PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=527261}

Notatnik śmierci

Death Note
4,4 32 814
ocen
4,4 10 1 32814
3,9 9
ocen krytyków
Notatnik śmierci
powrót do forum filmu Notatnik śmierci

To była porażka. Nie piszę to jako fanka DN, ale jako przeciętny odbiorca, świadomy tego, że siada do filmu stricte rozrywkowego, w którym wybuchy, szybkie samochody i życie nastolatka krzyżują się z ,,deathnote-podobną” fabułą.

Jestem ciekawa, jakie wrażenia zrobił na innych widzach, zwłaszcza tych, którzy o pierwowzorze mają zerowe pojęcie. Nie widzę ani jednej zalety tego gniota, niczego, co mogłoby spodobać się zarówno fanom oryginału, jak i serialomaniakom, którzy włączą sobie Notatnik Śmierci ot tak, by zobaczyć, co to. Szkoda – liczyłam po cichu, że film będący adaptacją jednej z najpopularniejszych japońskich serii na tak popularnej platformie jak Netflix może przekona co niektórych do mangi i anime. Nie w tym przypadku, oj nie…

Po zwiastunach (swoją drogą, lepiej zrobionych niż sam film) spodziewałam się przeciętnej produkcji z chłopakiem ,,takim jak każdy”, który pragnie naprawić świat. Myślałam, że reżyser pójdzie w stronę pokazania bardziej ludzkiego głównego bohatera, nie tak idealnego jak pierwowzór postaci. To by miało sens: zamiast zaprezentować nierealistycznego, przystojnego i diabelnie inteligentnego ucznia, podstawić widzowi młodego, pogubionego nastolatka, mającego swoje słabości. Można się łatwiej utożsamić i tak dalej.

Myliłam się. Yagami wydaje się przy Turnerze barankiem. On chociaż zabijał przez zawał serca, szybko i niekłopotliwie – a nie w sposób drastyczny, że po ekranie latają flaki jak z horroru klasy B…

Jedynie pierwsze dwie minuty filmu są moim zdaniem… nie tyle dobre, co obiecujące. Potem widz dostaje w głowę obuchem. Netflixowy Notatnik Śmierci – poza nazwiskami postaci – ma wspólnego z oryginałem niewiele. Właściwie jeszcze tylko to, że pojawia się notatnik (ma zupełnie inne zasady niż w oryginale), którym można zabijać. Nic to! Znam różnice między słowem ,,adaptacja” i ,,ekranizacja”, a odnowiony motyw może również być całkiem dobry, jeśli za pisanie scenariusza zabierze się odpowiednia osoba.

Tutaj to nie wyszło. Sam główny bohater jest postacią tak sztuczną – zarówno w grze aktorskiej, jak i założeniach – że przez 1,5h tylko czekałam, aż zginie. Przybycie Ryuka było bardzo szybkie (chyba godzina po znalezieniu notesu) i równie absurdalne. Turner siedzi sobie w klasie po lekcjach, bo ma szlaban, nauczycielka na chwilę wyszła… przybywa Ryuk – podmuch powietrza rozwala całą salę, fruwają ławki, kartki, książki itd. Na korytarzu awaria światła, które miga. A mnie chodzi po głowie: gdzie, do diabła, wcięło nauczycielkę, która sekundę temu była jeszcze na korytarzu?! I po co robić taką rozwałkę? No tak, ale to amerykańskie kino.

Co robisz, kiedy pojawia się przed Twoimi oczami shinigami? Pytasz go o powód tej wizyty? Starasz się dociec, czego od Ciebie chce? Badasz jego naturę? Nie! Zrób tak jak Turner – przestrasz się, pobluzgaj, nie zadawaj żadnych pytań. A potem – mając świadomość, że notes zabija – zrób to, co Ci podszeptuje ów demon.

I zaczyna się ostra jazda. Dręczycielowi drabina ODCINA GŁOWĘ. A na ekranie jest to pokazane. Leje się krew, widać flaki – jednym słowem: drastyka. I zarazem tandeta. Miałam ochotę wyłączyć film, ale stwierdziłam, że muszę to przełknąć i dokończyć.

Takich scen jest więcej. Mają przerażać, ale wywołują tylko niesmak i śmiech.

Reżyser chce nam wmówić, że Turner to w równy gość, a widz powinien go lubić – ale czy można lubić kogoś, kto jest sadystą, kogoś, kto wybiera tak wymyślne sposoby śmierci, byle tylko ta osoba cierpiała? Poza tym – przewinieniem tego oprycha było tylko to, że – uwaga – ,,dręczył” uczennicę, bo ją szarpnął i zabrał jej plecak. To za takie rzeczy trzeba karać śmiercią?!

