kto kiedykolwiek był przez dłuższy czas poza domem i ostatecznie do niego powrócił poczuje o co w tym utworze tak naprawdę chodzi." Zimmer dodaje: "Słuchając tego utworu nie możemy oprzeć się wrażeniu, że mowa w nim o poczuciu przynależności do miejsca, bliskich osób, rodziny. Chodzi o to, że niezależnie od tego jak daleko od stron rodzinnych rzuci nas los, jest zawsze miejsce gdzie chcemy wrócić i gdzie dzięki swojej wytrwałości i determinacji powrócimy. Możemy to odczytać również metaforycznie - jako miejsce wymarzone, w naszych sercach, albo po prostu jako realne miejsce w codziennym świecie." Chociaż "I Will Always Return" było pierwszym utworem napisanym na potrzeby filmu, to tematem otwierającym jest "Here I Am", wprowadzający nas w świat Dzikiego Zachodu i lata młodości Spirita. Widzimy go na tle tej melodii jako młodego źrebaka i towarzyszymy mu w latach, kiedy kształtowała się jego osobowość. Soria zauważa: "W piosence tej jest właściwie wszystko, co powinniśmy wiedzieć o Spiricie, żeby móc go lepiej poznać i zrozumieć. Jest radość życia, ciekawość świata, miłość do stron rodzinnych...Widzimy to wszystko na ekranie, ale muzyka nadaje przesłaniu wizualnemu całkowicie nowy wymiar." Spirit wyrasta z czasem na przywódcę stada Cimarron i przyjmuje odpowiedzialność za swoich współbraci, stara się ich chronić. Pewnego wieczoru słyszy muzykę harmonijki płynącą z odległego wzgórza, jest to dźwięk całkowicie obcy uszom dzikiego mustanga. Próbując poznać naturę tego tajemniczego dźwięku, oczom Spirita ukazuje się z kolei nieznane światło w oddali i zgodnie ze swoją poznawczą naturą mustang wyrusza, aby poznać skąd pochodzą światło i dźwięki. Okazuje się, że światło pochodzi z ogniska obozowego, gdzie Spirit ma okazję zetknąć się po raz pierwszy z człowiekiem. Następuje potem dramatyczna scena pogoni i pojmania Spirita. Widząc tego mężnego konia prowadzonego na lasso w piosence stanowiącej tło scen słyszymy niezłomne postanowienie walki o swoją wolność - "You Can't Take Me" (Nie możecie mnie pojmać). Jak przyznaje Adams był to jeden z trudniejszych utworów do napisania: "To właśnie wtedy Spirit po raz pierwszy zdaje sobie sprawę, że jest coś silniejszego i większego niż on sam. Stara się pokonać tę siłę nie tylko fizycznie i emocjonalnie, ale również duchowo. Musi w tym momencie pojąć, że nie jest panem swego losu i że musi odnaleźć w sobie wewnętrzną siłę." Spirit zostaje sprzedany Kawalerii, gdzie ma okazję poznać Pułkownika, który wydaje swoim ludziom rozkaz 'okiełznania tego konia'. Jeden po drugim, każdy z podległych Pułkownikowi żołnierzy stara się dosiąść i ujeździć Spirita, który reaguje na to tak, że widząc jego dziką determinację nie musimy słyszeć już żadnych słów. Przesłanie jego brzmi "Get Off of My Back" (zsiadaj z mego grzbietu). Jak twierdzi Adams: "W piosence tej pobrzmiewa nieco zabawna nuta, chociaż wiemy przecież, że nie chodzi tu o żarty. Spirit jest młodym ogierem, lubi się droczyć, a jednocześnie chce pokazać, że nikomu nie uda się go okiełznać. Tak właśnie powstała wspomniana piosenka "Get Off of My Back". To tak jakby Spirit mówił: 'Możecie sobie próbować mnie ujeździć, ale niezależnie od tego jak bardzo będziecie chcieli mnie złamać i tak się wam to nie uda. Koniec końców i tak wylądujecie na ziemi'." Kiedy Spiritowi udaje się ostatecznie dość wyraziście i narowiście przekazać co myśli na temat żołdaków, Pułkownik sięga po inną broń - przywiązuje konia do słupa, nie