Bardzo długo wahałam się czy zamieścić tu jakąś recenzję, jednak jako, że zaglądałam tu w ostatnich dniach wiedziona ciekawością reakcji na film w Polsce, byłam po prostu porażona poziomem komentarzy, domniemywań, ocen czy insynuacji. W rezultacie postanowiłam specjalnie w tym celu zarejestrować się na filmwebie i napisać tę jedną (być może pierwszą i ostatnią) recenzję lub raczej własne przemyślenia.
Film oglądałam w Kopenhadze w zeszłym tygodniu. Od dnia seansu nie ma dnia bym o nim nie myślała, bym nie przetrawiała w głowie scen, wątków, bym nie rozmawiała o tym filmie czy komuś nie opowiadała jego historii. Do tego często wracam do niego myślami łapiąc się na tym, że zastanawiam się nad coraz to innymi kwestiami, problemami i punktami widzenia. Jest to już dowód na to, że film jest bardzo złożony i skłania do bardzo wielopłaszczyznowego myślenia (a przynajmniej powinien; zdaję sobie sprawę, że pewnie w większości przypadków tak się nie stanie).
Ważną uwagą jest to, że we wszystkich kinach w Danii seans składa się z dwóch części: 2h pierwszej części, 30min przerwa i następnie 2h drugiej części. Sprawia to, że siedzimy w kinie prawie 5h jednak daje nam to pełny obraz bohaterki i jej historii. I to jest najlepszy sposób obejrzenia tego filmu. Nie polecam oglądania najpierw pierwszej części a dopiero potem po czasie drugiej; wiele na tym straci Wasz odbiór filmu, myślę, że warto poczekać aż kina zaczną emitować obie. Tym bardziej, że druga część jest o wiele bardziej refleksyjna i poruszająca (może nawet dla co poniektórych "szokująca") niż pierwsza, nieco frywolna i nonszalancka. Ale oczywiście każdy zadecyduje indywidualnie. Warto jednak wziąć pod uwagę zdanie osoby, która już obie części widziała. Do tego jest to osoba dojrzała, ukształtowana i wykształcona (jest to bardzo ważny aspekt pozwalający na pełne zrozumienie wszelkich wysublimowanych momentów, dygresji i smaczków tego filmu; niestety uważam, że jest to warunek typu sine qua non co spowoduje, że znaczna część osób wielu fragmentów, odniesień i komentarzy po prostu nie będzie w stanie pojąć…)
Uważam, że film jest po prostu rewelacyjny: poruszający, niezwykle złożony, głęboki i wymagający dużej erudycji a przynajmniej w miarę rozległej wiedzy ogólnej. Jest to film reprezentujący tzw. Dygresjonizm czyli pojawiają się w nim liczne komentarze, historie i odniesienia do biologii (botanika, dendrologia, ichtiologia) historii (między innymi historia rozłamu kościoła), sztuki (ikonografia), literatury (jeśli nazwisko Edgara Allana Poe czy nic Ci nie mówi…to stracisz jeden moment filmu) muzyki klasycznej- co ja jako osoba z muzycznym wykształceniem musiałam docenić- pojawia się motyw Bacha, Beethovena, polifonii, aspektu cantus firmus czy historii kwarty zwiększonej zwanej trytonem), a nawet historii wspinaczki górskiej. Istna rozkosz…intelektualna! Dawno nie byłam tak intelektualnie…zaspokojona! Rewelacja! O tym stanowi dla mnie idealny film: perfekcyjne połączenie ukazania cielesności, studium charakteru bohaterów, przewrotnego humoru, dyskretnego szoku, brutalnego wzbudzania w widzu uczuć, zadziwienia, głębokiej zadumy…i właśnie wysmakowanego intelektu.
Proszę zauważyć, że ani razu do tej pory nie wspomniałam aspektu seksu czy „porno”. Czemu? Bo nie jest tu ono kluczowe :) To nie jest film o seksie. To jest film o kobiecie z problemem, o kobiecie rozdartej, targanej wątpliwościami, poczuciem winy, wewnętrznej rozterki i frustracji. Suma jej doświadczeń jest nam niezbędna by w pełni zrozumieć jej sytuację. Wszystkie sceny seksu, mimo że bardzo dosłowne, są po prostu konieczne byśmy mogli przyswoić pełnię fabuły. A to wszystko jest przeciwstawione z drugim głosem człowieka starszego, spokojnego, wyważonego i niezwykle wykształconego. Każda opinia głównej bohaterki jest skonfrontowana z naukowym, trzeźwym i pragmatycznym podejściem, przez co film nie jest w żadnym stopniu moralizatorski, propagandowy czy tendencyjny. Reżyser pozostawia widzowi indywidualną ocenę działań bohaterki.
Nie chcę się tu za bardzo rozpisywać choć mogłabym o tym filmie pisać godzinami…Chciałam tylko podzielić się swoimi przemyśleniami, gdyż myślę, że może one skłonią kilka osób (które z założenia postanowiły ten film bojkotować) do zmiany zdania i pójścia na seans.
