Chyba jutro znowu sobie przypomnę. Filmu nie da się opisać, trzeba zobaczyć. Ten film to mieszanka
kiczowatych filmów meksykanskich typu "El mariachi", gatunku film noir, thrillerów klasy "B", komedii
nieromantycznej, "Urodzonych morderców", ogólnej parodii kina amerykańskiego i czegoś tam jeszcze. W
płączeniu z brawurową grą aktorów i rewelacyjnymi scenopisami wyszło coś wyjątkowego. A i tak motyw z
ustami na komisariacie wygrywa. No i tekst o tanim teledysku Black Sabbath :) Ten niepasujący do reszty (?)
tragos na końcu filmu też sprawia, że całość jest mocna. No, i Rosie Perez ma tu jeszcze niezły brzuszek,
fajniusi. Nie to co teraz...
dla mnie film nie jest wyjątkowością. można się doszukiwac tu tarantino, bo i podobieństwa moze rzeczywiscie są, choć to nie istotne teraz. Perez wg mnie ma potencjał, na fajne role. ale w tym filmie dostrzegam tylko końcówke, znaczy...jakoś ją 'poczulam'. było już po wszytskim, szła sama...i dobrze, miała iść sama na koncu.łzy po stracie. reszta?za dużo szumu i przesady.nic poważnego.
Naucz Ty się pisać po "polskiemu", a później próbuj oceniać i opisywać filmy, których po prostu nie rozumiesz...:-(
zgadzam sie z zalozycielem tego watku w kazdym slowie! film - magia! a na koncowce az sciska w gardle.
zawsze jak jestem smutna to sobie ogladam koncowke na youtubie i wtedy robi mi sie jeszcze smutniej;)
Apropos końcówki: http://www.movieposterdb.com/posters/06_01/1997/0119879/l_77001_0119879_44a47a26 .jpg ;)