Seria Never Back Down w przeciwieństwie do innych serii, im nowsza część tym lepsza. Trójką o wiele lepsza od dwójki, która była lepsza od jedynki. Trochę bardziej poszedł w klimat bijatyk z lat 80/90ch a mniej w walki w klatkach na wielkich galach lub imprezach u bogaczy jak to bywa we wspólczesnych amerykańskich filmach o tematyce sztuk walki. To było dla mnie oczywiście zaletą. No jeszcze pojawienie się Tonego Jaa i Jeeja Yanin na plus.
Chyba Pijany Mistrzu naprawde byles pijany jak ogladales i oceniales ten film. Gra aktorska oprocz Michaela po prostu tragiczna. Przykład - pierwszy trener Brodyego. Koles wygladal jakby byl w tym filmie za kare, zero gry, tylko mowil co mial mowic, bez zadnych emocji. Druga sprawa - Nathan Jones - w finalowym pojedynku walczyl jak wiekszosc zawodnikow we wrestlingu, istna komedia. Jeden wyprowadzany cios trwal 10 sekund .Ogolnie: gra aktorska - bardzo slaba, fabula - w miare.
Film mocno przecietny. Najlepsza do tej pory 1 czesc, potem 2, 3 daleko w tyle.
Najciekawsza z calego filmu byla postac grana przez Gillian White - sliczna aktorka i ma w sobie to cos, co intryguje.
Daje filmowi 5/10- chociaz to i tak duzo.
No właśnie mi się przypomniał klimat filmów o sztukach walki z lat 80/90ch, gra aktorska nie była tutaj ważna, tak samo fabuła. Dla mnie klimat był jak w kickboxerze z Van Dammem i to jest na plus, bo mi brakowało takich filmów. Ale ty mnie nie zrozumiesz bo pewnie to "04" przy twoim nicku to twoja data urodzenia, więc nie czujesz tych klimatów. Wolisz jakiś gejowskich, wspołczesnych aktorów którzy nie mają pojęcia na temat sztuk walki i będą grać fighterów, niż prawdziwych fighterów którzy są słabi aktorsko ale ich techniki walki są prawdziwe, a nie stworzone przez dublerów. Zobacz sobie wczesniej wspomnianego "Kickboksera" i powiedz mi czy twoim zdaniem Tong Po był jak Anthony Hopkins wśród aktorów. To jest film o sztukach walki, tutaj się nie wymaga gry aktorskiej czy głębokiej fabuły. Ja oceniłem Never back Down 3 jako fan filmów karate na vhsach i będę się dalej upierać, że film jest dobry, a jak ci się nie podoba moja opinia do idź płakać do kąta.
po pierwsze 04 to cyfra ktora lubie od zawsze, a data urodzenia to `91 i ja Cie frajerze nie obrazam wiec morda tam. Jesli naprawde uwazasz, ze ten film byl dobry to jestes totalnym bezgusciem. To byl jeden ze slabszych filmow J.White'a. Sporo lepsze byly np Blood and Bone, czy Undisputed. Nie porownuje tutaj roznych filmow o sztukach walki, a te konkretna serie. Nie zauwazyles tego, ale czego moge sie spodziewac po formie wypowiedzi, w ktorej chcesz mnie obrazic zamiast ocenic film? Nie pozdrawiam.
PS. jesli porownujesz ten film do Kicboxera to albo to jest 1 film ktory po Kicboxerze ogladales, albo nie masz pojecia co to dobre kino.
No trzeciej części na pewno bliżej do filmów karate z lat 80/90(w tym wypadku podałem przykład kickboxera bo najbardziej znany), niż pierwszej. W jedynce mamy walki między wyżelowanymi licealistami, gdzie aktorzy to jakieś gogusie, a w trójce mamy normalnych fighterów (J.White) lub w niektórych przypadkach aktorów, którzy na takich wyglądają (np Nathan Jones). Zgodzę się, że Blood and Bone i Undisputed były lepsze, ale jeśli chodzi o serie Never Back Down, nie zmieniam swojego zdania trójka najlepsza, dwójka dobra, jedynka taka sobie z marnymi aktorami. I mi nie narzucaj co powinno mi się bardziej podobać a co mniej. Zauważ, że ja się nie czepiam, że uważasz jedynkę za najlepszą w serii, tylko tłumaczę swoją ocenę i wyrażam swoją opinie. Więc to ty tutaj mnie atakujesz a nie na odwrót. Gdybym próbował cię obrazić na pewno byś to poczuł na swoim tyłku, ale nie potrzebuje by mi tutaj banowali posty czy konto. Wyrażam swoją opinie i jej nie zmienię, choćby nie wiem jak bardzo chciał mnie atakować z tego względu, na mnie to nie działa.