Jednak...bardzo się boję reakcji polskiego społeczeństwa. Obawiam się, że większość tego filmu po prostu nie zrozumie lub spłyci go wyłącznie do "porno na ekranie" mimo, że w moim mniemaniu ten film nie jest pornograficzny w powszechnym tego słowa rozumieniu (i piętnowania "bezmyślnego i wulgarnego bezpardonowego bzykania"); tu każda taka scena czemuś służy i ma wywrzeć określone wrażenie.
Do tego pojawia się kwestii wielu aspektów i dylematów społecznych: różnic między mężczyzną a kobietą, roli społeczeństwa i jego presji w naszym życiu, prawa które sami sobie nadajemy do oceny innych oraz granic, które trzeba przekroczyć by już być nazwanym "zboczonym", czy takowe w ogóle są do ustalenia? Kto jest jeszcze normalny a kto już "zboczony" czy nienormalny? Kto o tym decyduje?
Film zrobił na mnie ogromne wrażenie mimo, że nie jestem wielką fanką twórczości von Triera choć z lojalności i sympatii do Danii i jej kultury oglądam wszystkie jego filmy. Jednak trzeba pamiętać, że jest to artysta wielkiego formatu i artysta skończony, a jego dzieło również kompletne. Dawno nie widziałam takiego filmu, który by mnie rozśmieszył (tak! jest wiele humorystycznych momentów!), zasmucił, zdenerwował, poruszył, zaciekawił, nauczył czegoś czy pokazał kontrowersyjne aspekty z zupełnie innej perspektywy.
Jest też bardzo widoczne, że jest to duński reżyser. Warto byście pamiętali, że w Danii sprawy seksu i seksualności postrzegane są zupełnie inaczej niż w Polsce. Ja na film poszłam z moim duńskim partnerem; obydwoje zgodnie stwierdziliśmy, że to jeden z najlepszych filmów jakie widzieliśmy w ostatnich latach, a dyskusja o nim zajęła nam kolejne godziny i zresztą nadal zajmuje.
Seks jest w Danii czymś innym niż w Polsce. Tu otwarcie się o nim mówi, dyskutuje, żartuje. Nie robi się z seksu tabu, nie piętnuje czy nie stygmatyzuje się go. Wręcz przeciwnie: jest to najbardziej naturalna rzecz na świecie, którą należy zgłębiać rozwijać i mówić o niej, bo rzeczami które nas cieszą należy się dzielić. Nie dziwi więc, że Duńczycy od lat są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie :) Wiąże się też to z tym, że uprawiają dużo seksu :)
Ale tak na poważnie: postarajcie się choć trochę wyjść poza schematy myślenia popularnego w Polsce i pamiętajcie, że są kraje w których te sprawy (nie umniejszając ich wagi, wyjątkowości i intymności) są traktowane zupełnie inaczej niż Was uczono. To bardzo pomoże w odbiorze filmu, skądinąd tak pozytywnie ocenianego na świecie mimo, że wciąż jednak filmu mocnego, trudnego i głębokiego.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że Polacy jednak się "pozytywnie zaskoczą" i pozwolą otworzyć lub poszerzyć swoje horyzonty myślowe. Oby tak było. Oby.
„Jest to już dowód na to, że film jest bardzo złożony i skłania do bardzo wielopłaszczyznowego myślenia (a przynajmniej powinien; zdaję sobie sprawę, że pewnie w większości przypadków tak się nie stanie).”
Bardzo słusznie, że Pani tak uważa...pytanie dlaczego w większości przypadków obraz von Triera zostanie potraktowany z góry, a nie tak jak powinien, czyli z dostrzeżeniem głębszej treści i wielości powiązań?
„Warto jednak wziąć pod uwagę zdanie osoby, która już obie części widziała. Do tego jest to osoba dojrzała, ukształtowana i wykształcona (jest to bardzo ważny aspekt pozwalający na pełne zrozumienie wszelkich wysublimowanych momentów, dygresji i smaczków tego filmu; niestety uważam, że jest to warunek typu sine qua non co spowoduje, że znaczna część osób wielu fragmentów, odniesień i komentarzy po prostu nie będzie w stanie pojąć…)”
Aha, no to w takim razie już wiemy, dlaczego ten film nie jest dla każdego. Testy na wiedzę i IQ powinny być dostępne dla wszystkich zainteresowanych, być może niektórzy niepotrzebnie wydadzą pieniądze na bilety.
„Uważam, że film jest po prostu rewelacyjny: poruszający, niezwykle złożony, głęboki i wymagający dużej erudycji a przynajmniej w miarę rozległej wiedzy ogólnej. Jest to film reprezentujący tzw. Dygresjonizm czyli pojawiają się w nim liczne komentarze, historie i odniesienia do biologii (botanika, dendrologia, ichtiologia) historii (między innymi historia rozłamu kościoła), sztuki (ikonografia), literatury (jeśli nazwisko Edgara Allana Poe czy nic Ci nie mówi…to stracisz jeden moment filmu) muzyki klasycznej- co ja jako osoba z muzycznym wykształceniem musiałam docenić- pojawia się motyw Bacha, Beethovena, polifonii, aspektu cantus firmus czy historii kwarty zwiększonej zwanej trytonem), a nawet historii wspinaczki górskiej. Istna rozkosz…”
Ciekaw jestem opinii osoby o wykształceniu historycznym na temat jakości i rzetelności tych dygresji.
