Ten film jest jak ciężkostrawny obiad. Do tej zjadłem go na niedzielną kolację i bez czerwonego wina! ;-)
A teraz poważniej:
Zabawny był mniejszą ilość momentów. Pozostałe momenty wbijały mnie niepotrzebnie w niedzielny wieczór w kanapę. Gdy byłem młodszy lubiłem takie film. Teraz ich nie potrzebuję. Wystarczająco jasno dostrzegam rzeczywistość, żeby nie oglądać cudzych, dziecinnych i naiwnych problemów.
Żenująco-dziecinne problemy niedojrzałego trzydziestoparolatka (postać Antoine), kryptogej (Vincent), choleryk (Max) i wolny duch (Éric) i wszyscy się przyjaźnią - takie rzeczy tylko we francuskiej telenoweli. Ich wydumane, irytujące problemy. Przegroteskowe zakończenie. Opary absurdu.
Nie pojmuję zachwytów nad tym filmem. Call me "nadęty" ale z takiego kółeczka przyjaźni szybko bym się wypisał.
Film płytki i do tego dołujący, dziękuję!
Obiad na niedzielną kolację odbił się poniedziałkowym uciskiem w okolicach wątroby ;-)
Pozdrawiam.