Lubię go jako kapitana, ale tak przyjemnie jest go zobaczyć w poważniejszej, "normalnej" produkcji, w której dodatkowo wypada fenomenalnie.
Są takie filmy, gdzie widząc kunszt aktorski (tutaj było go bardzo wiele. MARY!, FRANK, Roberta, Evelyn (or grandmother), Bonnie też solidna) jestem w stanie zapomnieć o przywarach fabularnych, technicznych czy logicznych. Takie filmy oglądam właśnie dla wzruszeń, dla emocji, dla zaangażowania. I to dał mi ten film.