„Do tego pojawia się kwestii wielu aspektów i dylematów społecznych: różnic między mężczyzną a kobietą, roli społeczeństwa i jego presji w naszym życiu, prawa które sami sobie nadajemy do oceny innych oraz granic, które trzeba przekroczyć by już być nazwanym "zboczonym", czy takowe w ogóle są do ustalenia? Kto jest jeszcze normalny a kto już "zboczony" czy nienormalny? Kto o tym decyduje?”
Decyduje o tym system aksjo-normatywny danej społeczności, droga Pani. Mówi to osoba o wykształceniu socjologicznym, zatroskana stanem dzisiejszej kultury, dla której obrazowanie złożoności życia społecznego przy pomocy wulgarnej estetyki filmu porno jest powodem krytyki, a nie zachwytu.
„Nie dziwi więc, że Duńczycy od lat są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie :) Wiąże się też to z tym, że uprawiają dużo seksu :)”
Cóż za prosta implikacja. Ma Pani jakieś dowody na poparcie tej tezy?
„Ale tak na poważnie: postarajcie się choć trochę wyjść poza schematy myślenia popularnego w Polsce i pamiętajcie, że są kraje w których te sprawy (nie umniejszając ich wagi, wyjątkowości i intymności) są traktowane zupełnie inaczej niż Was uczono. To bardzo pomoże w odbiorze filmu, skądinąd tak pozytywnie ocenianego na świecie mimo, że wciąż jednak filmu mocnego, trudnego i głębokiego.”
To Pani nie rozumie, że problem Nimfomanki nie jest związany z obyczajowością społeczeństwa polskiego, ale tym, że ten artysta wprowadza estetykę filmu porno do sztuki wyższej z jednej strony, a z drugiej stosuje tani chwyt marketingowy, reklamując swój nowy film golizną.
To,że dla ciebie ' estetyka porno' wprowadzana do sztuki wyższej jest problemem ,świadczy tylko i wyłącznie o twoim osobistym problemie,który ma właśnie związek z obyczajowością ,w wymiarem mentalnym.Istota porno nie leży w fizycznym ukazaniu nagości a gdzieś zupełnie indziej. Reklama filmu nie jest tanim chwytem,tylko oczywistą prowokacją wymierzoną w zaściankową, dziecinną obyczajowość, ku radości von Triera,który może w ten sposób zgorszyć ubogą (mentalnie) część społeczeństwa.
Ja tylko tak do tej golizny... W większości filmów Larsa są wątki mocno erotyczne lub pornograficzne. Lars w swoich filmach łamie pewne zasady etyki - jeśli ktoś nie lubi tego typu zabiegów, to niech się nie wybiera do kina na Larsa. I tyle. A promocja filmu? Litości, ja polecam nie oglądać trailerów, bo zwykle przekłamują film, z prostego powodu... żeby zainteresować - nie od dzisiaj wiemy, że im więcej kontrowersji, tym większe zainteresowanie - i to jest prosta zasada, z której korzysta zdecydowana większość producentów. Ja tam sugeruję się dorobkiem reżysera i trailer jest mi zupełnie niepotrzebny.
"Jest też bardzo widoczne, że jest to duński reżyser. Warto byście pamiętali, że w Danii sprawy seksu i seksualności postrzegane są zupełnie inaczej niż w Polsce. Ja na film poszłam z moim duńskim partnerem; obydwoje zgodnie stwierdziliśmy, że to jeden z najlepszych filmów jakie widzieliśmy w ostatnich latach, a dyskusja o nim zajęła nam kolejne godziny i zresztą nadal zajmuje.
Seks jest w Danii czymś innym niż w Polsce. Tu otwarcie się o nim mówi, dyskutuje, żartuje. Nie robi się z seksu tabu, nie piętnuje czy nie stygmatyzuje się go. Wręcz przeciwnie: jest to najbardziej naturalna rzecz na świecie, którą należy zgłębiać rozwijać i mówić o niej, bo rzeczami które nas cieszą należy się dzielić. Nie dziwi więc, że Duńczycy od lat są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie :) Wiąże się też to z tym, że uprawiają dużo seksu :) "
Problem tkwi w reklamie filmu a nie w tym jak seks postrzegany jest w Polsce. Film wzbudza kontrowersje na całym świecie, nie sądzę, żeby cała Dania piała z zachwytu. Kampania reklamowa dla tego filmu ma ewidentnie szokować, prowokować a nie skłaniać do myślenia. Jeżeli ktoś zna twórczość reżysera, wie czego może się spodziewać, co nie zmienia faktu, że tak naprawdę reklamuje się jedynie nagość i seks.