Zabawne, ze sugerujesz iz narzucam Ci co powinienes, a sam w swoim poscie piszesz co ja wole nie majac o tym kompletnie pojecia. Poza tym poza fabula w filmach tego gatunku liczy sie gra aktorska, ktora tutaj jest bliska zeru, a nie to jak ktos wyglada, chyba ze masz jakis uraz do gosci ,ktorzy wygladaja "normalnie" a nie jak Nathan(nie urazam go tu, chodzi mi o typowy wyglad "karka"). Oceniamy film - wiec fabule, gre aktorska, muzyke itp itd. To nie jest film dokumentalny, w ktorym musza grac zawodowcy - to ma wygladac i byc przyjemne dla widza, a ten film nie był. Dodatkowo - jesli uwazasz, ze Faris i Gigandet sa slabszymi aktorami od np Nathana Jonesa, to dalsza dyskusja raczej nie ma sensu.
Nie. Nathan jest słabym aktorem. I jakby było możliwe to wolałbym kogoś innego na jego miejsce ale napewno nie tego całego Gigandeta, który jest słaby aktorsko jako czarny charakter i do tego wygląda jak na jeden strzał. Ogólnie mi chodziło o aktorów a nie tylko o Nathana, że to nie była zbieranina bogatych rozpieszczonych dzieciaków z liceum tylko zostawili ten sport dla dorosłych. A i tak dalsza dyskusja nie ma sensu, bo mamy inne oczekiwania od filmów o sztukach walki. Ja stawiam na dobre widowiskowe walki oraz ich wykonanie, w tym wypadku jest między innymi ważne odpowiednia praca kamery + dobre ujęcia, jak najmniejszy udział dublerów i odpowiednia użycie efektów typu przyśpieszenie czy spowolnienie (ale też nie nadmierne). A u ciebie jest odwrotnie gra aktorska, fabuła później walki i ok, nie ma nic w tym złego póki nie czepiasz się ludzi za inny gust.
Nie czepiam sie za inny gust. Daje Ci do zrozumienia, ze trzeba tez patrzec na inne wartosci w filmie. A Gigandet nie jest slaby aktorsko - gdyby byl, to dostalby maksymalnie jedna, dwie role w znanych produkcjach "przez przypadek", a grał w naprawdę niezlych,roznego gatunku filmach.
Gigandet jest słaby aktorsko jako czarny charakter (Never Back Down i Eksperyment). Tam gdzie gra małe role czy drugo planowe jakoś mi nie przeszkadza np w "Ksiądz" był w miarę ok, w jakiejś komedii o golfie (nie pamiętam tytułu) też był ok. Jak dla mnie zwykły przeciętny aktor, ale tragiczny w roli czarnych charakterów. Na inne wartości w filmie patrzę we wszystkich innych gatunkach filmowych, wtedy fabuła i gra aktorska jest dla mnie najważniejsza. Ale inną odmianą są filmy karate/kung fu.
Ja do filmów karate podchodzę jak do pornola, gdzie fabuła schodzi na drugi plan. Jak w pornosach zwraca się uwagę na panienkę i jej kształty oraz poziom zaangażowania, po czym jest większa ochota na seks, tak ja w filmach o sztukach walki, zwracam głównie uwagę na akrobację i techniki wykonywania ciosów, po czym mam większą motywację do treningów. Natomiast jak w filmie z dobrą fabuła, załóżmy Sharon Stone ma scenę łóżkową, to tak nie podnieci jak dobry pornos (albo nawet w ogole nie podnieci). Tak samo jak w filmie z dobrą obsadą zobaczę Cameron Diaz (Aniołki Charliego), Erika Robertsa (DoA), Keanu Reves (Matrix i Man of Tai Chi) jak wykonują śmieszne ruchy mające przypominać sztuki walki, które im pokaże choreograf. Do tego część wykona dubler, a drugą część wykonają za pomocą linek i efektów, wtedy zamiast motywacji do treningu mam kupę śmiechu lub zagwarantowaną kołysankę. Akurat dwa pierwsze filmy, które wymieniłem miały kiepską fabułę i sceny walki, ale mam nadzieję, że rozumiesz do czego zmierzam.