dając mu nic do jedzenia ani picia. W tym krytycznym momencie Spirit spotyka inną 'dwunożną' istotę, młodego, odważnego Indianina ze plemienia Lakota, o dźwięcznym imieniu Mały Strumyk. Ku zdziwieniu Spirita, jego również uwięzili kawalerzyści. Pomagając sobie nawzajem i obmyślając plan ucieczki dwójce ostatecznie udaje się wymknąć z niewoli, a Mały Strumyk zabiera mustanga do swojej rodzinnej wioski. Tam właśnie Spirit poznaje piękną klacz o imieniu Rain, która należy do jego dwunożnego przyjaciela. Pomiędzy parą wierzchowców zaczyna się gra uwodzenia i uczuć. Jednak szczęściu Spirita nie dane jest trwać długo: w ataku na wioskę Rain zostaje śmiertelnie zraniona, a Spirit ponownie pojmany i załadowany na pociąg oddalający się w nieznanym kierunku. Ponowna niewola była w stanie zrobić coś, co wcześniej wydawało się niewyobrażalne: złamać żelazną wolę niezależnego, odważnego mustanga. Ale nawet w tak ogromnej rozpaczy, w miarę jak żelazny pojazd zabiera go coraz dalej od stron rodzinnych, słyszymy początek wzbierającego w nim krzyku - ballady "Sound the Bugle" (Dźwięk żołnierskiej trąbki). Kelly Asbury tłumaczy: "Spiritowi staje przed oczami obraz stron rodzinnych, rodzimego stada i matki - to właśnie wystarczy, żeby przypomnieć mu, że ma jeszcze po co żyć...ma o co i dla kogo walczyć. W piosence pojawia się analogiczny obraz żołnierza, który musi stanąć w obronie słusznej sprawy: wygrać bitwę, w której stawką jest wolność." "Sound the Bugle" jest jedną z moich ulubionych piosenek", mówi Zimmer. "W dość zwięzłej formie przekazuje ogromny ładunek uczuć - od rozpaczy i całkowitego załamania się do wewnętrznej przemiany, dźwignięcia się z upadku jeszcze silniejszym i bardziej zdeterminowanym niż wcześniej. Utwór ten jest dla mnie absolutnym arcydziełem." Ze zdaniem Zimmera zgadza się Katzenberg: "To przepiękna, chwytająca za serce piosenka. Kiedy słyszymy Bryana i jego łamiący się głos nie mamy wątpliwości jak silnie łka jego serce. Wszystkie elementy tego utworu - słowa, muzyka i wykonanie składają się na piekielnie dojmujący efekt. Mam wiele podziwu dla Bryana, który przez cały film musiał być nie tylko wykonawcą i autorem utworów, ale jeszcze wytrawnym aktorem. A "Sound the Bugle" dowodzi tego z największą siłą." W finale filmu pojawia się jeszcze raz spinający klamrą utwór "I Will Always Return". Nie kończy on jednak całego materiału filmowego. Czytając napisy końcowe słyszymy trzy utwory, w tym między innymi "Here I Am", która pojawiła się w filmie na początku, tu jednak przerobiona jest na nieco inną nutę. Śpiewa ją również Adams, ale wersja ta wyprodukowana została przy współpracy z twórcami wielu hitów muzycznych - Jimmym Jamem i Terry Lewisem. Dwie pozostałe piosenki nie pojawiły się wcześniej w filmie, ale nawiązują do jego treści. W pierwszej z nich, "Brothers Under the Sun", Adams śpiewa o nierozłącznej więzi jaka połączyła Spirita i Małego Strumyka. Druga "Don't Let Go", jest tematem opiewającym miłosne zauroczenie Spirita i Rain. Ten ostatni utwór jest jedynym, którego Bryan Adams nie wykonuje sam. Towarzyszy mu głos wielokrotnie nagradzanej i utalentowanej artystki Sary McLachlan. Adams wspomina, że nagrywając "Don't Let Go" pracowali z Sarą pod dużą presją czasu z uwagi na zaawansowaną ciążę artystki. Mając w perspektywie możliwość przemienienia duetu w trio Adams wspomina śmiejąc się: "Za każdym razem, kiedy spotykaliśmy się na sesji nagraniowej poganiałem Sarę mówiąc 'Sarah, proszę cię, jeszcze ten jeden werset'" Na szczęście, przyszły potomek artystki wykazał się zrozumieniem dla artystycznych wyższych celów i przyszedł na świat dwa dni po zakończeniu wszystkich nagrań.
