'Once' okazuje się li-tylko niesamowicie rozciągniętym w czasie wideoklipem. Bo fabuły tam w zasadzie brak. Coś takiego jak głębsza charakterystyka psychologiczna postaci - również praktycznie nie istnieje. Zostaje wyłącznie muzyka: specyficzna muzyka z pasją - w sam raz do wyśpiewywania przez ulicznych gitarzystów.
Naturalnie, wiem z całą pewnością, iż wielu osobom zupełnie nie przeszkadza telewizor nastawiony na MTV, całymi godzinami emitujący klipy... o ile osoby te tolerują określony rodzaj muzyki.
Ja jednak gdzieś tak jeszcze przed upływem pierwszej pół godziny projekcji zacząłem z niejaką irytacją spoglądać na licznik jakże wolno upływających minut. I z prawdziwą ulgą przyjąłem pojawienie się napisów końcowych już w 80. minucie...
No to ja już wolę ten "wideoklip" od większości dramatów i romansów, które fabułą wpisują się w konwencję swojego gatunku
Spojrzałem na Twój profil, widzę "Dym"- 10/10... Tam, gdzie fabuła była znikoma i również mocno rozciągnięta, a najważniejszymi scenami były wielominutowe monologi bohaterów (przypomnę choćby opowieść jednego z bohaterów o wizycie u jakiejś starszej pani- pod koniec filmu), najwyraźniej Ci się to podobało... Zaś tu, gdzie w miejsce monologów masz piosenki, zresztą z ciekawym moim zdaniem tekstem (w oryginale, tłumaczenia są do d****) , dajesz 4/10 i porównujesz oglądanie Once z jakimś MTV...
Jak dla mnie film genialny, chyba nie ma innych filmów o miłości, przedstawiających ją w taki sposób, a ścieżka dźwiękowa sprawia, że na prawdę miło się ogląda (to już kwestia gustu, ale zawsze pozostaje jej tekst)
No cóż, różnimy się. Ja jednak nie postawię 'Once' tuż obok 'Dymu'. Na razie nie zmienię mojej oceny.
PS Ten zachrypły zaśpiew Toma Waitsa z końcowej, czarno-białej sekwencji 'Dymu' - mogę sobie puszczać wciąż i wciąż - w nieskończoność. Kawałków z 'Once', spośród których tylko jeden zapada na chwilę w pamięć, mam dość po dwudziestu pięciu minutach oglądania.
W sumie, jak sam stwierdzasz: "De gustibus non disputandum est".
Zgadzam się z Tobą w zupełności. Też nie przepadam za nazywaniem teledysku "filmem".. Pozdrawiam - i również nie zmienię oceny.
Chyba dawno MTV nie oglądałeś- tam nie ma już muzyki.
Co do filmu- cóż muzyka (odpowiednia) przekazuje więcej emocji niż dialog. I ja tę emocję czułem w filmie.
Ciekawe, subtelne kino choć przyznam że długo nie mogłem się za nie zabrać- przerażał mnie trochę gatunek ale zupełnie nie potrzebnie.
Polecam!
"Bo fabuły tam w zasadzie brak." - o trafiłeś w 10, też miałem wrażenie że to raczej taki pół-musical.
Fabuły jest tam na 15 minut, reszta to wypełniacze.
Zbyt dosłownie to rozumiesz, bo streszczenie każdego filmu można nawet w kilku zdaniach powiedzieć. Chodzi o to, że ewidentnie widać, że reżyser nie ma pomysłu na film i tylko wynajduje jakieś wstawki aby zrobić z etiudy film pełnometrażowy.