Obraz niesamowicie wysmakowany wizualnie. Mniej doskonały w warstwie fabuły i aktorstwa ale nadal pozwalający odczuwać go jako dzieło filmowe. Film nie potrząsa widzem tak jakby wskazywała na to treść i moc tej historii ale potrafi zaangażować emocjonalnie. Nie jest to też kino kontemplacyjne ale kinomani poszukujący nastrojowej kontemplacji odnajdą tu klimat dla siebie.
W jednym tyglu wstrząśnięte są konsekwencje okrucieństwa wojny i czasów powojennych ale też błądzenia w wiarze i archaizmu religijnej hierarchii "w czasach zarazy". Mniej zauważalny ale mocny jest też wątek brzemienia niesionego przez Matkę Przełożoną. Konieczność samodzielnego podejmowania skomplikowanych, dramatycznych decyzji w skrajnie okrutnych i odhumanizowanych czasach oraz sytuacjach.
Zjawiskowa Lou de Laâge (Mathilde) i bardzo wyrazisty choć wydawałoby się mało istotny dla przebiegu tej historii Vincent Macaigne (Samuel). Surowość i powaga postaci kreowanych przez Agatę Kuleszę i Agatę Buzek zasługuje na docenienie ale jednak nie porywa kreacjami.
Wyczuwalne aury "Angielskiego pacjenta" Minghelli.