Po raz kolejny N pokazuje, że kompletnie nie umie w s-f. Dosyć niedawno mieliśmy fatalne Niebo o północy, teraz przyszedł czas na ten film. Pomysł może i był dobry, ale wykonanie fatalne. Film pełen jest głupot logicznych i scenariuszowych.
Zacznijmy od początku. Na pokładzie statku znajduje się pasażer na gapę. Nikt w agencji nie zauważył, że brakuje jednego z techników pracujących przed odlotem. W ogóle znalazł się w takim miejscu, że w sumie to jak - ktoś go przykręcił tą pokrywą? Lecą już dobre kilka godzin i nagle pani kapitan znajduje trochę krwi - przecież kolesia by zabił sam start, a już z tą raną, to by się wykrwawił przez te kilka godzin.
Pewnie trajektoria i plan wyprawy robiły swoje, ale w normalnych warunkach misja zostałaby przerwana i zawróciliby na Ziemię - 2 lata wyprawy z gościem, który nawet godzinnego treningu nie miał?!
Największy absurd filmu to nieszczęsny pochłaniacz CO2. Rozumiem, że na wielkim statku za miliardy zabrakło miejsca na drugie urządzenie wielkości 2 laptopów czy choćby na części zamienne? Wiadomo, że na tym miała się opierać późniejsza fabuła, ale to mogli chociaż wysadzić, utracić zbiornik z tlenem, wodą, z której to dziś wytwarza się tlen na stacjach kosmicznych. A tak pochłaniacz się przepalił i koniec misji. Już w Apollo 13 pokazali, jak można sobie radzić z takimi problemami.
Potem zaś wyprawa po tlen do rakiety. Co to w ogóle za konstrukcja oparta na 2 linach i kablach, która składa się ze statku, paneli słonecznych i rakiety? Skoro są połączeni z rakietą, to już dziś mieliby wykaz ze wszystkich czujników, zbiorników i bez trudu dostaliby dane o ilości tlenu w rakiecie. W niebo o północy szli po statku z karabińczykami za 5 złotych, tu zaś mają jakieś dziwne konstrukcje do wspinaczki, które kompletnie nie sprawdzają się w praktyce. Jakieś magiczne pole niweluje grawitacje na statku i dopiero po 200 metrach przestaje działać? W momencie burzy słonecznej, do której oczywiście musiało wtedy dojść, mogli zostawić na górze zbiornik i wrócić po niego za kilka godzin. A tak utrudnili sobie powrót na statek.
Niestety film w wielu aspektach głupi i nielogiczny.
W sumie to jeszcze zapomniałem o tym, że oczywiście wybrali się do rakiety bez przypięcia do tych lin czy jakichkolwiek innych zabezpieczeń. W filmie też sama załoga jest strasznie nijaka, zwłaszcza pani kapitan, która sprawia wrażenie, jakby ją ktoś z dupy wybrał do tej misji - nic tylko chodzi, gada, płacze i robi smutne miny.
1. Nie mieli fizycznej możliwości zawrócenia.
2. Sztuczna grawitacja była oparta na sile odśrodkowej, jest to pokazane na początku filmu. Siła odśrodkowa malała w miarę zbliżania się do środka okręgu i rosła w miarę oddalania się.
Z tym pochłaniaczem to rzeczywiście - jak tylko się ten motyw pojawił to miałem ochotę wyłączyć... nie trzeba specjalnie się interesować kosmonautyką aby wiedzieć, że praktycznie każda załoga lecąca w kosmos posiada zapasowe częsci do chyba wszystkich możliwych urządzen. A tutaj jeden pochłaniacz i koniec, no nie mogę kto pisał ten scenariusz, kto to zaakceptował xDDDD