Dokładnie o to mi chodzi...nie wiem na ile von Trier wie o strategii marketingowej jego filmu, ale jeśli przyklapnął na reklamowanie filmu nagością to rzeczywiście trzeba przyznać, że jest skandalistą...i od razu dodać, że tanim.
dunczycy powiedziałabym ze to najnudniejszy kraj na swiecie i z zadnym z tamtejszych facetów nie mogłabym uprawiac seksu,fuj!na dodatek paskudni i brzydcy
Haha, Generalizowanie musi mieć również jakiś umiar ;-) chyba nie byłaś w Suazii... jakieś święto czciny czy coś... to dopiero nuda...
a jakie to ma znaczenie dla obioru tego filmu??? twoje odczucia estetyczne duńczyków to żadna recenzja filmu. polacy bywają równie brzydcy i paskudni i równie odpychający ale czy potrafią nakręcić taki film??? po moich doświadczeniach z polskim filmem absolutnie uważam ze trier jest świetny. a tobie w tym filmie nikt nie każe uprawiać z nimi seksu. tylko zrozumieć film.
byłam na polskiej przed premierze i widziałam jedynie pierwszą część. były tłumy seans został przeniesiony z małej sali kinowej do dwukrotnie większej, ale to zapewne zasługa reklamy. nie wiem jak odbiór innych ale faktycznie to film którego nie można odbierać dosłownie, który jak cały trier zmusza do zastanowienia i porozbierania filmu na czynniki pierwsze. ja to robię od wczoraj. i z ogromnym zainteresowaniem czekam na kolejne prowokacje w drugiej części. prymitywizm seksu jest tak ogromny w tym filmie, że absolutną siłą tego obrazu jest zmuszenie do zastanowienia się nad tą kobietą, która w niesamowity sposób opowiada o swoich przeżyciach i konfrontuje je ze spokojem i dystansem człowieka, który z uwagą jej słucha. polecam dla samego faktu skonfrontowania siebie i swojego odbioru do całej masy obciążeń w sferze seksu w polskiej rzeczywistości.
"Wiąże się też to z tym, że uprawiają dużo seksu"
No tak, bo Polacy uprawiają mało seksu ;) Dlatego warto by pobierali nauki od Duńczyków, ewentualnie od Polek, które zamieszkały w Danii i mogą wyjaśnić zawiłości filmu von Triera, bo przecież tępy Polak nie słyszał ani o Poe, ani o Beethovenie ani tym bardziej o botanice.
Szczegolnie od Polek - tych brzydszych, ktore musialy szukac szczescia w tak tragicznym kraju, jak Dania.
bardzo dziękuję za Twoje wrażenia. Dokładnie przeczytałam i wszystko wezmę pod uwagę jak pójdę. Dziękuję jeszcze raz.
Poziom intelektualny obecnego pokolenia młodych polaków oraz ich odruchy są niepokojące, nie wyczuwało się tego jeszcze 10 lat temu, być może ze względu na mniejszą dostępność internetu. Niezwykle prymitywne komentarze a właściwie skrawki zdań do rzeczowego wpisu.
Istotnie-również kultura seksualna polaków pozostawia wiele do życzenia - wystarczy spojrzeć na język stosowany do opisywania tej sfery w Polsce, na reakcje związane choćby z pokazaniem przebitki na fragment członka w zwiastunie, na kulturę osobistą i zachowania w kontaktach z osobami płci przeciwnej....
Bardzo wyczerpujący opis zachęciłaś mnie strasznie. Miałbym jeszcze małe pytanie , jak spisali się aktorzy? Ktoś wybił się ponad przeciętność?
Cieszę się, że udało mi się zachęcić przynajmniej niektóre osoby. Myślę, że te, które bojkotowały film z założenia i tak na niego nie pójdą lub pójdą i choć ukradkiem otrą łzę lub poczują drgania strun jakichś części swojej duszy (nie chciałam użyć słowa „resztek” by po raz kolejny nie zostać tu posądzona o bycie prześmiewczą wobec Polaków, co jest argumentem wręcz absurdalnym, bo nie jest to kwestia bycia Polakiem, Czechem czy Francuzem lecz kwestia wrażliwości, dojrzałości i otwartości).
Film jest aktorsko bardzo dobry, a aktorzy mieli przed sobą wielkie wyzwanie: odrzeć się ze wszelkich mask, trików aktorskich, chwytów, słowem- wszelkich elementów warsztatu aktorskiego, które pozwoliłyby im „zasłonić się” rolą. Tu o tym nie ma mowy. Charlotte Gainsborough jest bardzo…surowa (a może bardzo prawdziwa?), bardzo naturalistyczna, bardzo…z jednej strony wyzuta z wszelkich przejawów głębszych emocji a z drugiej strony bardzo świeża (świeża w sensie aktorskim; zresztą sama podkreśla w wywiadzie, że Lars wymagał od niej znalezienia w sobie tej aktorskiej świeżości z początku wchodzenia w zawód, zatem są to jej słowa). Jednak przyjrzeć się jej grze aktorskiej można tak naprawdę dopiero w drugiej części filmu, kiedy to na niej skupia się cała fabuła. Jest takie polskie słowo, które idealnie oddaje postać Joe w drugiej części filmu Tym słowem jest (proszę mi wybaczyć mało wysublimowany acz bardzo trafny leksykon): „zmierzła”. Oglądamy na ekranie smutną, zmierzłą i wypraną z wszelkich uczuć kobietę, z którą trudno się utożsamić, którą jednak trudno pogardzać, którą po jakimś czasie zaczynamy rozumieć i…zgadzać się z nią (właśnie tak! Tylko ciekawe kto to przyzna otwarcie?!)
