Bond od zawsze był swojego rodzaju odzwierciedleniem popkultury, nastrojów politycznych i społecznych. Nic tak bardzo nie uderzyło mnie w tym filmie, jak to że wraz z odejściem Jamesa uświadomiłem sobie że to koniec pewnej epoki. Pomimo, że nasz bohater ewoluwał, to nie jest już świat dla agenta 007. Jak można się spodziewać "Nie czas umierać" nie jest arcydziełem, ale jestem Bondem na miarę naszych czasów i mocno wyrył mi się w pamięci. Czasów kiedy to co stare i dobre odchodzi pozostawiając pustkę i nijakość. Czasów kiedy coraz trudniej jest mi odnaleźć się w filmowych produkcjach i rzeczywistości. No time to die Mr. Bond, but how to live...?