Narracja
Chociaż narracja i piosenki pojawiły się na późniejszym etapie kręcenia filmu, okrojone liczebnie dialogi musiały zostać nagrane przez aktorów sporo wcześniej, tak aby pracownicy animacji mogli zsynchronizować ruchy ust z podłożonymi głosami postaci. W filmie "Mustang z Dzikiej Doliny" główne postaci ludzi to Mały Strumyk, młody odważny Indianin Lakota, który zaprzyjaźnia się ze Spiritem, jak również Pułkownik Kawalerii, wykazujący niezwykłą determinację, jeśli chodzi o złamanie oponego charakteru mustanga. Asbury zauważa: "Pułkownik jest w pewnym sensie uosobieniem podboju Zachodu; Mały Strumyk z kolei to wyobrażenie postaci, która żyje w świecie Zachodu i jest jego częścią, a nie najeźdźcą. Są to dwa wymiary ludzkiego charakteru, z którymi styka się Spirit." Lorna Cook dodaje: "Pułkownik jest typem twardego wojskowego, który patrzy na tereny Zachodnie jak na coś, co musi zostać złamane i podbite. Takie właśnie stawia sobie zadanie - niezależnie od tego czy będzie chodzić o ziemię, jej rdzenną ludność - Indian, czy też dzikie konie, wszystkie te elementy podpadają w jego mniemaniu pod jedną kategorię. Pułkownik nie jest jednak szablonową postacią czarnego charakteru, okazuje się być bardziej złożoną osobą niż nam się początkowo wydaje. Z drugiej strony Mały Strumyk jest ludzkim odpowiednikiem Spirita - podobnie jak on zostaje wzięty do niewoli, a jego życie wraz z przybyciem Kawalerii nigdy nie będzie już takie samo jak wcześniej. Co ciekawe przyjaźń tych dwojga nie przychodzi łatwo. Kiedy już jednak nastąpi przełamanie wzajemnej niechęci i nieufności rodzi się więź, która pozostaje na całe życie." "Mały Strumyk i Spirit reprezentują dwa podobne aspekty Dzikiego Zachodu, mówi Daniel Studi, młody aktor pochodzenia indiańskiego, który użyczył swego głosu Małemu Strumykowi. "Z jednej strony mamy silnego konia, który nie daje się okiełznać, z drugiej młodego, dzikiego Indianina, który stale gotowy jest do walki. Koniec końców znajdują się w podobnym potrzasku - zostają pojmani i dla wspólnego dobra muszą się do siebie zbliżyć." Chociaż Studi jest z pochodzenia potomkiem plemienia Cherokee, dorastał poznając kulturę i zachowanie wszystkich rdzennych szczepów Ameryki. Z tego też względu okazał się dla filmu niezwykle cennym nabytkiem, znającym manieryzmy i charakterystyczny sposób mówienia Indian. Jak mówi Mireille Soria: "Daniel wniósł do naszego filmu dużo autentyzmu. Pomógł nam określić i ukształtować charakter tej postaci i był dla Presa prawdziwą inspiracją." Pres to Pres Romanillos, animator sprawujący nadzór nad postacią Małego Strumyka. On sam również bardzo pochlebnie wyraża się o aktorze: "Kiedy po raz pierwszy spotkałem Daniela, wyglądał on dokładnie tak, jak wyobrażałem sobie postać Małego Strumyka. Miał w sobie coś, co budziło zaufanie, a jednocześnie pewność i siłę charakteru, które składają się na osobowość młodego wojownika. Jednocześnie, jest w jego postaci wiele wrażliwości. Widzimy to szczególnie w scenie, kiedy Mały Strumyk otacza opieką Rain, po tym jak klacz została zraniona. Słysząc kwestię wypowiadaną przez Daniela z ogromnym przejęciem w tej scenie wszyscy mieliśmy łzy w oczach." Studi, jak sam twierdzi, dobrze potrafił zrozumieć i oddać więź jaka wytworzyła