I chyba nie jestem odosobniony. Sala kinowa pękała w szwach,ale im więcej czasu mijało tym bardziej się wyludniała. Nie jestem specjalnie zdziwiony bo film jest przeraźliwie nużący. Ciężko mówić o scenariuszu,jego konstrukcji czy budowie bo film jest po prostu zlepkiem scen-mniej czy bardziej udanych(tych jest niewiele) które najzwyczajniej w życiu nie wciągają. Oczywiście że scenografia,kostiumy i muzyka są na najwyższym poziomie i widzowie o artystycznych duszyczkach będą zachwyceni ale przestrzegam zwykłych zjadaczy chleba że będzie nudno i topornie.
W 100% się z tobą zgodzę ja z żoną po 2 godzinach chcieliśmy iść do domu ale zaczoly się sceny związane z wydarzeniami tamtego czasu wstawki z godziną itd. Sama końcówka pokazała prawdziwego QT.
przykre, że QT utożsamia się w większości z krwawą jatką, a nie z błyskotliwymi dialogami, ciekawą stylistyką i wyrazistymi postaciami. polecam następnym razem iść na kolejną część Johna Wicka.
te postacie nie były wyraziste a dialogi było naprawdę średnie, jeden z najsłabszych filmów Tarantino
...rzekła anonimowa osoba w sieci, która ma prawo do swojej opinii, niemniej pozostanie ona jedynie opinią.
...rzekła anonimowa osoba w sieci, która ma prawo do swojej opinii, niemniej pozostanie ona jedynie opinią.
Wez juz skoncz wszystkich przekonywać, ze ten film byl świetny bo nie był, byl tak samo żałosny jak ty.
Dobrze ujęte, po seansie aż nasuwało mi się na myśl - Quentin, coś Ty odjebał. Byłem zawiedziony filmem. Tak, jak zawsze pokładałem nadzieję w jego kunszt jeśli chodzi o dialogi, tak tutaj? Nawet na siłę nie mogłem poczuć tego, co czułem w jego starszych produkcjach. Parę scen to zdecydowanie za mało by ocalić film, nie będę ukrywał...zasnąłem na bodajże 10 minut, gdyby nie moja narzeczona pewnie spałbym do końca. Otoczka tamtych lat właśnie, muzyka, kostiumy, scenografia, wszystko to to pryma sort, ale reszta?
W poprzednich filmach Tarantino podobało mi się, że sceny były oparte o jakiś dialog o charakterze anegdotycznym, dygresyjnym. Niektóre z nich były po prostu jakąś obserwacją reżysera - tak jak w PF rozmowa o hamburgerach. Inne miały za zadanie podbudować napięcie np. w Bękartach albo scena w Django z DiCaprio opowiadającym o frenologii.
Fajne też było to, że było dużo nawiązań do okresu historycznego, w którym działa się akcja filmu np. frenologia, Alexander Dumas, niewolnictwo czy motyw przewodni całego filmu Bękarty Wojny - kino.
No a w "pewnego razu w Hollywood"? Żadnych ciekawych anegdot nie usłyszałem. Sceny trzymające w napięciu? Ze dwie były - jedna na pewno jak Brad Pitt chciał usilnie sprawdzić czy jego stary kumpel żyje, a druga... Nie pamiętam... Może mimo wszystko końcówka.
Motyw przewodni jakiś tam był - znowu kino, ale... może mi nie przypasował. Bo nie wiazaly się z nim żadne ciekawe dialogi.
Dla mnie jedyne czym się ten film broni to szeroko rozumiany klimat - scenografie, stare samochody, dawne czasy itp. W pozytywnych recenzjach pojawiają się takie hasła jak laurka albo, że jest to list miłosny do tamtych fajnych czasów. No i niech tak będzie, ale mnie się nie podobało.
Scenografia, kostiumy itd super, ale film to historia, a tutaj jej nie ma, scenografia i kostiumy to sprawa drugoplanowa, bez fabuły ten film nawet z super obsada i tym co napisałem wyżej, będzie gownem.
Ach ta widownia. Oczekiwano tylko krwi i bluzgów, a tu Tarantino postawił na klimat i niekonwencjonalny scenariusz, trochę bardziej wymagający od szarych komórek. Jeden z najlepszych filmów tego pana. Zastanawiam się nad trzecim seansem.
