Czy słyszeliście kiedyś legende o Latającym Holendrze? Mi kiedyś "obiło" się o uszy. Chciałbym abyście mi o niej napisali. Pleas.;)
Wystarczy poszukać w internecie, a się znajdzie ;)
Z Wikipedii: Rejs przebiegał gładko, aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce, gdzie rozpętał się straszliwy sztorm. Na nic się zdała walka z żywiołem i wszelkie próby dalszej żeglugi, ale Van der Decken za nic miał gorące prośby marynarzy, którzy błagali go, by zatrzymał żaglowiec. Kapitan miotał obelgi, bluźnił Bogu i przysięgał, że dopłynie do Zatoki Stołowej mimo burz. Wtem na pokładzie ukazał się niebiański przybysz, nie wiadomo ? sam Bóg czy anioł pański? Van der Decken jednak nie oddał mu należnej czci i w zapamiętaniu wypalił do niego z pistoletu. W odpowiedzi gość oznajmił surowo, że kapitan i jego statek już nigdy nie zaznają spokoju. Będą żeglować po morzach przez całą wieczność, przynosząc nieszczęście wszystkim, których spotkają. Tak też się stało. Kiedy pomarli wszyscy marynarze, statek-widmo z załogą złożoną z ruchomych szkieletów nadal żeglował po morzach pod dowództwem nieśmiertelnego kapitana Van der Deckena.
A ja znam taką wersję:Na statku wracającym do Holandii z Afryki wybuchła zaraza i przez to nie chcieli go wpuścić do żadnego portu. tak pływali na tym statku szukając miejsca do zacumowania aż wszyscy zmarli i teraz straszą :)