się pomiędzy Małym Strumykiem a jego klaczą Rain: "Dorastałem i wychowywałem się wśród koni i na koniach. Od kiedy pamiętam mój koń był również moim najlepszym przyjacielem. Pamiętam także konie, które charakterem przypominały mi Spirita - surowe, nieokrzesane zwierzęta, które zawsze cieszyły się wielkim respektem i poważaniem. Są po prostu na świecie rzeczy, które nie dadzą się zniewolić, jak gdyby po prostu zostały stworzone do wolności." Oprócz Daniela Studi były na planie filmu jeszcze dwie osoby, które mogły służyć swoją wiedzą i znajomością zagadnień związanych z Indianami Ameryki Północnej. Jedna z nich to John Fusco, jako chłopiec adoptowany członek rodziny z plemienia Lakota mieszkającej w Rezerwacie South Dakota's Pine Ridge. Fusco biegle posługuje się językiem Lakotów, stąd też dialekt, który słyszymy w scenach z wioski Lakota jest autentyczny. Co ciekawe, drugą osobą, o której mowa był James Cromwell, weteran ekranu, który użyczył swojego głosu postaci Pułkownika Kawalerii - adwersarza zarówno Małego Strumyka, jak i Spirita. Samego Cromwella nie tylko łączy silna więź z Indianami Lakota, ale również jest on weganem i obrońcą praw zwierząt. Tak więc w rzeczywistości sympatie Cromwella byłyby z pewnością po stronie rdzennych Amerykanów i koni. Te faktyczne sympatie aktora przyczyniły się do postawienia przez niego twórcom filmu kilku istotnych pytań. Jak wspomina Soria: "James miał pewne opory jeśli chodzi o odegranie postaci 'złego Pułkownika'.Chodziło, naturalnie, o jego zaangażowanie w kwestie związane z rdzenną ludnością Ameryki, stąd też chciał mieć pewność, że nie zostali oni przedstawieni w negatywnym świetle. Poprosiłam go, aby odwiedził nas zatem w wytwórni DreamWorks i na własne oczy przekonał się jak ujmuje te kwestie film. Po upewnieniu się Cromwell powiedział: 'Teraz rozumiem o co tak naprawdę chodziło - to co robicie jest wspaniałe. Chcę pracować przy tym projekcie.' Koniec końców nasza współpraca okazała się dużym sukcesem. James jest wspaniałym aktorem." Zaangażowanie i ostateczne przekonanie aktora do projektu "Spirita" było również istotne z punktu widzenia animatora nadzorującego prace nad postacią Pułkownika - Fabio Lignini. To właśnie on odpowiedzialny był za ostateczny efekt jaki widzimy obserwując na ekranie postać kawalerzysty. Cromwell nie miał najmniejszego problemu z 'wczytaniem' się w postać, której użyczył swojego głosu, i która jak sam twierdził nieco przypominała mu jego ojca. O swojej postaci Cromwell mówi: "Myślę, że Pułkownik jest swoistego rodzaju przedstawicielem swoich czasów i swojego pokolenia. Wierzy w podbój Dzikiego Zachodu i jest przekonany, że wszystkie stworzenia żyjące na tym terenie zostaną ostatecznie podporządkowane sile białego człowieka. To co podobało mi się w tej postaci, to jego niejednostajność. W gruncie rzeczy Pułkownik też wynosi swoją lekcję ze spotkania ze Spiritem, staje się może trochę bardziej wyrozumiały i współczujący. Mam nadzieję, że udało mi się przekazać widzom tę myśl..., że będą opuszczać salę filmową mówiąc: 'Co stało się z tymi wszystkimi końmi? Czy są jeszcze jakieś dzikie mustangi żyjące na wolności? Czy są odpowiednio chronione? Czy ja sam mogę zrobić coś co pomoże im przetrwać?" John Fusco podziela życzenia Cromwella. "Dziki mustang był pierwszym koniem Ameryki i warto byłoby zadbać o to, aby gatunek ten nie wyginął. Konie nie tylko muszą być hodowane na użytek człowieka, do gonitw, skoków i pracy. Wielką wartością jest fakt, iż te piękne stworzenia mogą cieszyć nasze oczy żyjąc na wolności i mam nadzieję, że większość widzów wyjdzie z filmu z takim właśnie przekonaniem."
