Generalnie ten film jest naprawdę bardzo dobry, wybija się daleko ponad przeciętność, porównując go do większości tego, czym jesteśmy torpedowani na co dzień, ale wg mnie niestety nie obyło się bez wpadek.
1. Postać Iana, grana przez Jeremy'ego Rennera, jest kompletnie bezpłciowa. Jest,bo jest, ale jakby go zabrakło, to pewnie nikt by tego faktu nie zauważył.
Ian jest takim statystą. Czasami coś policzy, potrzyma tabliczkę z napisami, pocieszy główną bohaterkę, ale poza tym, to po co on tam faktycznie jest?
Powinien odgrywać rolę, jaką powierzyło mu wojsko - być prawdziwym naukowcem i chociaż w niewielkim stopniu próbować wprowadzać widzów w pewne ważne zakamarki nauki stojące za tym filmem, ale o tym niżej.
2. I kolejny raz dostajemy sabotażystów -półgłówków, którzy naoglądajac się telewizji, próbują wysadzić wszystko w powietrze. Ile razy już coś takiego widzieliśmy? Twórcy zapewne chcieli pokazać słabość ludzkiej psychiki itp. no ale ile można?
3. Ostatnia, ale najważniejsza rzecz: koncepcja postrzegania czasu przez obcych.
W książkowym pierwowzorze zostało to świetnie wytłumaczone - czytelnik jest wprowadzany w naprawdę bardzo ciekawą teorię stojącą za tym, jak mogła wyglądać ewolucja przybyszów na ich rodzimej planecie i co doprowadziło do tego, że postrzegają rzeczywistość w taki,a nie inny sposób i w ogóle jak ją postrzegają. W filmie nie mamy praktycznie nic na ten temat. Owszem, ktoś tam gdzieś mrukną o nieliniowości czasu, ale to chyba tyle - żadnych wniosków, żadnych korelacji, a przecież to właśnie wokół tego zagadnienia kręci się cała oś fabularna tej produkcji.
Gdyby nie zrobiona z Iana takiego, nie wiem jak to nawet nazwać, gogusia, to może dostalibyśmy chociaż jakiś punkt zaczepienia, z którego widzowie mogliby wysnuć swoje wyobrażenia dotyczące tego zagadnienia.
Ogólnie rzecz ujmując, polecam zajrzeć do opowiadania, bo obydwie historie doskonale się uzupełniają. Gdyby tak wyciągnąć jakiś złoty środek, to moglibyśmy dostać naprawdę coś wspaniałego.