Nasz Turner stracił matkę, która zginęła z rąk zbira – nie wiemy, w jakich okolicznościach, i się nie dowiemy, bo twórca filmu nie miał na to pomysłu. Wiadomym jest natomiast, że przestępca bezkarnie żyje sobie nadal i to świetnie: ma forsy jak lodu. Młody Light Turner wyrzuca to w złości swojemu ojcu – policjantowi – któremu (jak możemy wnioskować po mało emocjonalnej reakcji) jest to zupełnie obojętne. Później wspomniany ojciec wpierw cieszy się na wieść o śmierci zabójcy, a potem nagle – pyk! jak za dotknięciem różczki – zaczyna przeciwstawiać się Kirze, którego w takiej sytuacji powinien raczej uwielbiać. Zapytany przez syna o swoje dość dziwne poglądy, Turner ojciec odpowiada, że na Kirę nie można złożyć zażalenia, więc to nie fair wobec innych ludzi, że tak sobie zabija na prawo i lewo. Wydźwięk jest tego taki: zabijanie jest okej, przestępcy to śmieci, nie powinni żyć, ale właściwie… no, takie odbieranie im praw do zażaleń, odwołań jest nie w porządku… no to chcę schwytać Kirę!

Intelektualne starcia? Intrygująca fabuła? Charyzmatyczne postaci? Trzymająca w napięciu akcja? Nie tutaj. Lepiej szukać tego w oryginale, bo toto ma poziom śmiecia. Plot twisty (słabe) z kapelusza, które twórcy uzasadniają jakąśtam zasadą, której nawet nie pokazali na ekranie, żeby było 'wow'.

Jednym słowem: rozczarowanie.

Mi również film nie przypadł do gustu. Kompletnie nieudana adaptacja. Scenariusz napisany bez większego rozumienia materiału źródłowego, czy entuzjazmu. I zgadzam się w większości z tym co napisałaś ale mam kilka uwag:

Co do nieobecności nauczycielki - przycisnęło biedną kobietę (zdarza się).

Jeżeli chodzi o ojca to w moim odczuciu, czym innym jest cieszenie się z faktu że morderca jego żony miał straszny wypadek i zginął, a czym innym morderca który wydaje wyroki na ludzi i morduje setki. Ojciec nie wiedział że ktoś doprowadził do śmierci zabójcy jego żony, jako policjant wierzył w wymiar sprawiedliwości, a nie samosąd (dlatego sam nic nie zrobił mordercy żony).

Ale że mam zamiar bronić ten film, po prostu tutaj Twój krytycyzm wydał mi się nico niesprawiedliwy.

W filmie najlepsze jest dla mnie to że intelektualne starcie między dwoma głównymi postaciami które było (dla mnie przynajmniej) kręgosłupem całej opowieści tutaj sprowadza się do hollywoodzkiego pościgu przez miasto z bronią w ręku..

CZacza

..Ale nie to że*

ocenił(a) film na 8
CZacza

Mam taki sam odbiór kwestii reakcji ojca na "przypadkową" śmierć zabójcy żony i na masowego mordercę. To jest spójne :)

A Light Turner jest normalny. Taki o, przeciętny nastolatek. Miła ulga po socjopatycznym geniuszu Yagamim, który w ogóle nie sprawiał wrażenia siedemnastolatka.

avisfolket

Problem polega na tym że Light w oryginale jest przykładem jak władza zmienia. Z lekko odciętego, inteligentnego nastolatka stał się psychopatycznym mordercą, przekonanym o swej boskości (taki fetysz japończyków najwyraźniej, wystarczy spojrzeć na Tatsuo w kultowym Akirze).
Jego postać tutaj została "wybielona" żeby podobał nam się jako główny bohater.. jednak na sam koniec filmu znikąd stał się zimny manipulatorem myślącym 10 kroków do przodu.
Postać z filmu ma mało wspólnego z oryginałem.. i przez co cała opowieść traci swoje oryginalne znaczenie.

użytkownik usunięty

Dajcie spokój. Film jest świetną parodią serialu :D

ocenił(a) film na 2

Zgadzam się, dużo bardziej polecam Japoński dwu odcinkowy live drama Death Note, jest też sam film o "L". Japończycy jakoś bardziej potrafią "przelać" anime/mangę na film live, chociażby Gantz który był świetny.