Duch zachodu
Jednym z bohaterów filmu "Mustang z Dzikiej Doliny" nie jest ani sam koń, ani też człowiek. Jest nim natomiast pejzaż Amerykańskiego Zachodu, przedstawiony w czasach, kiedy granice tego obszaru były jeszcze niezamieszkałe przez białego człowieka, a jednymi z jego nielicznych mieszkańców były dzikie konie. Scenograf filmu Kathy Altieri tak przedstawia założenia filmu: "Zarówno fizyczna, jak i emocjonalna wędrówka, jaką podejmuje nasz główny bohater znajduje swoje odzwierciedlenie w kolorystyce i kształcie otoczenia, w jakim się odbywa. Każda lokalizacja ma swoją emocjonalną integralność i uzasadnienie. W moim mniemaniu projektując tło rozgrywających się w filmie scen, niezwykle ważne było odzwierciedlenie w otoczeniu jego emocjonalnej strony, a jednocześnie pokazanie piękna majestatu natury." Postęp cywilizacyjny, jaki dokonał się na przestrzeni dziejów na zawsze zmienił kształt większej części pejzażu Zachodu, zatem Altieri, dyrektorzy artystyczni Ron Lukas i Luc Desmarchelier oraz część pozostałych członków ekipy rozpoczęło początkowo badania w starych książkach i wydawnictwach odnoszących się do tematyki Starego Zachodu. Zespół obejrzał też sporo westernów i przestudiował ryciny takich wielkich artystów jak Frederick Remington, Charles M. Russell, Frank Tenney-Johnson i James Reynolds. Jednak żadne malarstwo, filmy ani fotografie nie mogły dorównać swoją siłą inspiracji obrazom widzianym przez zespół artystyczny i filmowców na żywo, w nadal zapierających dech w piersiach perspektywach Zachodu. Ekipa złożona z Kelly'ego Asbury, Lorny Cook, Mireille Sorii, Jeffrey'a Katzenberga, Kathy Altieri, Luca Desmarcheliera, Rona Lukasa oraz Ronnie del Carmen wybrała się w czterodniową, odbywającą się w zawrotnym tempie wyprawę po ośmiu najcenniejszych parkach narodowych i rezerwatach Ameryki. Na trasie znalazły się zatem Park Narodowy Glacier, Narodowy Rezerwat Bizonów, Park Narodowy Yellowstone, Park Narodowy Grand Teton, Monument Valley, Park Narodowy Bryce Canyon, Wielki Kanion Kolorado i Park Narodowy Yosemite. Jak wspomina Altieri: "Możnaby pomyśleć, że nikt przy zdrowych zmysłach nie zdecydowałby się na oglądanie aż ośmiu parków narodowych w zaledwie cztery dni. Muszę jednak przyznać, że zwiedzanie w zawrotnym tempie miało na nas wszystkich ogromny wpływ. Byliśmy pod niesamowitym wrażeniem, a ładunku emocji i wrażeń wzrokowo-zapachowych doświadczanych w zmieniających się jak w kalejdoskopie sceneriach nie da się z niczym porównać. Wszystko, co udało nam się zobaczyć i zaobserwować - subtelności barw, zapachy powietrza i wiatru, dotyk różnych materii natury - było większe i wspanialsze od tego, co wcześniej zaplanowaliśmy od strony artystycznej. Wiedzieliśmy, że po powrocie będziemy musieli na nowo wszystko przemyśleć i przerobić." Przygody Spirita prowadzą go przez wiele symbolicznych miejsc, które w filmie sprawiają wrażenie oddalenia od siebie raptem o kilkanaście kilometrów. Jednak każdy, kto chociaż trochę zna się na geografii wie, że przestrzenie te dzielą dziesiątki, jeśli nie setki kilometrów. Zespół filmowy zdecydował się na takie ujęcie, ponieważ pokazując mityczny Zachód nie można się było obejść bez takiego zabiegu. Słowo mityczny, może w tym przypadku oznaczać takie właśnie przedstawienie