Uważam, że film ma bardzo cienko zlepiony scenariusz, oparty na postaci schematycznego
ciapowatego "dżentelmena" anglika. Powiedzmy, że miło lekko i przyjemnie jest do
przełknięcia, jeśli wcielimy się w postać podstarzałej angielskiej panny spragnionej kilku łez. Jest tu ktoś taki ????

I może film by mnie nie wkurzył, gdyby nie fatalna scenografia, całkowicie fałszywy obraz
Jemenu, jemeńczyków, ich ubioru a nawet zachowań. Nie lubię filmów, w których przedstawia
się kraje o egzotycznych nazwach (jakim była dla zachodnich widzów kiedyś Polska) jako miejsca
"dzikie" zacofane itp, a już przejście do prządku dziennego nad budową absurdalnej zapory,
demolującej krajobraz i środowisko jak głównego wątku kiepskiego scenariusza...
zdecydowanie autorowi brakło pomysłu. Nie polecam tego filmu wszystkim, których wkurza
obrażanie ich inteligencji nie trzymających się kupy absurdami i fałszywymi obrazami. Ale nawet nad "love story" nie warto się pochylac...
Z rozkoszą sięgnę po książkę, aby dalej po pastwić się nad scenarzystą, który kiepsko przełożył fabułę na film.