Część pierwsza natomiast to triumf debiutującej 22-letniej Stacy Martin- dziewczyny świeżej niczym poranna rosa, delikatnej, ulotnej, efemerycznej ale i bardzo przekornej, zadziornej i zuchwałej. To jej w udziale przypadło pokazanie palety emocji, uczuć i uniesień młodej Joe (co nie było dane Charlotte- ona ma rolę cynicznej, złamanej życiem i pozbawionej tej emocjonalnej warstwy kobiety zniszczonej przez swoje uzależnienie). Jedyne co pozostało z młodej Joe w grze Charlotte to ta efemeryczność (którą niektórzy nazywają „flegmatycznością” czy nawet „neurotycznością”- co ja doskonale rozumiem, bo ona w każdej roli to przejawia, możliwe, że to nie jest jej gra tylko po prostu ona sama).
Uważam, że obie aktorki spisały się bardzo dobrze, jednak należy pamiętać, że miały do wykonania zupełnie inne zadania. Widać jednak podobieństwo Stacy Martin do Joe, zresztą nie bez kozery porównuje się młodą Martin do Jane Birkin- matki Gainsborough. Mi osobiście bardziej podobała się kreacja Stacy, ale wiem jak bardzo subiektywna i być może zasugerowana walorami estetycznymi jestem (bez urazy ale jest to film tak…anatomiczny i tak cielesny, że nie sposób nie zwracać uwagi na grę dosłownie całym ciałem). Na młodą Stacy patrzy się przyjemnie; ona się widzem bawi, uwodzi go i intryguje, natomiast patrzenie na zniszczone i…po prostu brzydkie ciało Gainsborough jest totalnie aseksualne, trudne…i po prostu nieprzyjemne. To są moje subiektywne uczucia; proszę mnie za nie nie besztać czy wyśmiewać (co jest tu zjawiskiem nierzadkim).
Zapamiętajcie proszę tę świeżość, figlarność i cielesność młodej Joe i porównajcie później z jej starszym wcieleniem. To też bardzo ważny element odbioru filmu oraz skonfrontowanie własnych oczekiwań, reakcji i przemyśleń.
Taka ostatnia uwaga: udało mi się zdobyć dzisiejsze recenzje Kinomanki w Wyborczej. Felis ocenił ją bardzo przychylnie i przyznał 5 gwiazdek nazywając film „przekornym, ostrym i zaskakująco zabawnym”. Natomiast Sobolewski, który znany jest ze swojego krytycznego (i czasem poniekąd osobliwego i konfundującego) gustu ocenił film jako „kino najwyższej klasy”. Czytając te recenzje czułam nieukrywaną ulgę, pozytywne zdziwienie…i dużą radość :) Zachęcam do lektury.
Recenzje Kinomanki? "Nimfomanki" rzecz jasna, pardon. Kinomanką to jestem ja :) Jednak polecam, dziś jeszcze zdążycie; bardzo ciekawa lektura artykułów obu Panów.
Widziałam dziś I część i rozumiem teraz, dlaczego trudno mi ocenić film. Z zainteresowaniem poznawałam historię Joe, ale ciągle pytałam siebie - po co to opowiada, czemu to służy ( bo przecież nie jest to nagła potrzeba, żeby dziś , tu i teraz - bo dlaczego dziś i dlaczego teraz -podzielić się z tym przypadkowo spotkanym facetem). Film skończył się nagle, w pół słowa...
Postać starszego od bohaterki faceta jest potrzebna do czegoś więcej niż słuchania i komentowania w sposób "zgrabnie naukowy" i
konkretny - to się czuje.
Czekam na II część i myślę, że masz racje , iż dzielenie go na tak odległe od siebie czasowo części nie jest zbyt dobrym posunięciem.
Dziękuję Ci za uwagi, które wyczytałam - będę mogła odnieść się do nich po zobaczeniu całości.
Tu odzywa sie paru frustratów, ale każdy ma prawo mieć swoje refleksje.
Pozdrawiam.
Macieju, czy to pytanie do mnie? Ja sama przyłączam się do pytania! Sama chciałabym mieć taką pracę i w ten sposób zarabiać :) Zwłaszcza, że na co dzień zarabiam gadając (pardon, wykładając) więc każda możliwość pisania, a do tego w języku polskim jest mi droga. Chociaż dziś czytając te recenzje w Wyborczej (nie będąc jakoś nimi specjalnie powalona, choć może łechcę w ten sposób swoje ego) też przez głowę przeszła mi myśl o takiej pracy... :)
"Na młodą Stacy patrzy się przyjemnie; ona się widzem bawi, uwodzi go i intryguje, natomiast patrzenie na zniszczone i…po prostu brzydkie ciało Gainsborough jest totalnie aseksualne, trudne…i po prostu nieprzyjemne. To są moje subiektywne uczucia; proszę mnie za nie nie besztać czy wyśmiewać (co jest tu zjawiskiem nierzadkim)."