rzeczywistości. Cook zauważa: "Podróże, jakie odbyliśmy do wszystkich tych miejsc przypomniały nam jak wspaniałym i pięknym krajem jest Ameryka. W pewien szczególny sposób nasza wyprawa był podróżą oddającą część wielkości tej przyrodniczej krainy. Zdajemy sobie sprawę, że z punktu widzenia geografii niewiele jest w naszym filmie prawdy przystającej do rzeczywistości, ale staraliśmy się zaczerpnąć z obrazów przyrody to, co najpiękniejsze i taki zabieg wyszedł "Mustangowi" tylko na dobre". Wzorcem dla rodzinnych stron skąd pochodził Spirit był Park Narodowy Glacier. Ze swoją potężną, budzącą respekt przyrodą, soczystą zielenią traw, przestworzem nieba, wznoszącymi się i opadającymi wzgórzami, ten 'matecznik' głównego bohatera stanowi, jak określa to Altieri, "Eden dla koni - miejsce, gdzie mustang może przemierzać niezmierzone przestrzenie w dzikości i wolności." Z tym idyllicznym obrazem kontrastuje ostro fort Kawalerii, gdzie Spirit zostaje po raz pierwszy wzięty do niewoli. Podstawą do jego odtworzenia była Monument Valley, gdzie teren jest surowy, bardziej kanciasty, gdzie niemalże czuje się atmosferę gorącą, suchą i napiętą. Asbury mówi: "Spróbujmy sobie po prostu wyobrazić jak mógłby się czuć ten dziki, wolny rumak, który do tej pory widział tylko zielone łąki i góry, a teraz zostaje siłą zabrany do miejsca takiego jak to. To wydaje się być jakby obcą planetą i takie właśnie wrażenie może mieć osobą odwiedzającą Monument Valley po raz pierwszy". Pewne elementy Parków Narodowych Yosemite i Yellowstone obecne są w obrazach wioski Lakotów, gdzie Spirit po raz pierwszy spotyka Rain. Z kolei unikalne formacje skalne Kanionu Bryce górujące nad wąskimi, wijącymi się ścieżkami stanowiły idealny plan zapierającego dech w piersiach ujęcia ucieczki Spirita z niewoli. W każdym z ujęć i na każdym planie dział artystyczny filmu korzystał z inspirowanej emocjonalnie palety barw, stanowiącej odzwierciedlenie nastroju poszczególnych scen. Chłodne błękity i zielenie zostały wykorzystane w celu oddania uczucia wolności i związanej z nią radości. Przytłumione nieco ciepłe kolory jak żółcienie i brązy sugerują atmosferę napięcia i ucisku. Na potrzeby pewnych scen, artyści plastycy zastosowali również zabieg pozbawienia obrazów koloru, jak ma to miejsce po kolejnym wzięciu Spirita do niewoli, kiedy powoli upada on na duchu, unoszony przez pociąg w nieznane. Kolor został dosłownie wyrugowany z tej sceny, która przywodzi na myśl obrazy lodowate, śnieżne i niemalże całkowicie pozbawione światła, a przepełnione jedynie różnymi odcieniami szarości. Od otwartych przestrzeni prerii i ciągnących się po horyzont terenów pustynnych, poprzez majestatyczne obrazy wysokogórskie, aż po ogromne kaniony, wszystkie te perspektywy Amerykańskiego Zachodu są panoramiczne. Aby właściwie i wiernie oddać na ekranie ich wymiar, twórcy filmu skorzystali z szerokoekranowego formatu Cinemascope®. Dla zespołu animacyjnego oznaczało to ni mniej ni więcej wykonanie około 40 procent więcej pracy animacyjnej, aby wypełnić większe rozmiarowo klatki. Przy 24 klatkach na sekundę, oznaczało to o wiele więcej pracy zarówno, jeśli chodzi o tradycyjny zespół animatorski, jak i specjalistów efektów cyfrowych. Ed Leonard, stojący na czele działu technologii DreamWorks Animation, stara się przybliżyć założenia strony technicznej w przystępny sposób: "Każda klatka tego filmu jest w jakiś sposób związana z technologią cyfrową, a ponieważ materiał został