ocenił(a) film na 1

Zgadzam się z komentarzem. Sam byłem bardzo napalony na ten film ze względu na anime (nie jestem fanem anime, ale DN zrobiony bardzo fajnie ze względu właśnie na fabułę). Miałem nadzieję na serial, zrobili film, no trudno. Ale tego filmu nie da się oglądać. To jest taka głupsza wersja Oszukać przeznaczenie. Ja rozumiem, że w oryginale główny bohater to taki idol japońskich dzieci: geniusz, dobry w sportach i jeszcze dodatkowo dostał władzę nad życiem innych. Amerykanie mają inną kulturę, to niech sobie zrobią swój wzór, ale kurde takiego lamusa? W czym się miała wyrażać jego inteligencja? Bo odrabiał prace domowe za dzieci w szkole? Do tego nie wytrzymałem już na początku jak siedział w tej klasie i zobaczył boga śmierci. Ten pisk jak u dziewczyny, dobijanie się do okna, ten brak logiki (uczeń sam zamknięty w klasie w pustej szkole?) i nagle z takiego przerażenia bierze notatnik i robi pierwszą masakrę. I na co wpada jako powód śmierci? Oczywiście nie może wpaść na wypadek samochodowy czy coś innego normalnego, musiał wpisać dekapitacja. Ale to nie może być normalna dekapitacja, to było odcięcie głowy drabiną. No WTF? To niech reżyser przed nagraniem filmu obejrzy chociaż jedną kompilację wypadków oraz wypadków tragicznych i zobaczy jaka jest różnica. Urwać głowę powyżej szczęki samą drabiną? Dla mnie to było już za dużo. To już w Oszukać przeznaczenie były bardziej realistyczne wypadki.
Przestałem oglądać po tej scenie bo główny bohater: nie zaintrygował mnie, nie wzbudził podziwu, niechęci ani nawet obrzydzenia. Po prostu był taki nijaki i ta śmierć pierwsza taka pusta, że jedyne uczucie jakie we mnie pozostało po tych paru minutach to złość na Netflixa, że taki potencjał zmarnowali.

ocenił(a) film na 1

profanacja to najłagodniejsze określenie dla tego potworka

Niestety muszę się zgodzić.
Nie sądziłam, że przyjdzie ten dzień, w którym napiszę tutaj swoją "recenzję". A jednak jestem, świeżo po seansie. Oczekiwałam po nowym tworze Netflixa dobrego kina rozrywkowego, niekoniecznie nawet przez wzgląd na fantastyczny materiał źródłowy jakim jest manga (bo zdawałam sobie sprawę, że to tylko adaptacja, poza tym anime ma 40 odcinków, komiks 12 tomów i zwyczajnie nie da się tej akcji upchnąć w półtora godzinnym filmie), ale chociażby przez wzgląd na to, że ich ostatnie produkcje są naprawdę niezłe. Ale dostałam TO. Naprawdę nie oczekiwałam wiernej ekranizacji, ale ten twór z oryginałem ma niewiele wspólnego (poza tytułowym notatnikiem, postacią boga śmierci i niektórymi imionami/pseudonimami właściwie nic wspólnego...). Motorem napędowym, głównym założeniem komiksu/serii anime i tym, co przyciąga do niej ludzi jest potyczka dwójki geniuszy o odmiennym postrzeganiu sprawiedliwości. Tutaj przede wszystkim tego zabrakło. Główny bohater jest, nie bójmy się tego słowa, zwyczajnym idiotą. Już nawet nie patrząc na niego przez pryzmat geniusza Yagamiego to jednak powiedzenie przypadkowej dziewczynie, że może zabijać notatnikiem było tak kretyńskie, że aż jestem zdziwiona, że w ogóle udało mu się przetrwać przez sto minut filmu. Zabicie przypadkowego kolesia ze szkoły też kłóci się z koncepcją tej postaci. Rozumiem – ów koleś był szkolnym dręczycielem, chuliganem, łobuzem itd., ale Kira miał zbawiać świat poprzez zabijanie przestępców. To fundamentalne założenie, taki sposób rozumienia sprawiedliwości, bez którego seria nie miałaby sensu. Tu tego nie ma i film zaczyna kuleć, zwłaszcza po wprowadzeniu postaci L’a (przy czym on też niewiele ma wspólnego z wielkim detektywem z oryginału). Z jednej strony film chce odejść od mangi i nie być ocenianym przez jej pryzmat, z drugiej twórcy nie wyjaśniają takich rzeczy jak dziwna poza L’a czy jego zamiłowania do jedzenia słodyczy. To zrozumieją tylko ludzie znający pierwowzór. Sam L jest agresywny, rozbija się radiowozem, biega z bronią, a wszystkie rozwiązania wysnuwa, za przeproszeniem, z rzyci. Ja rozumiem ograniczenia czasowe, ale niektóre przez niektóre braki zachowania bohaterów stawały się nielogiczne. Zero powiązania z oryginałem. Tu film traci drugiego geniusza i wszystko diabli wzięli. Na końcu nagle się okazuje, że panicz Turner wymyślił w biegu lepszy plan niż jego wszystkie pomysły i posunięcia z minionych dziewięćdziesięciu minut razem wzięte. I L, żeby nie być gorszym, też dostaje jakiegoś olśnienia. No niestety, to za mało, żeby uratować ten film, zwłaszcza, że w ciągu stu minut pojawia się tyle przeskoków (jak moment założenia kamer, miałam wrażenie, że przegapiłam fragment filmu) i niewyjaśnionych wątków (wiemy, że matka Turnera została zabita przez zbira, ale jak, kiedy, po co i na co to już niekoniecznie), że można by tym obdzielić kilka produkcji. Nie czepiam się zamerykanizowania na wszelką możliwą modłę: love story, pościgów, wybuchów, czarnoskórego L’a, zmiany niektórych zasad notatnika, tandetnych krwawych scen jak z horroru klasy B itd. – okej, adaptacja to nie ekranizacja, nie musi być punkt w punkt jak w oryginale (zwłaszcza, że kultura japońska i amerykańska znacznie się różnią), ale tu zmieniono główne założenie oryginału. Adaptacja mimo bycia adaptacją jednak powinna czerpać z pierwowzoru.

