Od razu mówię, fragmenty "pornograficzne" nie robią na mnie najmniejszego wrażenia, ale szanuje
ludzi, którzy uwazają, że są gorszące, bo sex to w końcu rzecz intymna, dla jednych mniej, dla
drugich bardziej.
Ale mam taki problem ( i to już chyba 3 taki film), że ten film mi sie nie podobał, chociaz powinien (tu
pewnie kilka osób się przyczepi, ale ja po prostu wiem czego sie po sobie spodziewać). Mam
wrażenie, że jest przeintelektualizowany, zirytował mnie. Pomijam sam fakt, że główna aktorka była
beznadziejna.
Pytanie jest takie: czy myślicie, że sam rezyser chciał wywołać między innymi takie uczucia w
odbiorcach? Chciał sobie zadrwić? I czy to czyni film genialnym? Jaki jest sens tego filmu?
Nie podobał się, a dałaś 7. Chodzi Ci o to, że nie spełnił oczekiwań? Myślę, że aby móc ocenić ten film właściwie trzeba obejrzeć drugą część. Przynajmniej dla mnie w filmach zakończenie jest praktycznie najważniejsze, a po obejrzeniu pierwszej części czuję jakbym skończyła w połowie. Również mam wrażenie, że film jest nieco przeintelektualizowany, ale nie myślałam o tym, że to celowy zabieg... Ciekawe spojrzenie, ale łatwiej będzie mi się do tego odnieść po obejrzeniu drugiej części :)
Ja dziś już obejrzałam drugą część. I rzeczywiście nie da się rozmawiać o Nimfomance nie oglądając całości, ponieważ film urywa się dokładnie w połowie I części. Moim zdaniem również jest przeintelektualizowany, niektóre sceny na siłę były tłumaczone książkową logiką, a były najzwyczajniej chore ( i takie powinny być, gdyż nimfomania jest chorobą i to co robiła nie potrzebnie było artystycznie oplatane w metafory wędkarstwa, drzew, religii ) Mimo, że film jest na prawdę " trudny " i prawdopodobnie nie wrócę już do niego, to moim zdaniem był wart każdej minuty. I zdobywa u mnie ogromny plus za zakończenie Obawiałam się,że reżyser próbując stworzyć wieńczące zakończenie stanowczo przedobrzy i wyjdzie najzwyczajniej tandetnie, tak całkiem mi przypasowało ( oczywiście każdy będzie miał na ten temat osobistą opinię )