zarejestrowany w formacie Cinemascope®, musieliśmy osiągnąć większą wyrazistość przekazu przy większym nakładzie pracy. Było to chyba najbardziej wymagające zadanie, jakiego podjęliśmy się do tej pory w naszej wytwórni." Aby sprostać tym ambitnym wymaganiom, wytwórnia DreamWorks opracowała specjalistyczny przyrząd - przypominający ołówek ToonShooterä. ToonShooterä pozwalał animatorom skanować wykonywane odręcznie animacje, następnie łączyć je z pozostałymi elementami, czy to innymi postaciami, czy tłem - a na końcu zgrywać je ze sobą w rzeczywistym czasie z wiernością wymaganą od ujęć, które miały ze sobą współgrać na dużym ekranie. Innym przełomowym osiągnięciem było wykorzystanie systemu operacyjnego Linux we współpracy z prostym komputerem Hewlett Packard® PC, bez konieczności przenoszenia skomplikowanych technologicznie animacji na wysoce wyspecjalizowane urządzenia. Dzięki temu zabiegowi wysoko zaawansowana animacja mogła być przekazywana bezpośrednio do obróbki przez podstawowy zespół animatorów. Soria utrzymuje jednak, że zalety, jakie niesie ze sobą format Cinemascope® przewyższają znacznie związane z nim trudności i wyzwania. Jak mówi: "Aby uchwycić i odpowiednio oddać atmosferę Zachodu potrzebowaliśmy szerokiego podłoża, podobnie istotne było to z punktu widzenia naszych 'horyzontalnych' głównych bohaterów. Z punktu widzenia romantycznego realizmu filmu był to jedyny sposób nakręcenia filmu w sposób przekonujący." W początkowych ujęciach filmu widzowie przenoszeni są do świata "Spirita" na skrzydłach orła. W trzyminutowym ujęciu z lotu ptaka kamera przelatuje nad najpiękniejszymi i najbardziej charakterystycznymi miejscami Amerykańskiego Zachodu ruchem płynnym i jednostajnym. To co sprawia wrażenie całego ujęcia w rzeczywistości stanowi połączenie siedmiu oddzielnych części. Sekwencja ta stanowi przykład idealnego połączenia rysowanych odręcznie postaci, tradycyjnie malowanego tła, wykreowanego cyfrowo otoczenia i niektórych postaci. Nadzorujący prace cyfrowe Doug Cooper zauważa: "Być może dane nam było stworzyć największe trójwymiarowe malowidło, jakie kiedykolwiek zostało wykonane, ponieważ każdy z naszych elementów przechodzi dokładnie w następny bez zastosowania jakichkolwiek cięć." Wspomniane ujęcie okazało się jednym z najtrudniejszych i najdłużej kręconych sekwencji - sam etap projektowania zajął ponad dziewięć miesięcy, było ono również ostatnim, jakie wykonano w czasie produkcji. Osiągnięcie założonego celu artystycznego wymagało stworzenia dosłownie setek tysięcy elementów dwu- i trójwymiarowych, w tym ponad 700 tradycyjnie wykonywanych planów tła, około 2500 rysunków i w sumie ponad 12000 klatek wykreowanych komputerowo elementów. Przy produkcji przeciętnej klatki trzeba było nałożyć na siebie średnio trzydzieści kolejnych warstw. Scena lotu orła zmieściła się ostatecznie na 4183 klatkach filmowych. Wynikiem zakrojonych na tak szeroką skalę wysiłków jest zapierająca dech w piersiach sekwencja, utwierdzająca widza w iluzji płynnego i jednolitego ruchu kamery przelatującej ponad rozpostartym w dole amerykańskim lądem. Wykonanie wyżej wspomnianego ujęcia mogło należeć do wymagających naprawdę wielkich umiejętności i zręczności, nie było jednak wyjątkiem, jeśli chodzi o stopień trudności. Podobnie rzecz miała się ze scenami pokazującymi niebezpieczne dla Spirita momenty. Jednym z nich było ujęcie określane jako "uratowanie Rain", w którym Spirit i Rain porwani zostają przez