Bardzo rozjechany ten film. Naładowany silnymi emocjami: ostra krytyka polowań i obyczajowości, która na nie zezwala (z czym trudno polemizować), ale krytyka ta dochodzi do etapu akceptacji morderstwa, z drugiej ta akceptacja nieco złagodzona jest wykreowaniem postaci głównej bohaterki jako wyraźnej wariatki. To zresztą w gruncie rzeczy niejednoznaczna postać – sympatia widza jest brutalnie przeciągana z plusa na minus i z powrotem. Landszafty wypracowane, ale działają raczej tylko na wielbicieli gór. Sceny z dzikimi zwierzętami jakieś takie ni przypiął ni przyłatał, jakby w repertuaru reżyseria stawiającego pierwsze kroki w zawodzie, wręcz zażenowany byłem nachalnością tych obrazów. W ogóle film grzeszy chorobą wielu ekranizacji: zawarto z nim jakieś wątki, które w kontekście samego filmu się słabo bronią, a często w ogóle gubią sens.
Jedna uwaga techniczna. Zatrudnianie aktorów czeskich bez dubbingu jest pomysłem zdecydowanie chybionym. Ci ludzie beznadziejnie zmagają się z kwestiami po polsku, w języku dla siebie obcym. Efekt jest zły – brzmią sztucznie i intonacyjnie fałszywie, no i fonetycznie źle - kwestie Miroslava Krobota są tu w 30 procentach niezrozumiałe. Dokładnie to samo zjawisko w „Winie truskawkowym” Jabłońskiego.