Jeden z najbardziej spełnionych filmów w historii, który ogląda się jak by się słuchało doskonale skomponowanej symfonii. Obraz prawdziwego życia bez cienia fałszu, nie mający absolutnie nic wspólnego z hollywoodzkim kiczem spod znaku Gladiatora i tym podobnych MTV szmir dla głupiutkiej tłuszczy, tępych Julek i Januszy z facebooka.
Tu nie ma taniego efekciarstwa - jest trud, znój, nie ma idealizowania ani wyróżniania kogokolwiek, ktoś trzeciorzędny staje się główną postacią filmu by zaraz go zastąpić innym. Nie ma bohaterów i stawiania komukolwiek cokołów. Sama proza i prawda na wojennej ścieżce. W zasadzie film historyczny i wojenny jednocześnie. Reprezentuje oba gatunki.
Film ukazuje zryw ludzkiego ducha na tle ciemiężonej, trudnej rzeczywistości. Tylko wspólnymi siłami cywilizacja ulegnie rozwojowi i pokona tyranię losu na jaki skazało nas istnienie.
Film rozbija pojęcie przestrzeni na osobny byt, sceny odeskie ukazują parę wątków kilku osób, podczas masakry, osobno - gdy w istocie wszystko działo się w jednocześnie. Mamy więc dalekie echa rozbijania struktury filmu jakiego potem dokonał Renoir w Regułach gry. Jest to gra jaką może zrobić film z otaczającym nas światem. Dzięki temu wnikliwiej patrzeć w to w czym jesteśmy zanurzeni jako istnieniowce. Sztuka rozbija to co w życiu realnym jest niemożliwe.