Ten film był chyba gotowy dwa lata temu. Pozwolę sobie na kilka słów.
W moim odczuciu to jeden z najlepszych Bondów. Te dwa lata czekania zrobiły swoje i teraz odbiór jest zupełnie inny. Żegnamy się z normalnością, którą wokół niszczą wstrętne korporacje, rządy pełne obsesyjnych zapędów (podobnie, jak różni wrogowie Craiga — „Spectre”, to przecież wymowny przykład obecnego szaleństwa) i my sami, biernie przyczyniając się do nic nierobienia dla obrony tego naszego? czegoś.
Sam Daniel i jego rola dobitnie świadczą o nostalgii, smutku, niepewności, która wręcz przeszywa poszczególne sceny. Gdzie się podział pewny siebie kobieciarz, skaczący z kwiatka na kwiatek, potrafiący w jedym odcinku serii zdobyć i trzy dziewczyny, a może i więcej.
Władający dowcipem lepiej niż Waltherem PPK.
To jest dramat w pełnym tego słowa znaczeniu, jedyny taki raz miał miejsce w jednej z moich ulubionych części z rolą Georga Lazenbego (uczucia, żal, prawdziwa miłość — pełen romantyzm). Aktorsko nowa 007 kompletnie się nie sprawdziła, zawiodła niemal w każdym momencie (jakby ktoś ją wrzucił na siłę z jakiejś słabej produkcji Netflixa nagle na wielki ekran). Za to Paloma (Ana de Armas) była świetna, ale ta aktorka pokazała już w innych produkcjach, że potrafi. Léa Seydoux kolejny raz mnie nie przekonała, była zimna, szorstka i nie iskrzyło. Rami miał mało czasu, ale jego głos robił swoje, mimo wszystko nie za bardzo miało się, jak wykazać przez te chyba w sumie kilka minut na ekranie. Q uwielbiam, super go się słucha i ogląda. Takie obserwacje na gorąco.
Cary Joji Fukunaga całościowo zrobił cudowne widowisko, także dzięki Danielowi, który z tego, co wiem sprowadził Palomę na plan osobiście.
Finał mnie nie zaskoczył, a to za sprawą kogoś, kto wymyślił tytuł. Tkwiłem w kinie trochę przerażony, czekając na nieuchronne. Hans Zimmer podkręcił muzycznie śrubę do granic moich możliwości, mimo że słyszałem już wcześniej ten utwór.
Patrząc na to, co się dzieje wokół nas nie wiem, czy chcę znać nowego Bonda.
No, chyba że będzie taki, jak zawsze i zgra go np. Henry Cavill, Tom Hiddleston, a może Jamie Dornan (obejrzyjcie The Fall, zanim skomentujecie mnie Greyem). Sceptycznie zakładam, że tak się jednak nie stanie, coś skończyło się na długo i mogę nie dożyć powrotu do mojej i może Twojej normalności.
Dla mnie i nie tylko podsumowaniem seansu (kiedy chciałem wybiec z kina) była siedząca za mną dziewczyna. Głęboko wzruszona, zalana łzami w kameralnym kinie w Wadowicach, które bardzo lubię. Właśnie za to, że jest takie zwykłe, jak te dawniejsze. Pozdrawiam Cię, kimkolwiek jesteś.
To najgorszy Bond z Craigiem,do polowy jeszcze trzyma fason,ale pozniej sie sypie,słaby czarny charakter zagrany wrecz karykaturalnie,zwroty akcji troche naciagane,Safin najpierw trzyma dziewczynke jako zakladniczke,pozniej ja wypuszcza bo go ugryzla w reke a w koncowce zrobili z tego melodramat,ckliwos az sie wylewała :)