Co Pani wygaduje. Ciało Joe zniszczone? Toż to przykład tzw. MILF (jeśli wie Pani co ten skrót oznacza), więc proszę nie wciskać ludziom kitu, że von Trier postanowił przedstawić naturalistyczną wizję kobiety (taką jakie można spotkać na ulicy). Jego Joe to ucharakteryzowana, przybrudzona, atrakcyjna kobieta, a nie 40sto latka z rozstępami i nadmiarem tłuszczu tu, czy tam.
Pod tym względem reżyser nie wniósł nic nowego, a postaci z jego filmu doskonale wpisują się w mit człowieka z ekranu kinowego.
"...więc proszę nie wciskać ludziom kitu, że von Trier postanowił przedstawić naturalistyczną wizję kobiety (taką jakie można spotkać na ulicy). Jego Joe to ucharakteryzowana, przybrudzona, atrakcyjna kobieta, a nie 40sto latka z rozstępami i nadmiarem tłuszczu tu, czy tam. "
yyy... a wiesz, że niektóre 40stki z ulicy dbają o wygląd? :P "naturalistyczna" nie musi od razu oznaczać "brzydka, tłusta, zaniedbana"
Ta jasne. Dlatego zalogowałaś się 9 stycznia i postanowiłaś rozpocząć krucjatę nawracającą polski zacofany zaścianek, przez uświadamianie nam, jakim to wspaniałym film jest "Nimfomanka I i II"
Dziekuje ci za twoja recenzje. Jestem wielkim fanem Triera, ktory jest moim ulubionym rezyserem; a dzieki twojej recenzji wiem juz, ze po prostu musze udac sie do kina (za ktorym nie przepadam), w celu obejrzenia obydwu czesci, jednej po drugiej.
Kolejne wynurzenia wyzwolonej kobiety zza granicy która przyszła oświecić zacofaną Polskę, może dobrze że nie wiesz jaką polki mają opinie na zachodzie, jak to było? "Łatwe i tanie"?
To ci coś skarbie powiem, u nas nikt się o seksie wstydzić nie mówi, szczególnie media są tym przesycone jak wszędzie.
Dziś każde dziecko widziało porno i uwierz że sceny z filmu nikogo poza starymi dewotami nie szokują, tylko że one tu się nie wypowiadają.
Chcesz wiedzieć dlaczego ten film tak obrywa (na całym świecie, nie tylko w Polsce)?
Przez żenującą kampanię reklamową, jakoś na plakatach nie widać tej głębi tylko nagość i teksty typu "obejrzyj zanim będzie zakazany" i inne tego typu bzdury, ten sam żałosny chwyt marketingowy co w przypadku książeczki dla niedojrzałych kobiet czyli "50 twarzy Greya".
Seks w filmie nie ma wzmacniać wydźwięku tylko przyciągać widzów, bez tego większości nawet by nie zainteresował film o problemach jakiejś kobiety.
Ludzie wcale się seksu nie boją, po prostu mają dość wrzucania go wszędzie gdzie się da a dzięki Greyowi pojawił się wysyp tego typu tworów.
Z twojej recenzji bije poczucie wyższości (tak się składa że ten wspaniały zachód wkrótce zostanie kolonią Islamską i jest powszechnie wyśmiewany za porzucenie własnej tożsamości i kultury, w imię tolerancji bez walki zostaną skolonizowani. Polska na szczęście tą drogą nie pójdzie).
U nas ludzie potrafią cieszyć się seksem tylko różnica jest taka że nie mamy potrzeby się nim chwalić a takie filmy są po prostu żenujące.
Seks jest wspaniały, szczególnie z kochaną osobą w sypialni bo intymność nie bez powodu to sprawa osobista.
Na zachodzie rozwija się żenująca forma ekshibicjonizmu polegająca na eksponowaniu jak się da swojej seksualności, niespecjalnie to się różni od piesków kopulujących na ulicy.
I jeszcze ten tekst - Nie dziwi więc, że Duńczycy od lat są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie :) Wiąże się też to z tym, że uprawiają dużo seksu :).
Jak dla kogoś uosobieniem szczęścia jest seks to pozostaje mi współczuć, czy już wszyscy na zachodzie są jak zwierzęta i liczy się tylko jedno?
Seks jest świetny ale nie najważniejszy, jak chuć przeminie wraz z młodością to zrozumie pani tak jak bohaterka filmu że seks to tylko seks, czynność fizjologiczna i nic więcej, to pozorne szczęście szybko przemija, wraz z endorfinami.
PS. Dla tych którzy myślą że ten film to jakaś obyczajowa rewolucja, zerknijcie choćby na "Romance".
Robione ponad dekadę temu, film z grubsza o tym samym - łamiący tabu, przedstawiający rozbuchany temperament i poszukującą spełnienia kobietę.
Oceniony tragicznie jako "ambitne porno".
Mija kilkanaście lat, Europa zachodnia się stacza, wychodzi nimfomanka...i mamy arcydzieło. Przynajmniej marketingowe.
