cienka amerykńska komedyjka o małżeństwie w trakcie kryzysu. dowcip niemiłosiernie wysilony, w zasadzie nie ma z czego się posmiać. aktory się wydurniają, co na dłuższą metę jest strasznie męczące. tylko Raya Liotty mi żal że gra w takich badziewiach.
i co tam robił Mark Wahlberg ? Film odniósł sukces w USA, a to to taka pusta historia. Zaśmiałam się może raz, gdy Steve zaczął panikować po Tinie. Nieprawdopodobne sytuacje można zdzierżyć, ale nie głupie. Były klient bez koszulki z wyposażeniem jak z CIA, prawdziwi Tripplehorn łagodni jak baranki, prokurator każdą noc spędzający w klubie, kiczowate teksty Steve'a na koniec. Nigdy więcej.
No niestety film strasznie marny. Scenariusz z kosmosu, dowcip źle dobrany (może podoba się amerykanom), Tina Fey jak zwykle beznadziejna. Jedynie film ratuje Carell, na którego jak tylko popatrzę to już chce mi się śmiać mimo iż strasznie mierną postać/teksty mu przygotowano. Dałem 5/10, ale to tylko ze względu na Steve'a.