w kinie będą puszczać pierwsze pilotowe odcinki Charlie Chaplina z 1894r.
Jeśli mam być szczery - większą żenadą jest dla mnie wprowadzenie "Passion" de Palmy z 2012 dwa lata po premierze światowej, niż filmów sprzed pół wieku czy nawet 90 lat w cyfrowo odnowionych wersjach.
No i git. Będę oglądać z bananem na mordzie, bo jest to super pomysł, na który czekałam dość długo :). Niektórych to jara, wierz lub nie. A oglądanie filmu w kinie to co innego niż oglądanie go na płycie albo co gorsza na kompie. Dla mnie żenadą jest to, że nie mogę sobie wybrać wersji filmu w 2D albo że czegoś nie mogę obejrzec w ogóle, bo zaden polski dystrybutor nie raczył wykupić.
I wszystko w temacie. Koleś kina studyjnego na oczy pewnie nie widział, ale do szczekania pierwszy...
Byłem dziś. Siedziałem sam na sali. Przede mną dwie osoby kupowały bilety na inny film. Tyle w temacie "tłumów" ;)
Sam na sali siedziałem 3 razy. W multipleksie. W moim kinie studyjnym seans zaczynał się od...10 osób. Bywało, że przychodziłem na seans, ale mogłem co najwyżej pooglądać plakat. Teraz się to ponoć trochę zmieniło (nie bywam z braku czasu/chęci/lenistwa) - karnety itp, więc trochę inna bajka, ale kiedyś różnie bywało z tym...
Podejrzewam, że ta zmiana ma wpływ z przechodzeniem na projekcję cyfrową. Kiedyś zwyczajnie nie opłacało się odpalać energożernego projektora i zużywać taśmę filmową (a zawsze sie przecież odrobinę zużywała) dla kilku osób. Teraz kopie filmu są cyfrowe, a projektory energooszczędne, więc problemu nie ma. Chyba.
Oczywiście, że tak. Takie kina leciały i tak na granicy opłacalności. A gdy w mym mieście otworzono multipleks raptem po miesiącu, dwóch - wszystkie padły nie wytrzymując konkurencji. Może nie licząc tego ostatniego, które przekształciło się w stricte kino studyjne i jakoś przetrwało. Że dzięki dotacji z budżetu miasta to jeszcze inna bajka. Takie tam "tłumy" chodziły...
Hm, czyżby twoje miasto to Kielce? Bo tam właśnie tak było :) Choć pewnie nie tylko...
Po pierwsze kin jest w Polsce tyle że spokojnie znajdzie się miejsce i dla nowości i dla klasyków. Po drugie, spośród nowych filmów trafiających do repertuarów kin, wartych uwagi jest może (maksymalnie) 1/3 więc nie widzę tragedii w tym że odświeżane są dobre filmy z przed 40,50 czy nawet i 90 lat, nawet gdyby odbywało się to kosztem tego że w kinie pojawi się jedna nowość klasy B mniej.