Prawda jest taka że takie filmy są w kinie od kilkudziesięciu lat, tylko że dzisiaj ludzie do tego stopnia mają obsesje na punkcie seksu że promują takie bzdety.
Boże w końcu jakiś normalny wpis. Niestety, śmiem twierdzić że jest to najgorszy film Von Triera od wielu wielu lat. Film jest sztuczny w swoim przeintelektualizowaniu. Wiem, że zaraz mnóstwo ludzi się święcie oburzy że jak to, ale Trier przesadził przy wplataniu anegdot naukowych jako metafor kopulacji. No ludzie.
Pan chyba jest przepatriotyzowanym frustratem, skoro tak agresywanie odebrał posta koleżanki, która z potrzeby serca podzieliła się swoimi wrażeniami co do filmu, a nie z potrzeby ubliżania naszemu narodowi. Trochę dystansu życzę i mniej strachu. Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Jeżeli film zawiera w sobie złożone wątki naukowe i czerpie inspiracje z takich dziedzin jak dendrologia, ichtiologia, botanika, etc. to, na litość boską, tak o nich mówmy! Jesteśmy chyba dorosłymi ludźmi i nie musimy się posługiwać "rybkami i cipkami" z obawy przed wyjściem na przeintelektualizowanych bubków. Ja, w każdym razie, nie poczułam się ani urażona tonem wypowiedzi koleżanki, ani sprowadzona do poziomu intelektualnej ameby.
Nawiązując do wątku "żenującej reklamy" - szczęśliwie nie sugeruję się nią wybierając film. Widziałam dziesiątki fantastycznie sklejonych trailerów wskazujacych na wysoki poziom merytoryczny filmu, które de facto robione były do mega słabych produkcji. Widziałam również fatalne reklamy do niesamowitych filmów. Nie oszukujmy się - "Nimfomanka" to komercyjny film i nie powinna nas zdziwić manipulacja marketingowa, która w każdym możliwym momencie wciska nam seks. Takie już są prawa rynku i nic w tym zaskakującego i nowego nie ma. Grunt to spojrzeć trochę głebiej, jeżeli jest w co. W tym przypadku - jest. Nie wspominając już o tym, że cały obraz seksu w filmie nie ma nic wspólnego z efekciarstwem mającym przyciągać rozochocone masy. Podejrzewam, że gdybym była taką rozochoconą masą, to po seansie byłabym zniesmaczona, zawiedziona i przede wszystkim - przeraźliwie znudzona.
Tak, czy siak... Pierwsza część filmu wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ale czuję również ogromny zawód z podowu podziału filmu i wypuszczenie go na polski rynek w ratach. Miałam nadzieję, że jest to zrobione z sensem i mała przerwa nie ujmie mu nic a nic. Niestety - ogladając dziś pierwszą część - czuję się z lekka ogłuszona; nie jestem kompletnie w stanie nakreślić całości fabuły przez co czuję, jakby ominęła mnie cała frajda interpretacji, przemyśleń i emocjonalnych doznań. Totalnie straciłam grunt pod nogami i potwornie żałuję, że nie miałam okazji obejrzeć obu części jedna po drugiej. To trochę tak, jak dawanie dziecku wyczekanej zabawki z wieloma ogromnie fascynujacymi rzeczami do odkrycia i zabieranie jej po dwóch godzinach. Bezsens.
Czekam z utęsknieniem na drugą część i mam nadzieję, że w końcu będę w stanie poczuć ten film tak, jakbym chciała; ocenić go tak, jakbym chciała i czerpać z niego przyjemność tak, jakbym chciała.
Autorka wielokrotnie używa stwierdzeń sugerujących że zły odbiór filmu w Polsce to wynik zacofania a jej recenzja ma na celu oświecenie i wyrwanie nas z zastoju "naszego myślenia".
I to wszystko pisze osoba z Danii - kraju który rozważa legalizację kazirodztwa.
Patriotyzm tu nie ma nic do rzeczy, Polska jest takim krajem jakim była od lat - kiepskim gospodarczo ale za to dość stabilnym społecznie w przeciwieństwie do tej Danii gdzie jak widać wolność seksualna niektórym zbyt mocno uderzyła do głowy.
Wywody o szczęściu wynikającym z dużej ilości seksu aż się proszą o wysłanie pani do seksuologa który nauczyłby ją zdrowego podejścia do seksu, bez przesadnej gloryfikacji zwykłej czynności fizjologicznej.
Mnie osobiście obraża że osoba która nie ma pojęcia o naszych realiach (pewnie w Polsce nie była 20-30 lat skoro wypisuje bzdety o rzekomym tabu) insynuuje że nie potrafimy myśleć i "wyraża nadzieję że zmienimy podejście" tak jakby udzielała nam reprymendy.
Współczuję osobom których kreowanie takiego obrazu ich osoby nie przeszkadza.
Wracając do tematu filmu - film jak dla mnie jak dziesiątki innych na temat seksualności kobiet, nic nowatorskiego.
Film mnie nie porusza, cóż widocznie do mnie nie trafia taka forma "sztuki" i się nieźle wynudziłem.
