Z horrorów i krwawych thrillerów wyrosłam już dość dawno. Co wezmę to mnie albo zniesmacza, albo śmieszy, albo nudzi. Ale po "Piłę" musiałam sięgnąć, choćby po to, żeby samej wyrobić sobie opinię. Niestety, film po pierwsze nie wywołał choćby minimalnej reakcji emocjonalnej z mojej strony. Innymi słowy - zero napięcia. Od pewnego momentu, gdy patrzyłam na totalnie głupie posunięcia bohaterów (np. Alison i Tapp mogli przecież strzelać przeciwnikom w nogi! Adam, po dostrzeżeniu rysunku serca, wkładający rękę najpierw do zapchanej muszli, a dopiero później zaglądający do rezerwuaru - o, niebiosa, niebiosa!), zaczęłam wręcz kibicować mordercy, myśląc: "A niechże już ich wszystkich pozabija, bo aż brzuch boli od tej ich naiwności". :) Gra aktorów przerysowana i sztuczna. O jakimś rzekomo wielkim przesłaniu, które odkrywa się dla fanów filmu, nawet szkoda wspominać. Że niby dzięki przeżytemu szokowi docenili swoje życie i zechcieli je zmienić? Że ocierając się o śmierć, docenili życie? No sorry, to może i jest eureka dla 14-latków, ale, na litość, nie piszmy o zwykłym komercyjnym filmiku próbującym przemycić ambitne (pseudoambitne i zgrane już wcześniej na milion sposobów) treści jak o Bergmanie czy Fellinim!
Zgadzam się też bez reszty ze znalezioną w sieci recenzją: http://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=2057 [esensja.pl/film/recenzj...]
No, cóż, zobaczyć trzeba było, ale od Piły 2 trzymać się już należy jak najdalej.