Film rzeczywiście jest raczej przewidywalny, ale jak dla mnie konwencja to usprawiedliwia. Jest słodki happy end, ale: Są takie happy endy, gdzie myślisz "e-he, suuuper, teraz się będą całooować w świetle zachodzącego słońca...", natomiast tutaj naprawdę w ostatnich scenach tego happy endu się chce. Niby wiadomo, jak się musi skończyć, bo to taki film, ale mimo to jest napięcie i jak już happy end nadchodzi, to pojawia się ulga: "No, dobrze, udało się, o to chodzi!".

Podobnie, może i historia jest trochę naiwna i niektóre sceny cukierkowe, ale mi to nie przeszkadzało. Nie jest to, istotnie, "czarno-biały dramat psychologiczny produkcji czesko-NRDowskiej" z głębią większą niż Rów Mariański, ale takie ciepłe, wzruszające i napawające pozytywną energią filmy są też potrzebne i warte obejrzenia od czasu do czasu.