To może w jakimś innym wątku? Tutaj nikt nie napisał że oczekuje "krwi i bluzgów".
to jest film o niczym, fabuła do niczego nie prowadzi... Aktor który się kończy trochę odbija się od dna a jego kumpel kaskader ratuje mu skórę. Ot całą historia xd
To bardzo ciekawe o czym piszesz. Tak się składa, że lubię niekonwencjonalne opowieści, które mówią coś nowego i ciekawego. W tym filmie znalazłem tylko dwie rzeczy : 1) Tarantino zaprasza do zabawy. Mówi - kino to fikcja. Ty to wiesz, ale ja cię dogłębnie uświadomię. Nuda na planie, żeby film był ciekawy. Żmudny proces produkcji, duble itd. No i co? Sam Tarantino robi nudny, powolny niczym "Roma" Curaona, film. Bo nie musi? Bo w filmie przyznaje się do fikcji? Skoro sam obnaża proces kreacji, to sam niczego nie musi udawać? Popłyńmy powoli przez Californię. 2) Kino to fikcja! MOŻE SPOILER Podobnie jak w "Bękartach", wykorzystajmy je do zmiany biegu wydarzeń. MOŻE SPOILER No i co dalej? Ja niczego więcej w tym nudnym i bezwartościowym filmie nie widzę. Jestem przeciętnym człowiekiem. Co takiego kryje się w tym filmie, czego ja nie widzę? Poza zwykłą impresją Hollywood i Kalifornii oraz tym co wymieniłem? Zasadnicze pytanie - czy to musiało trwać 2h 40 min? Po co zatrudniać tyle gwiazd do jednowymiarowych, krótkich występów, które nic nie wnoszą? A może wnoszą tylko ja tego nie pojmuję. Proszę o wyjaśnienie, żebym mógł (może) również cieszyć się z tego filmu. Pozdrawiam serdecznie.
Nigdy nie przepadałem za potokami krwi, flakami, latającymi członkami i fantazjami QT na ich temat. Oczekiwałem wciągającej, interesującej historii, osadzonej w późnych latach 60. Dostałem płytką, nudną, przegadaną i okraszoną nijakimi dialogami historyjkę.
Płytka i przegadana historyjka? Chłopie, cos ty właśnie powiedział..
Ten film to miód na serce każdego kinomana, który choć trochę ma w sobie tej filmowej wrażliwości.
Pierwszy akt 'Pewnego razu' to obok Pulp Fiction najlepsze dwie godziny materiału od Tarantino.
Porównujesz Pulp Fiction do tej produkcji?
Tu tylko czas trwania jest podobny. Pulp Fiction to była skarbnica cytatów, obrazów i niezapomnianych doznań. Prawda jest taka, że trajler Dawno temu w Hollywood to była śliczna, różowa kostka mydła po którą bezrefleksyjnie się schyliłem, a wtedy QT zafundował mi jesień średniowiecza:/
Pierwszy akt 'Pewnego razu' to obok Pulp Fiction najlepsze dwie godziny materiału od Tarantino. No zrozumiałem, że stawiasz je na równi? Ja tylko twierdzę, że w PF każda scena jest ideałem. Tu jest ich jak na lekarstwo.
Oj tak, zdecydowanie stawiam je na równi, ale tak jak mówisz, nie ma sensu ich porównywać. To dwa zupełnie inne, zupełnie dobre, filmy.
PF bylo przeladowane tymi anegdotami i bluskotliwymi i niezbyt realistycznymi dialogami. Troche taki kabaret...oczywiacie dobre to bylo, nie przecze.
Ale Pewnego razu wedlug mnie lepsze. Mniej efekciarskie, bardziej realistuczne. Dicaprio i Pitt graja swietnie.
No a koncowka kiedy wszyscy spidziewaja sie realnej rekonstrukcji wydarzen a dosyltaja cos zupelnie innego - swietne wpuszcxenie widza w maliny.
Ogolnie kawal dobrego kina w niczym nie ustepujacy Pulp Fiction.