Bez kretyńskiej kampanii reklamowej którą widzę od miesięcy na każdej stronie film oceniłbym jako przeciętny, dzięki kampanii oceniam go jako szkodliwy - nie dość że marny to zdobywa oglądalność w perfidny sposób, nie cierpię współczesnego marketingu.
Mam nadzieję że ludzie szybko o nim zapomną bo jak zrobi się z tego drugi Grey to społeczeństwo już całkiem straci rozum, mam dość dyskusji o seksualności z wyzwolonymi troglodytami którym wydaje się że w seksie znaleźli głębie i sens istnienia.
Grajcz, wspaniale to wszystko nam wyspiewales, powaznie.
Boje sie tylko, ze PL pojdzie ta sama, chora droga o ktorej piszesz (islamizacja).
Dania jest tak nieprawdopodobnym niewolnikiem swojej poprawnosci politycznej (kulturowej?), ze az ciezko w to uwierzyc.
Ci ludzie sa bardziej zaklamani niz np. brytole - to prawie niemozliwe, a jednak prawdziwe.
Mam pytanie do kolezanki egzaltowanej, autorki "recenzji", ktora dopiero szczescie znalazla wsrod ludzi znanych (w swoim czasie) z kazirodztwa:
czy to ich nieprawdopodobne szczescie, wynika nie z seksu, a z otwartosci, na przyklad pierdzenia (sorry, nie moglem inaczej) przy stole, czy gdzie popadnie?
To jest powazne pytanie.
Dzięki za ten komentarz do filmu, nabrałem jeszcze większej ochoty na obejrzenie i oczekiwania wzrosły niemiłosiernie. Ostatnio tak czekałem chyba tylko na "Miłość" M. Haneke. Az się boję, że przedobrzę z oczekiwaniami i mi się nie spodoba
Nie ma co liczyć jednak na spełnienie oświatowej roli twojego tekstu, kto ma do filmu zdrowe podejście, dalej będzie je miał, a kto rozpatruje go w kategoriach porno skandalu, zapewne dalej będzie tak myślał. Lars jest prowokatorem, ale na pewno nie tanim skandalistą. Pewnie sam miał niezły ubaw z tych wszystkich trailerów, które mogą wprowadzić na błędny tor. Myślę, że Nimfomanka może być kolejnym filmem, całkiem błędnie odebranym (coś podobnego spotkało Drzewo Życia, Spring Breakers czy choćby Bling Ring).
Ps. Gratuluję partnera, z którym możesz godzinami rozmawiać o filmach, serio :)
"Nie dziwi więc, że Duńczycy od lat są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie :)".
Sa tez jednymi z najbardziej zakompleksionych i ksenofobicznych ludzi na swiecie.
Przykro mi, ze musialas wyjechac do takiego grajdolka jak Dania, zeby sie przekonac, co to seks.
POszerz swoje horyzonty, a zrozumiesz o czym pisze.
Aha, czyli kolejny temat z cyklu: "Ten film jest świetny, a kto sądzi inaczej, jest zacofany". Rzeczywiście, dowodzi prawdziwej kultury i braku jakichkolwiek uprzedzeń czy kompleksów autora. Nic, tylko dyskutować z takim otwartym umysłem...
Reszty nie skomentuję, bo musiałbym przeczytać raz jeszcze co najmniej określone paragrafy, a od tak wysoko rozwiniętego nabzdyczonego snobizmu i próby dowartościowania się na forum dostaję mdłości, także podziękuję.
przepiękny film, fantastycznie opowiedziana historia, jestem po spektaklu absolutnie oczarowana, nie myślałam, że po melancholii można zrobić coś, co jeszcze bardziej porusza, a jednak! a hołotą się nie zrażaj skarbie - nawet ta popkornowa gawiedź w prowincjonalnym kinie została wbita bez słowa w fotele, generacja JP2 ma zahamowany stosunek do stosunku, wiadomo:-))) pozdrawiam!
Nie do końca podoba mi się ten lekko protekcjonalny ton w stosunku do Polaków, chociaż niestety sporo jest racji w tym, co Pani pisze o nas, jako o społeczeństwie. Ja von Triera nie lubię, ale recenzje prasowe podobne do tej opinii sprawiły, że wybrałem się do kina. I co za niespodzianka! Jak to napisałem w swoim poście na tym forum, to pierwszy film von Triera, który naprawdę bardzo mi się spodobał. Inteligentny, bezczelny, erudycyjny, przewrotny i... pełen humoru. Do tego znakomity wizualnie i dobrze zagrany. Von Trier znowu zagrał nam wszystkim na nosie, ale coś czuję, że dopiero "zarzuca przynętę" i w drugiej części może zrobić jakąś woltę, której się zupełnie nie spodziewamy. Może to wówczas zmienić perspektywę i w innym świetle ukazać ten film. Zazdroszczę, że mogła Pani obejrzeć ten film od razu w całości. My musimy czekać 3 tygodnie (dobrze, że nie dłużej). Podejrzewam jednak, że nie będzie możliwości obejrzenia całości razem, bo cz. I pewnie zniknie już do tego czasu z ekranów. Ja już nie mogę się doczekać kontynuacji. Dzięki za opinię! Pozdrawiam!