Nie czas umierać

No Time to Die
2021
7,0 99 tys. ocen
7,0 10 1 99459
6,5 75 krytyków
Nie czas umierać
powrót do forum filmu Nie czas umierać

jako iż kto ostatni ten zgniłe jajo, wiadomo, przeto to, co najgorsze pośród tego prywatnego festiwalu wątpliwej jakości nowości maści wszelakiej ze świata i okolic - ale głównie z ameryki - pozostawiłem sobie na koniec.. uff, nareszcie, szczęśliwie dopełzłem - and the gnomes still find another way to say hooooooooray!

Westernik

ps. na miejscu pana m. odpowiedziałbym siedzącemu naprzeciwko biurka androidowi o serduszku złotym jak zęby duszy goldfingera tak: this movie is bigger or you get smaller mr. błąd, james błąd?

oto początek końca tytułowej wańki wstańki - i całe szczęście - choć zakładam, że lepiej już nie będzie; trzy kwadranse ziewu podniesione do potęgi na jedenaście kwadransów bardzo słabej, bardzo taniej, bardzo naiwnej i przede wszystkim bardzo głupiej projekcji, której nie sposób oglądać na poważnie, zaś powagi jej nie sposób odebrać bez ironii - zatem można na heheszkach, tak, ale będą to heheszki w oparciu o żart niezawiniony - tym bardziej się wzruszać - chyba że mowa o wzruszeniach ramionami..

dobrej woli starczyło mi zaledwie na 1/3 projekcji, dalej nie dałem rady, rozmelodramatyzowane toto do granic nieprzyzwoitości, łopatologii w dialogu - non stop coś wyjaśniają - i łzawego patosu - wymuszają - więcej niż na ostatnich gwiezdnych wojnach, zwane człowieczeństwo bonda na temat którego powstają już pochwalne peany jak mniemam to chyba jakiś żart.. bond w roli człowieka? proszę, czemuż by nie, pytanie tylko, jakiego? bo tak spłaszczonego i bezbarwnego, że chyba wolałem bonda jako robota działającego w oparciu o trzy prawa robotyki asimova, ewentualnie wiernego terierka jej królewskiej złości - zwany lokaj idealny - bez odruchów sumienia, bez poczucia winy, za to z poczuciem humoru nie mniejszym niż zapuszkowany sir artoodetoo, młodszy brat, ale z innego filmu.. człowieczeństwo zredukowane do poziomu bohaterów mody na sukces albo ostatniej części gwiezdnych wojen - powtarzam się - głupawe i żenujące, napisane, szeleszczące, to już jednowymiarowe puppetki z kreskówki texa avery'ego ożywione miałyby w sobie więcej życia, zwanego elementu ludzkiego, energii - i po prawdzie mają, po materiały dowodowe odsyłam do najnowszej produkcji French Dispatch wesa andersona - i tak dalej, i tak dalej..

powstała hybryda, półprodukt, człowiek papierowy, niegotowy, zakalec, niedogotowany; oto niema pacynka zaczęła mówić i wszyscy z rodziny, na dzielnicy, się cieszą, bo mówi, mówi, mówi, tyle, że mówi same kocopały..

to jest po prostu jeden z najsłabszych bondów jakiego moje zaokularowane patrzałki widziały - co jest silnie powiedziane biorąc pod uwagę, iż za serią nie przepadam wcale, nie widziałem wyłącznie Moonrakera i nigdy nie zobaczę, chociaż mam go na kasecie w wersji oryginalnej z głosem samego jana suzina, ale bond w kosmosie, panie dziejku, to coś ponad moje siły..

ot, snuje się tylko wtę i wewtę tytułowa niewalaszka nawalając z kim popadnie, na wiecznym dąsie, z miną kota srającego w sieczkę - jakby to dobry wojak szwejk powiedział - bez charakterystycznego wdzięku, bez błysku, bez humoru, bez ironii, bez wyobraźni, bez fantazji, bez polotu, ale z potem, pod pachami i na czole, słowem bez tego, co właśnie o charakterystyce owego dobromira pomysłowego zawsze jak mniemam decydowało.. ja rozumiem, takie czasy, potrzeba atomizacji serii, ale chyba po to, żeby uczynić tę serię lepszą, czy nie? czy atomizacja dla samej atomizacji? bond dojrzał, ale do czego? nawet nie do tego, żeby sobie samemu wyprać kalesony..

jednorazowy projekt seryjny craiga rozrósł się o cztery dodatkowe przypisy do pierwszego w typie nolanowskich batmanów, czyli niepotrzebnie zgoła; nadto połączenie kina familijnego z kinem sensacyjnym krztusi się oparami żałosnego standardu każdej z tych stylistyk, odbitego z matrycy kina jakiegoś walta disneya z jednej strony oraz michaela baya albo rolanda emmericha z drugiej - zaprawdę jeden hollywoodzki krawiec to szyje, pod jeden wzór i na jednej maszynie, w dodatku, żeby było śmieszniej, pod szyję.. kinematograficzny odpowiednik chińskiej fabryki tenisówek w pekinie.. zasapałem się.. a jednak, jak widzicie, przeżyłem, czego i wam życzę.

Westernik

pps. a, byłbym zapomniał, nie martwiłbym się też jakoś specjalnie końcówką - choć przyznaję, aż tak wesołego happy endu to ja się nie spodziewałem, inna rzecz, iż spóźnionego o co najmniej cztery filmy z rzędu i dziesięć kwadransów - bond niestety wychodził z dużo większych opresji..

Westernik

ppps. tym niemniej fajnie, że raz nam delikatnie zasugerowano, że to koniec, po czym dwadzieścia dwa razy nam to jeszcze przypomniano, tak na wszelki wypadek..

Westernik

pppps. a tak już z zupełnie innej beczki i a propos pamięci, jeżeli to ma być filmowy odpowiednik defibrylatora mającego przywrócić kina do życia, to ja dziękuję, postoję, niechaj one sobie w spokoju odchodzą w zapomnienie..

ocenił(a) film na 4
Westernik

Zgadzam się z tobą koleżko. Momentami miałem wrażenie, że oglądam Johna Wicka, albo inny tani akcyjniak pokroju Fast and Furious (postać Palomy) , albo Władcę Pierścień - tak skojarzył mi się ten osnuty mgłą las pośród słonecznej polany. Swoją drogą chyba scenarzysta grał w The last OfUus2 i spodobało mu się eliminowanie wrogów pośród paproci.

elkolo

czołem, szczęśliwie bądź nie, ale większości tytułów przez ciebie podanych albo nie pamiętam albo w ogóle nie kojarzę - jedynie na tego Johna Wicka mnie czasem bierze, żeby to w końcu obejrzeć, niby taki odsądzony od czci i wiary, a przyznam, że na różnych samplach, które tu i ówdzie do mnie docierają to całkiem nieźle się prezentuje nawet..