Chyba mój największy zawód. Kocham filmy Hallstroma tym bardziej czuję się
zażenowana. Nudny, opowiedziany w sztampowy sposób, sceny są bez klimatu, oklepane,
muzyka banalna, najgorszy aktor świata McGregor z wiecznie tym samym wyrazem twarzy,
płakać mi się chce... jedynie Kristin Scott Thomas jest rewelacyjna, ale to za mało
niestety....
Dla mnie natomiast ten film to rewelacja. Szczerze, nie mam zielonego pojęcia, co miał w sobie takiego, że aż tak mnie ujął. To pewnie kwestia gustu filmowego i zainteresowań, oczekiwań, ale ja jestem pod wrażeniem. Emily Blunt tak zwykle świetnie zagrała, a Ewan McGregor świetnie wyszedł jako mężczyzna z zespołem Aspergera.
Naprawdę? Ja to zrozumiałam tak, że on na serio był chory. Ale dobrze, że mi powiedziałeś. Pozdrawiam!
Główny bohater cierpi na zespół Aspergera. Widać to na każdym kroku, jeśli jednak ktoś nie jest przekonany może przeczytać pierwszą lepszą recenzję. To właśnie ten aspekt powoduje, że film jest naprawdę oryginalny i głęboki. Pozdrawiam :)
Tak właśnie myślałam! Tak odebrałam jego postać w filmie i od początku podejrzewałam, że jest chory. Nie myliłam się więc. Pozdrawiam też :)
Co do tego zespołu Aspergera, to Hariet zarzuca mu to w momencie kiedy ten przychodzi do niej do domu aby, w jej odczuciu, "zmusić" ją do pracy mimo jej rozpaczy. Tak więc, ja też uważam, że to były żarty. (sławny angielski humor) Przeczytałam o tym zespole i uważam, że nie pasuje do zachowania Freda. Jakkolwiek, film wspaniały. W czasach kiedy miłość w filmach jest przedstawiana przede wszystkim jako aspekt FIZYCZNY, w tym filmie ukazana jest w cudowny sposób, jako coś pięknego, duchowego, gdzie wystarczy spojrzenie, gest, parę słów i wszystko jest jasne. Bez macania oraz mokrych i głośnych pocałunków. Fred, jak angielski gentelmen:), nie naciska, nie wywiera presji, nie zmusza Hariet do niczego, jest cudowny. Może jestem naiwna, ale od dawna nie widziałam filmu, który tak pięknie przedstawiałby miłość.
Na początku sądziłam, że skoro Harriet mu to zarzuca (dokładnie w tej scenie, o której mówił ktoś powyżej), to jest chory. Potem przeczytałam, że nie. Potem znów, że tak, a teraz znów, że nie. I właściwie to się pogubiłam, ale nieważne... Ważne, że film jest świetny :) I tak, miłość w nim pokazana jest... wręcz godna naśladowania w dzisiejszych czasach.
Według mnie to Fred miał jednak Aspergera, bo jego nieumiejętność rozumienia ironii wręcz porażała. Na przykład w scenie gdy rozmawiają z żołnierzem, a ten mu mówi:
-"Przepraszam, że nie umarłem na tej pustyni".
Na co Fred:
-"Przeprosiny nie przyjęte",
Albo gdy pod koniec filmu Harriett pyta Freda:
-"A nie potrzebujesz czasem asystentki?"
Na co Fred:
-"Szejk na pewno kogoś znajdzie"
I on to mówił na poważnie, nie w żartach. Dopiero po chwili "zajarzył" o co im naprawdę chodziło.
Poza tym zgodzę się, że Fred nie potrafił odczytać dobrze ludzkich emocji i miał mało empatii. Ten telefon do Harriett, że ma wracać do pracy, kiedy ona była w rozsypce doskonale o tym świadczy. To by też wskazywało na Aspergera.