porywisty nurt progów rzecznych. Postaci obu koni wykonane zostały techniką animacji tradycyjnej, otacza je jednak trójwymiarowa woda. Aby połączyć konie z wodą do obrazu dodane zostały dwuwymiarowe chlapnięcia wody. W scenie tej woda musiała się rozstępować reagując na ruchy znajdujących się w niej zwierząt, z kolei konie musiały również wejść w odpowiednią interakcję z żywiołem. Powstała, zatem kwestia tego, co kręcić najpierw, przyrównywana przez specjalistę komputerowego Jima Mainarda do dylematu - 'co było pierwsze jajko czy kura?' Rozwiązaniem było wykonanie na początku animacji trójwymiarowej wody, i wykorzystanie stworzonych komputerowo postaci koni, zastąpionych następnie postaciami animacji tradycyjnej. Aby dopełnić efektu niebezpiecznie wirującej wody dołożone zostały jeszcze wygenerowane komputerowo efekty chlapnięcia i spienienia wody. Innym wymagającym technicznego kunsztu ujęciem była scena roztrzaskującego się pociągu, kiedy to ogromna lokomotywa rozbija się o zbocze wzgórza. I w tym przypadku nastąpiło zręczne połączenie elementów dwu- i trójwymiarowych. W momencie, kiedy pojazd wspina się pod górę, mamy do czynienia z elementami tradycyjnymi. Ale już moment jej oderwania się i upadku wymagał użycia animacji komputerowej. Widzimy w końcu tej sceny jak lokomotywa eksploduje, a ogień powstały w wyniku wybuchu stara się dosięgnąć uciekającego Spirita. Jak zauważa Lorna Cook: "W postaci Spirita jest coś cudownego i niemalże magicznego, co pozwala mu pokonać tyle przeciwności losu, prób i zasadzek, i mimo to zachować godność, siłę i odwagę. Ma on niezwykłą umiejętność pokonywania trudności i stawiania im czoła. Widzimy go przecież początkowo w idyllicznych ujęciach stron rodzinnych, zostaje następnie pojmany, co sprawia, ze wkracza na ścieżkę, której do tej pory nie mógłby sobie nawet wyobrazić. Uczy nas to, że czasem to właśnie takie nieoczekiwane rzeczy w życiu zmieniają jego bieg i kształtują naszą przyszłość. Spirit przeszedł ogromną drogę - drogę samopoznania opartą na wytrwałości." Mireille Soria dodaje: "W takim ujęciu Spirit może być dla każdego prawdziwą inspiracją, ponieważ nigdy nie zapomina, kim jest i co jest dla niego tak naprawdę ważne. To jeden z przewodnich tematów tej pięknej opowieści - niezależnie od tego, co ma miejsce w twoim życiu, niezależnie od tego, co los rzuci ci pod nogi, jeśli nie pozwolisz, aby uczucie to zdominowało cię, jako człowiek wyjdziesz z tego silniejszy. Jeśli tylko pamiętasz kim jesteś, zawsze znajdziesz drogę do zwycięstwa." "To wielowymiarowa opowieść", mówi Kelly Asbury. "Miłość, odwaga, lojalność w stosunku do rodzinnego domu i najbliższych... to właśnie możemy odnaleźć w tym filmie. Jeśli jednak mielibyśmy wskazać jakiś temat przewodni, to jest nim z pewnością szeroko pojęta wolność, która jest prawem każdego człowieka, i o którą zawsze warto walczyć." Jeffery Katzenberg zakańcza konkluzją: "Na wiele różnych sposobów jest to alegoria dla każdego z nas.. szczególnie w obecnych czasach, kiedy stanęły przed nami wyzwania, o których nigdy nie myśleliśmy realnie. A poza tym wszystkim "Mustang z Dzikiej Doliny" to kawał porządnej rozrywki. Jest w tym filmie prawie wszystko, co stanowi o sukcesie dzieła tego rodzaju: przygoda, humor, napięcie, miłość... To droga, jaką przeszło wielu klasycznych bohaterów kina, z tym tylko wyjątkiem, że naszym bohaterem jest piękny i dziki mustang."
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.