i to w sumie tyle, co mogę dobrego powiedzieć o tym filmie. :) Bloom drewniany jak zawsze, powinien wziąć przykład z koleżanki i choć trochę się przyłożyć. To w końcu trzecia cześć, a u niego widać zerowy aktorski progres. Gdybym postanowił zostać aktorem, to stałby się moim głównym "motywatorem" - żywym dowodem na to, że można zrobić karierę w tym zawodzie, mało się przy tym przykładając. :)
Powiem szczerze, że w ogóle wątek miłosny w Piratach Blooma i Keiry jest chyba najgorszym wątkiem miłosnym w historii kina - a myślałem że pary Portman - Christiansen ze Star Wars nic nie przebije.
Aż się rzygać chce normalnie i do tego ten straszny Bloom co swoją grą przypomina mi Mikołaja Krawczyka. Coś strasznego... A do tego ten lalusiowaty wygląd.
A te jego o,świadczyny podczas bitwy? - to jest jakaś głupia bajka dla 3 latków czy film dla młodzieży i dorosłych których takie ckliwe wyznania połączone z grą Blooma i ta cała otoczka = bełt
Szczerze powiedziawszy to jeśli o grę aktorską to wbił mnie w fotel Deep, Rush, Nighy, McNally
Jeśli chodzi o aktorską pomyłkę to oczywiście Bloom, no gościu jakoś mi nie przypadł do gustu od samego początku trylogii, Keira jak by ciut przytyła to by było coś!
Co do sceny brania ślubu w czasie walki, jak dla mnie nonsens i scenarzyści byli chyba lekko wstawieni gdy to wymyślali, po prostu scena ta byłą zbędna!
Jednak film ogólnie zasługiwał na moją ocenę!
Najlepiej zagrał chyba Rush, Deep też był niezły. No i McNally. Dobry był też ten, co grał Jamesa Norringtona, nie pamiętam jak się nazywał. Szkoda, że zginął.
Jeśli chodzi o ślub podczas bitwy wątek był nawet ciekawy.