No time to die było bliższe korzeniom serii niż jakikolwiek inny film z Craigiem.
Bond znów stał się człowiekiem, podobnie jak Sean Connery jest eleganckim angielskim dżentelmenem, który pije Martini wstrząśnięte a nie zmieszane, który dyskutuje, czaruje, który czasem kogoś pobije ale tez czasem od kogoś oberwie.
Poprzednie filmy z craigiem pokazywały Bonda zupełnie odczlowieczonego, bardziej robota, który zupełnie nie podlegał żadnym prawom fizyki i zabijał swoich przeciwników w zupełnie automatyczny i masowy sposób.
Są w tym filmie wszystkie elementy bondowskiej serii (im Bond, James Bond, Martini, eleganckie biuro Mi6, Aston Martin , gadżety, 007, miss Moneypenny).
Wszystko jest bardziej klasyczne, podobnie jak w początkowych filmach i mniej nowoczesne niż w poprzednich filmach z Craigiem.
Różnice są tylko dwie i wynikają z innych czasów a także z tego że Craig jest już wyraźnie starszy niż jego poprzednicy . Po pierwsze czarni nie są już tylko tłem ( jak w filmie dr No na Jamajce np) a odgrywają swoje ważne role, po drugie kobiety nie stanowią obiektów seksualnych podbojów Bonda tylko są autonomicznymi postaciami, Bond jest w zupełnie równoprawnym związku z Madeleine i nie zdradza jej z żadnymi innymi kobietami.
No widzisz. Niby jest wszystko - Martini, Aston Martiny, gadżety itp, a jednak nie ma najważniejszego. Nie ma klimatu Bonda.
Bond od zawsze był nieco z przymrużeniem oka, miał specyficzny humor, a kobiety Bonda były nieodłącznym elementem tej postaci.
Tu dostajemy Bonda na poważnie, wykastrowanego przez polityczną poprawność, Bonda tatuśka, który na końcu ginie trzymając pluszowego misia.
Może i dostajemy niezły dramat sensacyjny, ale czy tak powinny wyglądać filmy o Bondzie?
Dawne Bondy miały ten klimat , Tomasz Raczek w swojej recenzji nazwał to że miały „ bąbelki od szampana” , ale Bondy Craiga już mało tej lekkości miały. W obecnym filmie próbowano do tego powrócić, zelaszcza w scenie z Palomą na balu na Kubie.
Taa,szczegolnie jak sie przebieral w garniak i kazal tej pieknosci sie odwrocic tylem bo...bo sie wstydzil biedaczysko bo ona taaaka piekna byla :D
Przez te wymienione cechy Bond stał się bezpłciowy. Poza tym słaba, fragmentaryczna fabuła, kiepski villain, związek bez chemii. W zasadzie to taki stetryczały Bourne w garniaku.