To dlatego, że Amerykanie tak ją pozmieniali i powykręcali nie do poznania.
1. Dawczyni oczu była kimś w rodzaju Yamamury Shizuko - zaszczutego medium. Zabiła się, ponieważ nie dawano wiary jej słowom, traktowano jak pariasa i nazywano czarownicą. Do tego momentu film jest wierny oryginałowi. Potem jednak następują głupoty: para bogatych Amerykanów przyjeżdża do biednego Meksyku, odstawia psychodramę i w ten sposób przywraca spokój duchowi - jakim cudem to działa? W oryginale główna bohaterka daje się opętać, aby duch przemawiając przez jej usta, mógł pogodzić się z matką.
2. Potem para supermanów ratuje ludzi z karambolu. I w ten sposób rypie się cała fabuła. To jaki był sens i przesłanie samobójstwa medium? Bo w chińskim oryginale chodziło o to, że widzenie duchów to nie tylko dar, ale także przekleństwo, że czasem widzisz tragedię i doskonale wiesz, że jej nie zapobiegniesz. Takie było przesłanie, które doskonale rozumiała młoda Tajka (w remaku Meksykanka) i dlatego się zabiła. Zaś w remaku okazuje się, że niepotrzebnie umarla, bo przecież wszystko jest do naprawienia i do uratowania, magiczny wzrok to tylko i wyłącznie dar a nie nieszczęście.
3. Zirytowało mnie chamstwo amerykańskiego psychologa. Jak można szarpać pacjentkę i wydzierać się, że jest wariatką, a jej głupi duch nie istnieje? Chiński lekarz był kulturalny i taktowny, nawet jeśli nie wierzył w istnienie ducha. No i dlaczego Amerykaninowi tak trudno było przyjąć, że może jednak duch istnieje? Ameryka to dziwaczny kraj - niektórzy nawet autentycznie wierzą, że świat powstał w ciagu 7 dni, a wszystkie gatunki jednego dnia, ale zarazem są "nowoczesnymi ludźmi" i w duchy nie wierzą.
4. Posłańcy śmierci, jak juz ktoś zauważył, wyglądają jak Dementorzy z Harrego Pottera.
Możnaby dopatrywać się jeszcze paru innych defektów, ale mnie drażni najbardziej zrujnowanie przesłania filmu - że dar może byc przekleństwem. I co zostaje po przeróbce? Że wzrok to nie wszystko? Bez sensu.