5,6 4,7 tys. ocen
5,6 10 1 4681
5,0 3 krytyków
No-Do. Wezwani
powrót do forum filmu No-Do. Wezwani

Ostatnimi laty horrorami trzęsła Hiszpania. W roku 2007 roku salami kinowymi zatrząsł „Sierociniec”: opowieść o matce, która przeżywała dramaty związane niby z domem w którym zamieszkała, ale tak naprawdę chodzi w tym wszystkim tylko o nią... Filmowi można było zarzucić wtórność, korzystanie ze schematów dawno już odkrytych, m.in. w kinie Japońskim. A jednak udało mu się mnie zdobyć – dzięki kamiennej atmosferze i cudownej scenie gry w „Baba jaga patrzy”, którą pamiętam do dzisiaj.

Latem następnego roku kina zdobył „Rec” – tutaj już można było mówić conajwyżej że film był niezły, a wad dopatrywałem się głównie w braku pomysłów, których zabrakło już w połowie. Jednak to i tak był przełom, powiew świeżości w tym gatunku – dokumentalny styl całości nadawał całości unikalny smak, wywołując u widza ślinotok i potrzebę obejrzenia kolejnych takich filmów. Dla samej konwencji para dokumentu. No i Manueli Velasco w roli głównej.

W tym roku sale szturmują „Wezwani” – najnowsze dziecko Półwyspu Iberyjskiego. Nadeszło ono w atmosferze tajemniczości – filmów No-Do oraz sekretów chrześcijaństwa. No-Do (tytuł oryginalny filmu) to seria filmów, które kręcono w latach 40, by każdy mieszkaniec Hiszpanii wiedział, co dzieje się w jego ojczyźnie. W filmie No-Do funkcjonuje też jako specjalna jednostka Watykanu, która wędrowała po ludziach i sprawdzała, czy cuda które występowały, były prawdziwe, czy były tylko mistyfikacją. Lub... były czymś gorszym.

Takie właśnie filmy kręcono w domu, do którego wprowadza się bohaterka filmu, wraz ze swoją rodziną. Postawiony na odludziu, wymagający remontu (mieściła się w nim kiedyś szkoła), wielki, pusty, ciemny. Idealne miejsce na horror w najlepszym wydaniu. Dodatkowo w okolicy kręci się pewna staruszka, która ostatnie 50 lat przeżyła w stanie śpiączki. A po przebudzeniu szpital, w którym przebywała, został zamknięty przez księdza z przeszłością.

Brzmi chaotycznie, ale taki właśnie jest z pozoru ten film. Pierwsze pół godziny to istny bełkot konwencji, na starych archiwalnych filmach zaczynając, na urywkach z życia głównej bohaterki tuż przed przybyciem do nowego domu. Zmienia się nie tylko muzyka i treść obrazu, ale i następują też płynne przejścia filtrów: od tych imitujących stare filmy z lat 20, przez te żółtawe z lat dzieciństwa po ostre i wyraźne z lat współczesnych. Owszem, ten pomysł się nie sprawdził. Twórcy mieli pewien koncept, jednak dorobić temu nogi i ręce już nie wyszło. Żeby całość stała się dla widza jasna, mija zdecydowanie za dużo czasu!

Gdy jednak wszystkie elementy są już ułożone, mogą powoli dojrzewać, film objawia się jako dzieło udane. Tylko udane. Jako widz musiałem przymknąć oko na naprawdę sporo elementów, byle zacząć czerpać satysfakcję z seansu. Po pierwsze: głupotki i durnotki w starym stylu, czyli główna bohaterka penetruje dom z latarką w ręce, bo scenariusz zabronił jej włączyć światło. Po prostu. A zamknięta część domu, do której nie można wchodzić, w nocy jest już otwarta. Tylko w nocy. W dzień nikt tam nie zagląda. Bo po co.
Dodatkowo film nie jest na żadnym polu odkryciem. Są to tylko schematy ubrane w nowe kolory, dzięki którym zdają się wyglądać na świeże. I nawet całkiem nieźle im to wychodzi.

Osobną kwestią są zdjęcia. Za niektóre operator powinien złożyć wymówienie i szukać pracy przy wypasie owiec w Australii, za inne – awansować do ścisłej światowej czołówki. Tymi pierwszymi są choćby sceny rozmowy – rwane, szybkie ujęcia, podczas których aktorzy gapią się po prostu w obiektyw i czytają swoje kwestie z telepromptera. Jest wtedy sucho i bez emocji (pozytywnych). Jednak gdy następują te drugie... Widz jest w szoku. Ujęcia te zaskakują. W pewnym momencie zaczynam sobie zdawać sprawę że to nie kamera toczy się przed bohaterką... Tylko że widzę całą sytuację z pozycji duchów tego miejsca. To one czekają na nią, to one za nią idą. Wrażenie piorunujące.

Czas na słówko podsumowania. Mimo wszystko, zdrowo się przestraszyłem. Na błędy przymknąłem oko, na schematy w sumie złego słowa nie chcę mówić – bo dobrze z nich skorzystano, dzięki czemu powstała historia prawdziwe intrygująca i zostająca w głowie, przynajmniej tych kilka godzin po wyjściu z kina. Że oczekiwałem czegoś więcej? No cóż, poczekam do przyszłego roku. Czuję w kościach, że jest na co. A „Wyzwani” byli tylko smaczną przystawką. W ramach czekania, warto się wybrać.


5/10

_Garret_Reza_

Kapitalna recenzja, z którą się absolutnie zgadzam.
Mam wrażenie, że film ten miał naprawdę spory potencjał który przemknął przez cały czas trwania niemal nie zauważony, podobała mi się jednak sama końcówka( i nie mam tu bynajmniej na myśli skromniejszej wersji Pottera w formie pojedynku..).
Pozdrawiam

Edward_Nozycoreki

W których latach to się dzieje tak naprawdę? W jednym momencie projektor do filmów, telewizor praktycznie czarno-biały, a później ksiądz z telefonem komórkowym :)

ocenił(a) film na 3
Edward_Nozycoreki

Wiedziałem, że kiedyś dobra passa musi się skończyć i Hiszpanom trafi się niedobry horror. Szkoda czasu :)

ocenił(a) film na 3
Grifter

Swoją drogą Garret, popraw mnie jakby co - czy ja dobrze słyszałem (być może coś mi się pokićkało, bo był mój trzeci seans z rzędu) czy ta babka, która wstała na początku filmu przeleżała w śpiączce 60 lat?? Toć to jakaś paranoja...

ocenił(a) film na 5
Grifter

Nom, jakieś 50-60, nie pamiętam dokładnie.

Spokojnie, pielęgniarki ją turlały, coby odleżyn niedostała.;-)

ocenił(a) film na 3
_Garret_Reza_

Tu nie chodzi o odleżyny. Zapewne pamiętasz co było z Kiddo w "Kill Billu" jak wstała po 4 latach śpiączki i wszystkie mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. Być może widziałeś też kiedyś dokumenty o ludziach, którzy po 8-10 latach śpiączki potrafią z trudnością wydukać jedno zdanie.
A babka po 60 latach to by w maratonie mogła jeszcze biegać...

ocenił(a) film na 5
Grifter

Patrz, nie pomyślałem o tym.