Uwielbiam Seana Connery'ego jako Bonda. Większość jego "bondów" to klasyki. Jednak tu się trochę nie postarał. Po pierwsze był za stary i to było bardzo widać. Po drugie fabuła i scenariusz był słaby. Po trzecie odnoszę dziwne wrażenie że Connery próbował udawać Rogera Moore'a i błaznował w tym filmie. Zresztą już zaczął błaznować w Diamenty są wieczne. Humor to nie jego bajka. Ale i tak go kocham!