Zdecydowanie się zgadzam. Film jest dobry, solidny. Dałbym więcej niż 7, ale moja wiedza nie była na tyle duża, abym mógł w pełni rozsmakować się w kunszcie QT. Urodziłem się w 1995r, to też kino w USA w latach 50/60 nie bardzo mnie interesuje i prawda jest taka, że wiem o nim tyle co nic. Film nakręcony przepięknie, wydłużone, proste sceny, w których widz się zapoznaje z każdym bohaterem, aby w końcówce poczuć zagrożenie, że coś tych naszych bohaterów może pozbawić zdrowia czy życia. Nie zrozumiałem wątku Sharon Tate zbytnio, nie wiem po co on w ogóle tam był, ale jak przeczytałem jej opis na wikipedii oraz dowiedziałem się, że została zabita przez wyznawców szatana, tak od razu zrozumiałem nawiązania w końcówce filmu (słowa Texa) do tego wydarzenia. Prawdopodobnie takich smaczków jest o wiele więcej, ale jak mówiłem, nie jestem znawcą kina i nie sposób jestem je wszystkie wychwycić.
no niestety, ale czytam tutaj ten circle jerk pt "ostatnia scena pokazała prawdziwego Tarantino" i mam dokładnie takie same odczucia jak Ty.
Krew i bluzgi to ostatnie czego oczekiwałem po tym filmie, a qt oczywiście musiał na koniec zrobić jakąś zadymę, która wynikała kompletnie z niczego... Dupa z przypadku sprowadziła na niego uzbrojonych oprawców xD FILM NAPRAWDĘ AMBITNY xD
Zgadzam się w 100%
Byłem tym że filmemem podjarany jak dziecko a dostałem poczekalnie 2godzinną na scenę końcową
Jest to zdecydowanie najgorszy jego film i napewno do niego nie wrócę choć do poprzednich filmów quentina wracałem po kilka razy .....
NUDA NUDA NUDA .....
No cóż z przykrością się zgadzam. Bardzo się nastawiłam na ten film a w kinie ziewałam co kilka minut i z całych sił walczyłam ze snem. Nudno i po prostu historia jest mało wciągająca. Jeszcze nie widziałam tak nieciekawego filmu od Tarantino. Plus za aktorstwo DiCaprio, jak dla mnie był najjaśniejszym punktem tego filmu.
to samo
nie mogłam się doczekać aż to się skończy
nawet ta cała scena masakry, gdyby nie miotacz ognia, by mnie nie obudziła
Nie wiem czy się orientujesz, był sobie taki zespół, nazywał się The Beatles (kiedyś dość znany). No i ten zespół nagrywał całkiem fajne kawałki, np. jeden z nich miał tytuł Helter Skelter. Mnie się jakoś w pierwszej kolejności ta piosenka z Mansonem nie kojarzy. To, że psychopata dorobił sobie do dobrego kawałka swoją walniętą ideologię, to już jego rzecz. I nie, nie oczekiwałam, że zobaczę scenę zarzynania kobiety w zaawansowanej ciąży, jeśli to masz na myśli.
Beatlesi nagrali jakieś pół setki "całkiem fajnych kawałków", nie dziw się więc, że Twój wybór może zostać (zwłaszcza w kontekście tego filmu) obiektem dociekań...
Doskonale ujęte, najnudniejszy film Tarantino. Uwielbiam tego reżysera,ale to zrobił z tym filmem...Nie do wiary, że to coś to jego film masakra, dla mnie największe rozczarowanie 2019 roku
Ten film to największe rozczarowanie !!! Najgorszy film Tarantino, nie wiem skąd taka wysoka ocena.
Niesamowite jak kiedys sugerowalam sie opiniami innych ludzi a jak teraz moja wlasna jest rozna
Wszedłem tylko by upewnić się, że jestem bezrozumnym, tępym zjebem, ale okazuje się, że nie jestem odosobniony w niskich ocenach. Jako olbrzymi fan Tarantino i niejako podwórkowy znawca kina obejrzałem... tfu, dotrwałem do końca filmu z wielkim bólem. Jeśli ktoś widzi w nim jakikolwiek pierwiastek wielkości reżysera, to ja przepraszam, ale wolę pozostać przy wcześniejszych produkcjach. Wstyd.