Jest to "Cube" w kanadyjskim, o wiele gorszym wydaniu. Bez znanych kanadyjskich aktorów (prócz Amerykanina Tony'ego Todda, który ginie równie szybko jak się pojawia) - brakowało mi tu np. Coreya Seviera i Tylera Hynes'ea. Twórcy nie dbają o klimat, efekty specjalne są powtórką z nowej wersji "Domu na Przeklętym Wzgórzu", aktorstwo zerowe. Mnóstwo tu nielogiczności i sytuacji zupełnie nierealnych, na dodatek twórcy wyjaśniają wszystko, zamiast pozostawić widzów w niepewności i zachować choć trochę w tajemnicy. Do tego postawili na łopatologię i naciągany happy end. Odradzam.
Tak, to jest jak oczekuje się arcydzieła od niskobudżetowej produkcji, a do tego pomyliłeś Tony'ego Todda z Richardem Whitenem (to on ginie jako pierwszy).
Powiedziałem tylko, że postać Tony'ego Todda znika tak samo szybko, jak się pojawia, a nie że ginie pierwszy.