ocenił(a) film na 8
Lirit

No i czerpie, jest notatnik, jest Light, jest jego dziewczyna, jest Ryuk, jest genialny detektyw L, jest ojciec-policjant, są agenci FBI. Tylko że to jest zupełnie inny film, bazujący na innym podejściu do historii i skierowany do innej grupy docelowej.

ocenił(a) film na 6

Mnie się film podobał, a to zapewne dlatego że nie oglądałem innych filmów o niejakim notatniku śmierci, a tym bardziej anime, gdyż według moich gustów, to kiepski gatunek.

Co mi się podobało w tym filmie ?
Efekty-nie były złe ani powalające, ale były okej, takie średnie kino.
Fabuła-tak jak jeden z innych komentujących, napisał że film jest dla ,,innej grupy docelowej" i się z tym zgadzam.

Pokazuje to jak dzieciak który może i jest mądry, to ma jednak zdecydowanie pechowy los, a nawet będąc dobrym, ma przerąbane, więc trafiając na notes śmierci, będzie usuwał brutalnie (jak najbardziej cierpiąc) osoby które zasłużyły na śmierć, szkodząc normalnym.
Czemu zabił brutalnie drabiną 1 ofiarę ? a skuli jedynego ,,władcy" szkoły (myśli że wszystko może) a takich przeważnie nienawidzimy będąc ich ofiarami i dzięki nienawiści do tej osoby plus towarzyszącemu demonowi/bogowi który celowo zmusza ,,strażnika" na brutalną śmierć.

PS: Każdy ma różne gusta, jedni to lubią, a innych irytuje.
Pisałem w kulturalny sposób, bez obrażania, a więc najlepiej abym dostał w ten sam sposób, odpowiedź.

Ja nawet nie dałam rady tej SZMIRY obejrzeć do końca.. przerwałam po godzinie.

tak to jest jak amerykanie biorą się za coś, co było świetne i robią z tego cyrk :-(

ocenił(a) film na 9

Wedlug mnie rewelacja jestem po 3 odcinku nie znam komiksu czy tam mangi.

ocenił(a) film na 5

"Jestem ciekawa, jakie wrażenia zrobił na innych widzach, zwłaszcza tych, którzy o pierwowzorze mają zerowe pojęcie." - ja jestem takim widzem (nie znam tego anime, ale coś mi świta, że mi ktoś kieeeedyś polecał), więc się wypowiem.
Film jest... dziwny :D Gra aktorska jest tak zła, że aż nawet ja to zauważyłem (a nie zwracam uwagi na takie rzeczy), chłopak w jednej chwili krzyczy, za chwilę ani śladu emocji na jego twarzy :D
Wątek wielkiej miłości (i te piosenki niczym w filmie dla zakochanych :D ) jest no właśnie jak z innego filmu. Reszta się też jakoś nie trzyma kupy.
Ale film mnie nie nudził, a to chyba moje najważniejsze kryterium.

"Co robisz, kiedy pojawia się przed Twoimi oczami shinigami? Pytasz go o powód tej wizyty? Starasz się dociec, czego od Ciebie chce? Badasz jego naturę? Nie! Zrób tak jak Turner – przestrasz się, pobluzgaj, nie zadawaj żadnych pytań." - no jakbym takiego stwora zobaczył to na pewno bym nie zadawał pytań tylko uciekał :D

ocenił(a) film na 5
Lex17

Ja wyczułem "nie oglądałem anime" że doszło do profanacji. Historia zrobiona po łebkach i gnająca ekstremalnie do przodu.

Ten film jest lepszy od tego przereklamowanego anime

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones